Nie pytajmy, czy powstanie miało sens

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

publikacja 01.08.2020 21:05

Przy pomniku rotmistrza Pileckiego oraz w bazylice garnizonowej odbyły się wrocławskie obchody kolejnej rocznicy wybuchu powstania warszawskiego.

Nie pytajmy, czy powstanie miało sens Od lewej: Stanisław Wołczaski, Stanisław Ułaszewski i Waldemar Kolendo - członkowie Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Maciej Rajfur /Foto Gość

Tradycyjnie kombatanci, władze miasta i regionu, oficerowie i żołnierze Wojska Polskiego, delegacje wielu instytucji, poczty sztandarowe oraz wrocławianie zebrali się najpierw przy pomniku-pierścieniu Witolda Pileckiego na Promenadzie Staromiejskiej. Tam równo o godzinie 17, na pamiątkę godziny W, stanęli w milczeniu przy dźwięku syren alarmowych.

- Powstanie warszawskie to wartość dodana, która będzie jeszcze długo owocować jako wzór odwagi i patriotyzmu dla młodzieży oraz następnych pokoleń. Mówię to głośno w imieniu wszystkich powstańców warszawskich i ich rodzin: Trzeba pamiętać, że to było pokolenie wychowane w miłości do ojczyzny i służby dla ojczyzny. W powstaniu warszawiacy powiedzieli światu, że chcą być wolni i niepodlegli, ale chcieli to zawdzięczać sobie, a nie ościennemu sowieckiemu państwu, które świadomie planowało następna okupację naszego kraju - przemawiał prof. Stanisław Ułaszewski, prezes Okręgu Dolnośląskiego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.

W uroczystości wziął udział jeden powstanie warszawski, który na co dzień mieszka we Wrocławiu - kpt. Stanisław Wołczaski.

- W 1944 roku skończyłem II klasę gimnazjalną na tajnych kompletach. Miałem 14 lat. Zgłosiłem się do Armii Krajowej i w powstaniu byłem kolporterem. W drukarni, skąd wyruszałem w miasto, drukowano ponad 40 tys. egzemplarzy różnych gazet. Mój rejon kolportażu obejmował same centrum Warszawy - Śródmieście. Biegałem po mieście z prasą w ręku pochylony, bo najbardziej dokuczali celni snajperzy niemieccy - wspominał kpt. Wołczaski.

Jak stwierdził, byłe też tchórzem w czasie powstania, bo... zamiast wejść do kanału, żeby przeciąć ulicę Marszałkowską, wolał ją przebiec na ukos ponad 50 metrów pod ostrzałem.

- Udało mi się, a bałem się wejść do kanału. Oprócz tego przeżyłem zasypanie, spadłem z pierwszego piętra, ale pamiętam, jak bardzo ludzie czekali na prasę. Chcieli wiedzieć, co się dzieje w Warszawie, w Polsce i na świecie - podsumował żołnierz Armii Krajowej.

Wicewojewoda dolnośląski, Bogusław Szpytma pytał, czym powstanie jest dla nas dzisiaj. Według niego współcześnie można wyróżnić różne postawy. Pierwsza, najbardziej bolesna to obojętność i niewiedza, niepamięć, niechęć.

- Druga postawa także boli. Ludzie zadają wciąż pytanie: czy było warto, czy powstanie miało sens? Nie jest to odpowiednie pytania. Powinno paść zupełnie inne: Co się stało z narodem Schillera, Goethego? Narodem filozofów, muzyków, artystów, poetów, kompozytorów i naukowców, że potrafił zejść do tak niskiego i podłego zachowania przeciwko drugiemu narodowi? Inne pytanie: Dlaczego armia, która nazywała się czerwoną, na cześć proletariatu i szacunku dla niego, widziała na własne oczy rzeź proletariatu – Żoliborza, Woli, Starego Miasta – i stała, nie ruszała, nie pomagała, nie pozwalała w dodatku samolotom amerykańskim lądować na swoim terenie - oświadczył B. Szpytma.

Pytał także, dlaczego w 1946 roku Polacy nie biorą udziału w Londyńskiej Paradzie Zwycięstwa? Dlaczego ponad 40 lat musieliśmy potem cierpieć w komunistycznym reżimie.

- To są pytania, nad którymi warto się zastanowić, a nie pytać ofiar, dlaczego tak a nie inaczej się zachowały - spuentował wicewojewoda dolnośląski.

Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk zadeklarował, że stolica Dolnego Śląska o powstańcach pamiętała, pamięta i pamiętać będzie.

- W szczególnym dla nas roku, jubileuszu 75-lecia powojennego Wrocławia, wychodzimy, aby powstańcom podziękować za walkę, cieszyć się wolnością i rozmawiać o tym, jak wspólnie budować Polskę, nasz region. Nie jesteśmy tu po to, by oceniać, czy to było sensowne, czy bezsensowne. Nie wolno tak myśleć o żadnym zrywie powstańczym. Wydarzenia, w którym walczy się o niepodległą Polskę, zawsze mają sens - stwierdził prezydent Wrocławia.

Podkreślił, że wielu powstańców trafiło po wojnie na Dolny Śląsk i do jego stolicy, odbudowując ją.

Po apelu pamięci, salwie honorowej i złożeniu kwiatów pod pomnikiem, zebrani przeszli do bazyliki garnizonowej św. Elżbiety. Tam Mszę świętą w intencji ojczyzny, a szczególnie powstańców warszawskich, odprawił ks. płk. Janusz Radzik, proboszcz i Dziekan Sił Powietrznych.

- Walka i śmierć na barykadach nie były szczytem marzeń młodych mieszkańców stolicy. Oni chcieli żyć, zakładać rodziny, pracować i przyczyniać się do rozwoju naszej ojczyzny. Jednak powstanie było dla nich wyrazem sprzeciwu wobec totalitarnego zła, było odpowiedzią wobec hitlerowskich Niemiec, które chciały unicestwić nasz naród. Powstanie to rozpaczliwe wołanie o poszanowanie prawa do życia i wolności - tłumaczył w homilii ks. płk. Radzik.

Jak zaznaczył, bardzo ważny jest współcześnie dar wolności, zgody i jedności w narodzie. Po Mszy zebrani przeszli do kaplicy Polskiego Państwa Podziemnego, gdzie kombatanci złożyli kwiaty.