Każdy ma swoje Betlejem. O związkach niesakramentalnych

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

publikacja 07.12.2019 16:06

W parafii pw. Świętej Rodziny trwają rekolekcje adwentowe pt. "Bożą rodziną jesteśmy" dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych.

Każdy ma swoje Betlejem. O związkach niesakramentalnych Każda rodzina, każde małżeństwo to indywidualny przypadek. Różne są przyczyny i powody rozpadów małżeństw. Józef Wolny /Foto Gość

W każdą niedzielę Adwentu wieczorem w parafii na wrocławskim Sępolnie kapłani kierują naukę do osób w związkach niesakramentalnych, które zaproszone są na Mszę świętą o godzinie 18, a potem na godzinę 19 na konferencję w salce w domu parafialnym.

- Wiele osób żyjących w związkach niesakramentalnych, gdy usłyszy mniej lub bardziej wyraźne wezwanie Jezusa do wyprostowania ścieżek swojego życia - w sposób im dostępny - idzie za Nim. Wyrusza w drogę. Tak jak uczynili to kiedyś Maryja z Józefem. Parafrazując słowa Jana Pawła II - że każdy ma swoje Westerplatte - można powiedzieć: każdy ma swoje Betlejem. Jakie jest nasze Betlejem roku Pańskiego 2019? - pytał w I niedzielę Adwentu ks. dr Bartosz Mitkiewicz.

Podkreślił, że Betlejem to doświadczenie odrzucenia. Przyszli tam Józef z brzemienną Maryją. Znużeni długą drogą, bo z Nazaretu do Betlejem jest prawie 150 kilometrów i to przez pustynne góry Samarii. Dlaczego zatem nie zostali przyjęci? Ponieważ „uprzedzało” ich odium odrzucenia, zgorszenia. Maryja została brzemienna, zanim poznała męża! To był obyczajowy i społeczny skandal. Wszyscy o tym wiedzieli.

- Józef był mężem wiary żywej, dlatego posłuchał głosu anioła. Wziął na siebie obyczajowy skandal, który musiano wytykać Maryi. O tym zgorszeniu szeptał cały Nazaret. Także w Betlejem nikt nie chciał brać w tym skandalu udziału. Przyjąć Józefa z brzemienną Maryją pod swój dach znaczyłoby złamać religijne prawo, „usprawiedliwić” hańbę, mieć w tym współudział - tłumaczył kapłan.

I właśnie w tych granicach wytyczonych przez odrzucenie, samotność i ubóstwo rodzi się Jezus. Zatrzymać się dziś w Betlejem, to także spojrzeć na trudną rzeczywistość osób żyjących bez ślubu kościelnego, bez sakramentu małżeństwa.

Ks. dr Mitkiewicz nawiązał do adhortacji papieża Franciszka "Amoris Laetitia". Zachęcał do modlitwy za rodziny i modlitwy rodziny w świecie, w którym brakuje zaufania ze względu na zbyt wiele zadawanych ran, zbyt wiele zdrady.

- Tylko czy my chcemy jeszcze dziś modlitwy. To od nas samych i wychowania w rodzinach zależy, ile dobra wydobędzie się z człowieka. W każdym jest jakieś dobro i można je mnożyć, bo dobro się rozmnaża. Łatwo wyjaśnić, co znaczy kochać i dochować wierności. Ale pozostać uczciwym w małżeństwie? Czy to coś więcej, niż kochać i być wiernym? Kłopot w tym, że chociaż treść przysięgi małżeńskiej nie zmienia się, to słowa w niej użyte zmieniają swe znaczenie - podsumował kaznodzieja.

W konferencji po Eucharystii podkreślił, że każda rodzina, każde małżeństwo to indywidualny przypadek. Różne są przyczyny i powody rozpadów małżeństw. Czasem decyzję taką podejmują oboje małżonkowie, innym razem jedno porzuca drugie, a jeszcze kiedy indziej lepiej jest, by nastąpiła separacja. Tak czy inaczej, nigdy nie jest to identyczna sytuacja, decydują indywidualne okoliczności.

- Ciekawe, że dopiero tak trudne i bolesne doświadczenie pozwala nam w pełni zaobserwować, czym tak naprawdę jest dla nas religia, wyznawana wiara, nasza duchowość. Co to wszystko oznacza w przypadku osób będących w związkach niesakramentalnych? Nie możemy powiedzieć, że są oni straceni, że są poza Kościołem i nie mają do niego wstępu. Wcale tak nie jest. Przecież często ich wiara jest o wiele większa i prawdziwsza od tych, którzy nie mają takich problemów - wyjaśniał ks. Mitkiewicz.

Dla takich zagubionych owiec Jezus przyszedł z Dobrą Nowiną, czego też bardzo często dawał dowód w swym nauczaniu. Dla Boga nie ma sytuacji bez wyjścia. Nikt i nigdy nie jest dla Boga przegrany, stracony. Dlaczego? Bo Bóg jest Ojcem Bogatym w Miłosierdzie! Tak jak Ojciec z przypowieści o marnotrawnym synu.

-  Musimy jednakże powiedzieć sobie coś bardzo istotnego. Kościół nie zmienił swojego stanowiska wobec rozwodów, co więcej: nie może zmienić tego stanowiska nigdy! Bo co wówczas zrobiłby z depozytem wiary przekazanym przez samego Jezusa? Wystarczy, byśmy sięgnęli do tekstu Ewangelii, gdzie Jezus w czasie Kazania na Górze potwierdza nierozerwalność małżeństwa. Czyż Kościół, który zmieniałby słowa Pana, byłby komuś potrzebny, czy był prawdziwy, autentyczny? - pytał kapłan.

Co zrobić, jak pomóc tym, którym się nie udało? Ta sytuacja wymaga stanięcia w prawdzie: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” - naucza Jezus.

- Musimy zatem nazwać rzeczy po imieniu: powtórny związek małżeński nie jest sytuacją normalną! I nigdy nie będzie. Nie oznacza to jednak, że mamy takie osoby pokazywać palcami, ale również nie wolno nam od tej prawdy uciec. Musimy grzech nazwać grzechem. Niestety z wielu powodów dziś większość osób wchodzi w małżeństwo bez świadomości religijnej - mówił ks. Bartosz.

Jak tłumaczył, Kościół w imię troski o człowieka zaprasza każdego z osobna do kroczenia trudną drogą wierności. Jest to bowiem droga pozwalająca odbudować osobistą więź z Bogiem. Długa, wymagającą wielkiego wysiłku, pokory, zaufania i zawierzenia.

- Droga, która wymaga uznania własnego błędu popełnionego w którymś momencie przez obie strony: może niewłaściwie przeżywanego narzeczeństwa? Niedostrzegania wad, podpowiedzi życzliwych osób itd.? Jest to konieczne, ponieważ rozgrzeszenie, które może uda się kiedyś uzyskać, może nie rozwiązać sytuacji, może nie zagoić ran. Nie wystarczy więc wejść na drogę powrotu, ale stanąć w prawdzie, zatrzymać się i zastanowić, wrócić w pokorze do Ojca, zrozumieć, że Pan Bóg pragnie naszego dobra i z każdego zła potrafi wyprowadzić jeszcze większe dobro - zakończył kapłan.

Zapraszamy na kolejne spotkania w niedziele Adwentu. Najbliższe już 8 grudnia. Najpierw Msza święta o godz. 18, potem konferencja o godzinie 19 w salce domu parafialnego przy ul. Monte Cassino 68.