Wrocławskie Schronisko św. Brata Alberta dla Bezdomnych Kobiet świętuje

ap, ac

publikacja 20.11.2019 15:52

Jubileuszowe obchody 20-lecia albertyńskiej służby przy ul. Strzegomskiej we Wrocławiu rozpoczną się 23 listopada. Centralnym ich punktem będzie Msza św. pod przewodnictwem bp. Jacka Kicińskiego 26 listopada o 16.00. Przypominamy historię schroniska.

Wrocławskie Schronisko św. Brata Alberta dla Bezdomnych Kobiet świętuje W schronisku, z muzyką. Archiwum schroniska

Program obchodów:

23 listopada o 17.00 – występ Chóru Gloria Salvatori;
24 listopada o 15.00 – życie schroniska zatrzymane w kadrze – pokaz slajdów;
25 listopada o 12.00 – drzwi otwarte, wystawa i kiermasz prac mieszkanek;
26 listopada o 16.00 – centralne uroczystości: Msza św. pod przewodnictwem bp. Jacka Kicińskiego, 18.00 – prezentacja i agapa.

*

Agnieszka Piskorz, pracująca w schronisku jako opiekunka, prezentuje placówkę:

Pod koniec 1999 r., ale jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, nasze schronisko przeniosło się z ul. Złotostockiej 24 (po 7 latach pobytu) na ul. Strzegomską 9. Ten budynek wcześniej był zamieszkiwany przez bezdomnych mężczyzn, a po  gruntownym remoncie zamieszkały tu kobiety i matki z dziećmi. Było to dla wszystkich ogromne przedsięwzięcie – przeprowadzka z całym dobytkiem  kilkudziesięciu osób jednocześnie. Bardzo byli dla nas wtedy pomocni mieszkańcy i pracownicy męskich schronisk dla bezdomnych. Jesteśmy ogromnie wdzięczni z współpracę i życzliwość.

Nasz pobyt na Strzegomskiej rozpoczęliśmy od uroczystej Mszy św. i poświęcenia schroniska przez bp. Józefa Pazdura. Była to wielka uroczystość, na której zgromadziły się wszystkie mieszkanki, dzieci, pracownicy wszystkich schronisk, przyjaciele i darczyńcy Towarzystwa Pomocy im św. Brata Alberta.

Schronisko od wielu lat pozostaje pod opieką duchową ojców paulinów z parafii św. Mikołaja przy ul. św. Antoniego. W każdą niedzielę ojciec – opiekun naszego ośrodka – przyjeżdża do nas, odprawia Mszę św. Dzięki temu może w niej brać udział wiele schorowanych, niepełnosprawnych mieszkanek. Z tej możliwości korzystają również okoliczni mieszkańcy, którzy nie są w stanie dotrzeć do kościoła w swojej  parafii.  Przed Mszą św. jest możliwość przystąpienia do spowiedzi, z czego mieszkanki bardzo chętnie korzystają. Opieka duszpasterska jest dla nas bardzo ważna i cenna. Przed świętami możemy brać udział w rekolekcjach, a świadomość, że możemy liczyć na naszych duszpasterzy, pomaga nam w trudnych sytuacjach. Serdecznie im dziękujemy za 20 lat posługi na Strzegomskiej, modlimy się i polecamy się w modlitwie.

Utrzymujemy się z wpłat własnych mieszkanek, z dofinansowania od miasta i dzięki naszym darczyńcom. Niektórzy wspierają nas od wielu lat. Skromnie powtarzają, że dają ile mogą, że to niewiele, ale dla nas to jest bardzo dużo. Sama świadomość tego, że ktoś o nas myśli, chce nam coś ofiarować, poświęca swój czas i pieniądze, jest dla nas bardzo dużym wzmocnieniem. Wielu skromnych darczyńców tworzy bardzo dużą i silną armię... Uwielbiamy sytuacje, gdy ktoś nam przynosi parę używanych rzeczy i pyta: „Czego tak naprawdę potrzebujecie?". Odpowiedź jest zawsze jedna: żywność i chemia. Ten ktoś mówi „OK”, a za parę godzin… wjeżdża z wózkiem pełnym zakupów. Zostawia, mówi „proszę” i znika…

Mamy też piękne wsparcie od pracowników różnych dużych korporacji, banków i organizacji. Grupa pracowników poświęca jeden dzień na pomaganie nam – na przykład przygotowują taką akcję: robią zakupy, gotują pyszny obiad składający się z kotleta schabowego ziemniaków, surówki i ciasta, sami wydają ten posiłek naszym mieszkankom, potem sprzątają cała kuchnię i znikają...

Inne grupy przychodzą i np. malują nam  korytarze w schronisku albo na wiosnę ozdabiają cały teren kwiatami doniczkowymi i rabatowymi. Pewna grupa z palet zrobiła dla mieszkańców meble ogrodowe, inna grupa wykonała nasadzenia iglaków i drzew na terenie schroniska. Znalazł się ktoś chętny, by zakupić materiały i pomalować dwa pokoje w naszym ośrodku, inni wyposażyli przepięknie plac zabaw dla naszych dzieci.

Te wszystkie wspólne działania pozwalają nam na utrzymanie się, ale mimo wszystko jest nam bardzo ciężko i liczymy każdą złotówkę, zanim ją na coś wydamy. Na co dzień żyjemy skromnie, ale godnie. Chcemy nieść pomoc osobom ubogim, zagubionym i odtrąconym. Dając im dach nad głową i minimum środków do życia, mamy nadzieję, że będzie to dla nich ten moment, w którym będą mogły odbić się od dna, że będą chciały zrobić coś ze swoim życiem, polepszyć swoje bytowanie. Czasami jest to możliwe, ale czasem niestety nie. Wtedy trzeba być towarzyszem takiej osoby i wspierać ją, na ile jest to możliwe. Wtedy, kiedy nie możesz już nic zrobić, to po prostu bądź.

Ubolewamy nad tym, że nie mamy w schronisku żadnej opieki medycznej, chociażby takiej doraźnej (na przykład osoby dochodzącej raz w tygodniu). Często podopieczne przyjmowane są w bardzo złej kondycji zdrowotnej, nie mają siły, aby podejść do lekarza, nie mają dowodu, nie mają ubezpieczenia… Jest tylko schorowany, słaby, brudny, zawszawiony człowiek, któremu tak po ludzku trzeba pomóc. Po pierwszych czynnościach pielęgnacyjnych wzywamy lekarza na wizytę prywatną lub wzywamy pogotowie ratunkowe z prośbą o interwencję. Radzimy sobie wszelkimi sposobami, często musimy prywatnie zawozić podopieczną na wizytę na przykład do dermatologa – gdy ma poważne zmiany skórne wymagające leczenia.

Osoby przebywające w ośrodku muszą być trzeźwe. Jeżeli ktoś przychodzi pod wpływem alkoholu, to znaczy że ma problem z utrzymaniem abstynencji pomimo zakazu picia w ośrodku i tak naprawdę powinien zgłosić się na leczenie. Ta osoba  ma wybór: albo się leczę i mam szansę pobytu w schronisku, albo wybieram inną drogę i układam sobie życie poza schroniskiem. Zawsze może do nas wrócić, gdy poczuje chęć zmiany. Są takie osoby, które wracają do nas po kilka, a nawet po kilkanaście razy. Widać, jakim problemem jest dla nich przezwyciężenie nałogu, jak bardzo chcą przestać pić i… jak bardzo nie mogą tego zrobić.

W naszym  schronisku prowadzimy pracownię plastyczno-artystyczną. Obecnie specjalizujemy się w decoupage’u, ozdabiamy tą metodą co tylko się da. Każda z pań może przyjść i spróbować się wyciszyć. Efekty ich prac są bardzo miłe dla oka. Niektóre panie mówią najpierw „O nie, ja się nie nadaję”, a potem spędzają długie godziny na żmudnym ozdabianiu i są bardzo dumne z siebie. A my z nich.

Pisanki i bombki ozdobione metodą decoupage'u są już naszym znakiem rozpoznawczym.

Mamy nadzieję, że Brat Albert byłby z nas dumny. Staramy się nieść pomoc najuboższym, schorowanym, uzależnionym i porzuconym. Liczy się dla nas człowiek,  który potrzebuje czasu, uwagi, rozmowy i akceptacji, zrozumienia i zwyczajnej, podstawowej pomocy. Brat Albert miał ciężej niż my, żył w trudniejszych czasach, a jednak starał się dbać o człowieczeństwo swoich podopiecznych, walczył dla nich. My też się staramy.