Uśmiech, braterskie wybuchy, modlitwa. Zasłyszane w drodze do Trzebnicy

Agata Combik Agata Combik

publikacja 13.10.2019 14:10

Podczas wędrówki przez kukurydziane pola usłyszysz o św. Jadwidze, przygotowaniach do spotkania Taizé, ale i o niezliczonych ludzkich sprawach. Poznasz również moc uśmiechu "zielonego brata".

Uśmiech, braterskie wybuchy, modlitwa. Zasłyszane w drodze do Trzebnicy Filip Sługocki na służbie. Agata Combik /Foto Gość

Filip Sługocki, który lubi służyć, najlepiej w mundurze

Tak, czasem trzeba się uśmiechnąć do pielgrzyma, żeby nie myślał, że porządkowy to buc. No i nie chcemy, żeby ktoś stwierdził, że „zielony” to tylko warczy. Jesteśmy tu po to, żeby służyć. Pielgrzymka do Trzebnicy różni się od jasnogórskiej – tam po kilku dniach, kiedy człowiek słyszy ciągłe pytania: „A daleko jeszcze?”, to ten uśmiech już więdnie na ustach. Nawet jednak jeśli jest nieco wymuszony, to w sercu jest szczera życzliwość.

Wielu docenia naszą pracę – mimo że czasem dochodzi do jakichś spięć, bo jesteśmy tylko ludźmi. Bywa, że jak mnie jeden, drugi, dziesiąty pielgrzym o coś zapyta, to do jedenastego wybuchnę. Ale zdarza się, i to jest super, że ten jedenasty jest wyrozumiały. Kiedyś wybuchłem, przeprosiłem. A tamten człowiek mówi ze zrozumieniem: „Co? Jestem setnym z kolei?”. To było piękne. Bywa, że i ja wybuchnę i pielgrzym wybuchnie, ale po 3 sekundach jest już dobrze. Wiemy, po co tu idziemy. To nie tylko rajd.

Na trzebnicką pielgrzymkę chodziłem chyba z 6 razy, a potem, kiedy w maju skończyłem 18 lat, to w sierpniu – przed rozpoczęciem nauki w klasie maturalnej – poszedłem na Jasną Górę. Wow, „zieloni” chodzą, działają na skrzyżowaniach… Zawsze mnie ta służba „kręciła”. I zawsze mnie mundur ciągnął. Kojarzy się właśnie ze służbą człowiekowi. Ja pracuję zawodowo w ochronie, na imprezach masowych. I tu, i tu jest służba porządkowa, ale to inne światy. Na pielgrzymce najważniejszy jest wymiar duchowy.

Jako porządkowi często nie możemy słuchać konferencji pielgrzymkowych, na szczęście możemy uczestniczyć we Mszach św., mamy swojego przewodnika. Nasza służba to duży wysiłek. Na skrzyżowaniu na przykład trzeba myśleć za siebie, za pielgrzyma, za kierowcę. Mieć oczy dookoła głowy, pilnować, żeby ktoś nie wyskoczył za kabelek na ruchliwej drodze. Do tego dochodzi wysiłek fizyczny, marsz często w skwarze. Jednak jak pielgrzym podchodzi i mówi: „Dziękuję, bracie, że jesteś”, to przechodzą wszelkie nerwy, złości, pojawia się poczucie, że to jest komuś potrzebne.

Sebastian Kotlarz

Jestem po raz pierwszy na takiej pielgrzymce. Poczułem potrzebę wyciszenia, przemyślenia wielu spraw, mogłem się tu wybrać z przyjaciółmi – co też jest ważne. Na co dzień żyjemy w biegu, w dużym stresie. Coś tracimy pod względem duchowym. Tutaj przeżywa się prawdę, że życie jest pielgrzymowaniem. To też okazja do pojednania. Czuję ciężar różnych swoich błędów, decyzji, które dziś uważam za niewłaściwe. W zwykłym życiu często trudno odwrócić się od swoich grzechów – bo żyjemy w takiej skorupie [swoich przyzwyczajeń]. Na pielgrzymce można ją trochę skruszyć.

Patrycja Marchelek, pielgrzymująca a narzeczonym Łukaszem Jamrozikiem

Każdy idzie tu z jakimiś intencjami. Modlitwa połączona z pewnym wysiłkiem jest chyba owocniejsza. Przygotowujemy się do małżeństwa, więc oczywiście powierzamy Bogu naszą drogę. Jesteśmy już narzeczonymi, nasz ślub ma się odbyć w sierpniu.

Czemu idę w sukience? Wbrew pozorom jest to bardzo wygodne. Przede wszystkim jednak Eucharystia to punkt kulminacyjny tej pielgrzymki, a uważam, że godny ubiór w czasie Mszy św. jest ważny. Eucharystia jest szczególnym spotkaniem z Bogiem.

Brat Antoni

Od 6 lat chodzę na pielgrzymki – odkąd moje gospodarstwo przeszło w inne ręce. A mam 85 lat. Cieszę się.

Urszula z Wrocławia

Z pielgrzymką jest jak z książką – za każdym razem inaczej się ją odbiera. W ostatnich latach idę 5. raz do Trzebnicy, przedtem chodziłam na pielgrzymki na Jasną Górę – byłam 8 razy, w czasach kiedy tamte pielgrzymki były bardzo liczne. Zaczęłam w 8. klasie szkoły podstawowej – najpierw traktowałam to jako rodzaj przygody, potem coraz głębiej patrzyłam na pielgrzymkę. Miałam długą przerwę, gdy przyszły na świat moje dzieci, a teraz zaczęłam znów chodzić – najpierw sama, potem ze starszą córką, potem z młodszą. Niosę wiadome Bogu intencje.

Wanda z teściową Barbarą i Bartusiem

Teściowa 6. rok pod rząd idzie do Trzebnicy. To mnie zmotywowało. Ja idę z Bartusiem po raz drugi. Odważyliśmy się. W tamtym roku synek miał swój kryzys jeszcze we Wrocławiu, ale potem się rozkręcił. Teraz też damy radę.

Estera Ryczek

Idziemy w intencjach całej naszej rodziny, po raz pierwszy. Wyruszyliśmy w komplecie, z mężem Tomaszem, małą Marysią (wyposażoną w kijki, które jej służą do chodzenia po górach) i Mają. Pobudka – chociaż parę minut po 4.00 – odbywała się z uśmiechem.

Agnieszka, wędrująca razem z Iwoną, Renatą, Anetą

Jesteśmy z okolic Legnicy, ze Środy Śl., Prochowic, jedna osoba przyjechała nawet z Austrii na tą pielgrzymkę. Już w tamtym roku postanowiłyśmy, że wyruszymy – po raz pierwszy. Idziemy w intencji chorego kuzyna, też w intencji męża. Mi osobiście św. Jadwiga jest bliska – moja mama jest Jadwiga, ja noszę to imię jako drugie, wybrałam je także do bierzmowania. Liczymy na wstawiennictwo świętej.