Moje słowo

o. Oskar Maciaczyk OFM

publikacja 04.01.2020 22:24

Rozważania z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na II Niedzielę po Narodzeniu Pańskim przygotował o. Oskar Maciaczyk OFM, duszpasterz akademicki.

Moje słowo Warto zastanowić się nad swoim językiem, nad słowem, które wypowiadam. Czy ono jest błogosławieństwem czy przekleństwem? Czy ono leczy czy rani? Czy ono buduje czy rujnuje? Kogo i co sprowadza do człowieka? - pisze w rozważaniach o. Oskar. Henryk Przondziono /Foto Gość

To jest niesamowite, jak potężną moc ma słowo, które wypowiada człowiek. Wypowiadamy różne słowa. Usłyszane słowa zapadają w czyjejś pamięci i przypominane powtarzane są w odpowiednich momentach. Słowo może przemienić wnętrze człowieka. Przywódcy państw jednym wypowiedzianym słowem mogą zmienić losy świata. Jednym słowem mogą wywołać wojnę. Jednym wypowiedzianym słowem można sprawić, że na twarzy drugiego człowieka pojawi się uśmiech. Jedno słowo może doprowadzić drugiego człowieka do rozpaczy. Słowem można kogoś pocieszyć. Słowem można zranić. Słowem można kogoś uratować. Słowem można zabić. Bóg Stwórca zaprosił człowieka do budowania świata. Budujemy go wciąż razem z Bogiem, wypowiadając słowa.

„A Słowo stało się ciałem”. Bóg wypowiada słowo i staje się. W opisie stworzenia świata i człowieka czytamy, że „Bóg rzekł”: niech się stanie światło, sklepienie, ziemia, człowiek...  Wszystko, co Bóg wypowiedział, stało się. Bóg stwarza, mówiąc. Słowo stało się faktem. Słowo Boga ma moc sprawczą. Autor Listu do Hebrajczyków rozpoczyna tekst od słów: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców naszych przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,1). Odwieczne Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas.

Bóg stwarzając człowieka na swój obraz i na swoje podobieństwo, dał nam z siebie zdolność wypowiadania słów, i mało tego, słowo ludzkie, ma również ogromną moc. Czyż z wiarą nie przyjmujemy Komunii świętej w czasie Mszy świętej? Kilka chwil wcześniej kapłan wziął chleb w swoje ręce i w imieniu Jezusa wypowiedział słowa: „Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje”, i stało się faktem. Nie tylko kapłani, ale wierzący wyciągają ręce nad drugim człowiekiem, kreślą znak krzyża na czole, błogosławiąc. Błogosławieństwo ma ogromną moc. Wierzymy przecież, że jest to modlitwa, wzniesienie naszych myśli do Boga, aby On obdarzył wszelkim dobrem człowieka, którego błogosławimy. W  tych dniach składamy sobie życzenia świąteczne i noworoczne. Jakiekolwiek dobre życzenia składane drugiemu są w chrześcijańskim rozumieniu modlitwą skierowaną do Boga, aby obdarzył chociażby tym, co zawarte jest w prozaicznym: „Zdrowia, szczęścia, pomyślności”. Jeżeli składając komuś życzenia, życząc komuś dobrze, sprowadzamy błogosławieństwo Boże na danego człowieka, to pomyślmy sobie, kogo i co sprowadzamy na ziemię, życząc komuś źle. Jaką siłę ma słowo ludzkie!

Jesteśmy chrześcijanami. Należymy do Jezusa Chrystusa, czyli należymy do Słowa, które ciałem się stało. Należymy do Boga, który zaprasza nas do budowania świata razem z Nim. Dzisiaj warto zastanowić się nad swoim językiem, nad słowem, które wypowiadam. Czy ono jest błogosławieństwem czy przekleństwem? Czy ono leczy czy rani? Czy ono buduje czy rujnuje? Kogo i co sprowadza do człowieka?