Ks. Stanisław Orzechowski "Orzech" obchodzi 80. urodziny

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

publikacja 07.11.2019 09:57

Ceniony duszpasterz, wychowawca i niestrudzony pielgrzym odcisnął silne piętno na kilku pokoleniach Dolnoślązaków. Jak go dzisiaj odbierają ci, którym posługiwał przed laty oraz jego współcześni podopieczni?

Ks. Stanisław Orzechowski "Orzech" obchodzi 80. urodziny Ks. Stanisław "Orzech" Orzechowski na Jasnej Górze tuż przed Mszą kończącą 39. Pieszą Pielgrzymkę Wrocławską. Karol Białkowski /Foto Gość

Urodzinowym tortem od redakcji "Gościa Wrocławskiego" na ten jubileusz niech będą zebrane wspomnienia tych starszych i młodszych, którzy formowali się pod okiem "Orzecha", ludzi z jego otoczenia, na których wywarł duży wpływ.

Warto dodać, że według nieoficjalnych statystyk w duszpasterstwie przy ul. Bujwida, które prowadził ks. Orzechowski, zrodziło się w ciągu 40 lat ponad 30 powołań kapłańskich i zakonnych! A rodzin żyjących prawdziwie Ewangelią pod wpływem nauczania kapłana z pewnością nie da się zliczyć.

O Orzechu mówią: 

Przeczytaj ich słowa na następnych stronach lub kliknij w wybraną osobę.

Mówi Patrycja Izdebska (członek DA Wawrzyny w latach 90.):

Ks. Orzechowski to kapłan stąpający twardo po ziemi, a jednocześnie bardzo uduchowiony. Znam go prawie 30 lat. Pierwszy raz zetknęłam się z nim po maturze, gdy szłam w swojej pierwszej Pieszej Pielgrzymce na Jasna Górę. Wtedy od razu go pokochałam. I to także dzięki niemu wtedy wybrałam Wrocław jako miasto na studia. W zasadzie przez cały akademicki czas był obecny w życiu moim i mojej rodziny. Jego mądrości usłyszane na kazaniu przynosiliśmy do domu i opowiadaliśmy sobie nawzajem, tworząc cykl "A Orzech powiedział...".

Pamiętam dobrze, gdy odwiedzał nas w akademiku po kolędzie. Przygotowywałyśmy zawsze coś dobrego, ale on ma wyrafinowane podniebienie, więc ciężko mu było dogodzić. Przynajmniej było wesoło. Zapadły mi w pamięci także środowe noce spędzone na spowiedzi. Czasem nawet do świtu. Wyciągał nas-studentów z różnych perypetii duchowych. Kiedyś przyszłam do niego o 3 w nocy, żeby mnie podtrzymał na duchu po spotkaniu neofitów protestanckich.  To prawda, że jest szorstki, nie należy do grzecznych lukrowanych księży, ale pod tą skorupą czujemy jego wrażliwość i ojcowską troskę. Obdarza każdego głębokim spojrzeniem.

Odróżnia się od innych kapłanów bezpośredniością, ma bardzo zdroworozsądkowe podejście, bez owijania w bawełnę. Studentów urzeka tym, że potrafił ostro coś wyjaśnić, kiedy zachodzi potrzeba. Ma duże poczucie humoru.

Teraz, po latach, za każdym razem gdy go widzę, czuję wzruszenie, jakbym wracała do domu. W duszpasterstwie Wawrzyny spotkałam swojego przyszłego męża. Orzech mówił kazanie na naszym ślubie. Kiedy trzeba, to na nas grzmiał. (śmiech) Nasze córki były chrzczone przy Bujwida. Jego konferencje i kazania to były dla nas w młodości niczym wychowanie do życia w rodzinie. Formował nas na dorosłych ludzi poprzez opowieści o jego domu rodzinnym, który obdarza ogromnym szacunkiem. Potrafi z obcych sobie studentów stworzyć rodzinę. Nasze przyjaźnie z czasów młodości trwają do dziś.

Mówi s. Maria Czepiel (elżbietanka):

Pomimo dojrzałego wieku (sam nazywa siebie "Orzech stary") bardzo mi imponuje fakt, że potrafi przyznać się do błędu i przeprosić, nawet w sposób publiczny. To jest wielkość ludzi świętych. Oni dostrzegają swoje słabości. Mimo wybuchowego charakteru, Orzech wciąż dojrzewa, także w tym, co przeżywa teraz  - w swoim cierpieniu, słabości ciała. Jest krytyczny wobec siebie, umie się wycofać.

Ks. Orzechowski kojarzy mi się z ojcem i nie mówię tego jako slogan, bo tak wypada. To ojciec, który wymaga i potrafi powiedzieć, że jest coś dobrze, ale również surowo upomnieć. Jego kapłaństwo imponuje ludziom młodym, bo przyciąga ich w nim autentyczne ojcostwo duchowe.

W tym kontekście przypomina mi się fragment z Pisma Świętego, kiedy Pan Jezus powiedział do Natanaela: "Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma fałszu". I taki jest właśnie Orzech.

Myślę także, że siła mężczyzny nie tkwi w muskulaturze, ale umiejętności opiekowania się słabszymi, bezbronnymi, pokrzywdzonymi, ubogimi. Ks. Stanisław ma do tego niesamowicie wrażliwie serce, czym ujmuje ludzi.

Mówi ks. Jakub Bartczak (kapłan archidiecezji wrocławskiej, raper):

Na pytanie, czy "Orzech" wpłynął na moje życie odpowiem krótko, ale dosadnie: to dzięki niemu zostałem księdzem. Moja mama należała do DA Wawrzyny i ks. Stanisław stał się dla mnie wspaniałym obrazem kapłana w dzieciństwie. Całe życie oddaje Panu Bogu. Jest otwarty na ludzi, zwariowany, ale w pozytywnym sensie. Imponowała mi zawsze jego prostota życia i skromność.

Tak naprawdę to dzięki niemu trafiłem do księży diecezjalnych, a nie do zakonu.

Zauważyłem, że ma wielki szacunek do wszystkich ludzi, nie do wybranej grupy, bardziej lub mniej wykształconych. Wyróżnia się wśród księży, których spotykałem jako dziecko. Wszystko co robił, było związane z Panem Bogiem. Ewangelizował życiem takim bardzo zwyczajnym.

Dla mnie Orzech to taki prorok naszych czasów, świadek wiary dany od Pana Boga. Jako ksiądz podziwiam go za to, jak prowadzi duszpasterstwo. On rzeczywiście żyje ludźmi, którym służy, troszczy się o nich, nie tylko poprzez sakramenty, ale dobrym słowem, czynem, wsparciem.

Mówi Ewa Węgielska (26-letnia absolwentka DA Wawrzyny z lat 2012-2016):

Cenię Orzecha za przestrzeń jaką stworzył w DA Wawrzyny dla rozwoju wiary i przyjaźni. Doświadczyłam tam, w jego obecności, właśnie tych wartości. Uważam go za trudnego człowieka, ale jednocześnie kocham za to, że przedstawił mi Chrystusa jako czułego przyjaciela. Pokornieję w obliczu tej prawdy i wobec człowieka - "Orzecha Starego", którego imię i osoba ciągle się przewija pośród moich najpiękniejszych wspomnień.

Myśląc o Orzechu widzę przyrodę, którą tak kocha. Widzę spokojne oczy krowy, o których opowiadał, że są najlepszym lekarstwem na smutki. Słyszę wymagania, które uparcie mi stawiał i dzięki którym uczyłam się, czym jest pokora, odwaga i odpowiedzialność. Widzę też siebie z listą zakupów na pielgrzymkę i zapamiętaną chwilą, kiedy pierwszy raz rozbawił się w mojej obecności.

Widzę Orzecha, który po moich wielkich żalach wobec jego niesprawiedliwego ochrzanu (oczywiście w moim odczuciu) mówi: "No, przecież wiesz jaki ja jestem!". I słyszę śmiech swój i swoich przyjaciół, bo tak często Orzech go wywoływał.Ten ksiądz to wielka historia, tyle że siedzi obok w kuchni z najprostszym kubkiem w dłoni.

Mówi br. Wojciech Jerie ze wspólnoty Taize  (w DA Wawrzyny na przełomie XX i XXI wieku):

O ks. Orzechowskim dużo słyszałem jako młody człowiek i w końcu brat mnie zabrał do DA Wawrzyny. Przyznam, że inaczej sobie go wyobrażałem. Powoli go poznawałem. On zawsze po prostu był. Sama jego obecność była punktem odniesienia.

Trudno określić w kilku zdaniach człowieka, którego piękno zawiera się w złożoności. Pierwsze wrażenie, gdy go spotkałem to szorstkość, ale potem zrozumiałem, że w niej wyraża się jego miłość, która nie boi się mówić w sposób otwarty, nie boi się mówić prawdy, trudnych rzeczy. To miłość z charakterem, która dla wielu młodych ludzi jest istotna.

Podczas obozu w Białym Dunajcu jego obecność była bardzo cenna. Widziałem, jak nie nadążał już za rytmem studentów, ale chciał być przy nich by pomagać im stawiać kolejne kroki. W jednym aspekcie to młodzi pomagali jemu, w drugim na odwrót.

Orzech nie robi nic na pokaz, zero sztuczności. Zgodność jego słów z jego sposobem życia dla wielu jest inspirująca, przyciągająca oraz buduje do niego zaufanie. To bardzo ważny człowiek dla Wrocławia.

Prawda, że jest specyficzny. Nie boi się mówić tego, co myśli, np. że kwiatki pod ołtarzem śmierdzą. Nie przybiera jakiejś pozy, ale jest sobą i daje tym świadectwo życia prostego i wrażliwego na człowieka. Ludzie kojarzą go także z nadzwyczajnego poczucia humoru, także wobec swojej osoby. Te żarty nie sprawiały zakłopotania, nie wyszydzały, ale one często prowadziło do prawd wiary, pomagały odnaleźć piękno.

Ks. Orzechowski, jak każdy, ma swoje lepsze i gorsze dni, ale, jak niewielu, potrafił o tym mówić. Jego otwartość i transparentność sprawia, że tak wiele osób mu ufa.

Mówi Paulina Tylecka (absolwentka DA Wawrzyny z lat 2014-2018):

Surowy, ale wrażliwy. Działając w duszpasterstwie starałam się w szczególności pamiętać o jego świętach - bardzo lubił, kiedy składaliśmy mu życzenia w rocznicę jego chrztu. To człowiek, który jednym spojrzeniem potrafi "prześwietlić" cię na wylot. Dostrzega wiele szczegółów w drugim człowieku, również tych zewnętrznych. Niektórymi spostrzeżeniami wręcz mnie zadziwiał, np. lubił, kiedy przychodziłam do niego w związanych włosach, sugerując że tak jako kobieta powinnam się nosić.

Pamiętam pierwsze nasze poważne spotkanie, na którym powiedział mi, że mam zostać główną odpowiedzialną za życie DA (tzw. prezydentową). Nie pytał mnie wtedy o wiele, a dostrzegł we mnie cechy, które dzięki posłudze w duszpasterstwie udało mi się znakomicie wypracować i udoskonalić.  Po spotkaniu z Orzechem i spędzaniu czasu z nim zmieniłam swoje życie - zmieniłam kierunek studiów, pracę i jestem szczęśliwą żoną.

Do dziś urzeka mnie jego humor i dystans do życia. Pracując w korporacji widzę, że taki dystans przydałby się wielu osobom na wysokich stanowiskach. 

Pamiętam, gdy przygotowywaliśmy spotkanie dla osób odpowiedzialnych oraz chcących się zaangażować w duszpasterstwo. Pragnęłam wszystkie nowe osoby otoczyć miłością i przygotowałam piękną przemowę. Po niej przyszedł Orzech z... fryzjerem. Postanowił, że spotkanie odbędzie się w luźnym stylu, a w jego trakcie fryzjerka będzie go strzygła. Dźwięk maszynki do włosów i postawa zdystansowanego Orzecha dużo bardziej rozbawiła nowe osoby i zachęciła młodych ludzi do ciekawości świata duszpasterskiego niż moja przemowa.

I dwa moje krótkie wspomnienia związane ze zwyczajnością ks. Orzechowskiego:

1. Będąc kiedyś w Morzęcinie kazał mi ciąć pokrzywy dla świń. Parzyło, ale świnie tak bardzo się z nich cieszyły, że dało mi to dużą przyjemność.

2. Kiedy odwoziłam go do Morzęcina, chciał, aby po drodze kupować mu frytki w McDonald, albo jechać do lodziarni na Bema. 

Mówi Kacper Starościak (student Politechniki Wrocławskiej, od roku w DA Wawrzyny):

Ks. Stanisław jest dla mnie jest wzorem tego, jak człowiek powinien rozwijać swoje życie w przyjaźni z Panem Bogiem. Jego relacja z Bogiem jest naprawdę czymś wyjątkowym i czujemy to w jego słowach. Mimo, że jestem od niedawna w duszpasterstwie i nie doświadczyłem tak bardzo prowadzenia przez niego jak starsi, rozmowy z nim i jego nauki odcisnęły duże piętno na moim życiu. Wywierają zawsze wrażenie i powodują zmianę.

Orzech nie owija w bawełnę. Rzadko się słyszy, żeby ksiądz potrafił ostro kogoś upominać, a on to bez żadnej krępacji robi. Zanim znalazłem się w "Wawrzynach", nie byłem zbyt blisko Boga i Kościoła. Ks. Orzechowskiego poznałem na obozie w Białym Dunajcu i to po nim zacząłem uczęszczać na spotkania duszpasterstwa.

Nie spotkałem nigdy wcześniej takiego księdza. Szokowała mnie ta bezpośredniość, ale szokowała pozytywnie. Ona przyciąga młodych ludzi. Ważne, jest żeby to odbierać właściwie, w odpowiedniej formie. Orzecha intencją nigdy nie jest to, by kogoś zranić. Pamiętam, że na początku, gdy go poznałem, byłem trochę przestraszony i musiał minąć jakiś czas, żebym się przyzwyczaił.

Nie raz zdarzyło mi się śmiać do rozpuku z jego żartów i mam nadzieje, że będzie miał  jeszcze do tego okazję. Ja kupuję jego poczucie humoru, które bywa ostre, ale, co tu dużo mówić, przyciąga studentów.

Myślę, że potrzeba nam takich księży jak Orzech w obecnym kryzysie wiary. Mimo tego, że jest momentami szorstki, to jednocześnie wykazuje ogromną otwartość jest i w głębi serca widać wielką wrażliwość. Uderza nas, gdy okazuje emocje. Potrafi pozytywnie wpłynąć na ludzi.

Mówi Wiesław "Kuzyn" Wowk (koordynator Pieszej Pielgrzymki Wrocławskiej, współpracownik Orzecha, w DA Wawrzyny w latach 90.):

Pierwszy raz z Orzechem zetknąłem się na Pieszej Pielgrzymce do Częstochowy w 1983 roku. Później lepiej go poznałem, gdy zaangażowałem się w duszpasterstwo w latach 90.

Ks. Orzechowskiego spostrzegam jako duszpasterza, który przez lata pozostał wierny swojemu powołaniu i Chrystusa zawsze stawia na pierwszym miejscu. W tym co robi, jest bardzo autentyczny, choć nie wszystkim się to podoba. Taką postawą jednak pociągał za sobą tłumy młodzieży, która potrzebuje ludzi autentycznych.

Dla wielu z nich stał się autorytetem, który stawiał wymagania. I choć nie zawsze się z nim zgadzaliśmy, to na pewno nie można było przejść obok niego obojętnie. Dla mnie to duszpasterz z krwi i kości, wiarygodny, szczery i wymagający. Ten kapłan wpłynął pozytywnie na życie wielu osób.