Na styku światów - z tęczowego marszu na bierzmowanie

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

publikacja 03.10.2020 22:50

Ta sobota odcisnęła na mnie silne piętno. Zobaczyłem, jak wiele wspólnego mogą mieć ze sobą święcenia diakonatu, wywiad z biskupem, Marsz Równości i bierzmowanie.

Na styku światów - z tęczowego marszu na bierzmowanie Jeden z transparentów na 12. Wrocławskim Marszu Równości. Maciej Rajfur /Foto Gość

Ktoś powie, że to kontrowersyjne stwierdzenie albo od razu oświadczy, skreślając mnie jednocześnie, że niepotrzebnie pałętałem się po Wrocławskim Marszu Równości.

W południe uczestniczyłem w święceniach diakonatu u karmelitów bosych we Wrocławiu. Piękna, dostojna i poniosła uroczystość. I wielka radość w moim sercu z powodu brata Bogusława, który z rąk bp. Jacka Kicińskiego CMF przyjął święcenia diakonatu. Jakoś mocno rezonują we mnie słowa bp. Jacka, który wcześniej, podczas bierzmowania, zapytał młodych: "Dlaczego nie opowiadamy innym o Jezusie? Kto z nas przyprowadził przynajmniej jedną osobę do Jezusa?". Mówił o tym, że świat potrzebuje teraz świadków bardziej niż nauczycieli (słowa Pawła VI). A dzisiaj o tym, by mówić prawdę, ale ogrzaną w sercu, z miłością.

Po diakonacie byłem umówiony na wywiad ze świeżo upieczonym (a raczej wyświęconym) bp. Karolem Kulczyckim SDS, który będzie pracował w Australii. Jego diecezja Port Pirie jest 3 razy większa od Polski, a katolików mieszka w niej niespełna 30 tysięcy (tyle, co dwie duże polskie parafie).

Kilkakrotnie w czasie wywiadu podkreślił, że jego rolą jest opieka nad tymi, co już wierzą w Boga, ale równie mocno chciałby zdobywać dla Chrystusa kolejnych. Działać tak jako biskup, żeby np. świeccy przyprowadzali do Kościoła kolejnych świeckich. Bo nie sztuka utrzymać, ale sztuką jest przyprowadzić także te zabłąkane owce, na wzór Jezusa.

Bezpośrednio po prawie dwóch godzinach spędzonych z biskupem salwatorianinem pojechałem na Marsz Równości. Korespondował on ze słowami bp. Jacka oraz z podejściem bp. Karola. Tam byli ci "drudzy" - jak niektórzy mówią. Inni, nie tacy, co myślą jak my.

No więc czemu tam pojechałem? Żeby wiedzieć albo przynajmniej zbliżyć się do tej wiedzy, jak tych może najbardziej innych przyprowadzić do Jezusa. Chcę chociaż trochę ich poznać, posłuchać, co myślą, o czym krzyczą. Oczywiście, że nie nawrócę tam uczestników, nie idę po to, aby przekrzykiwać głośniki Ewangelią. Pragnę po prostu wiedzieć więcej o ludziach, którzy myślą zupełnie inaczej ode mnie.

Miałem już okazję bezpośredniej rozmowy ze zwolennikami LGBT, tęczową młodzieżą itd. I podczas pochodu, i wcześniej. Wciąż szukam pomysłów, jakiegoś skutecznego złotego środka w podejściu do człowieka, który odpycha miłość Boga. Nigdy się do tego nawet nie zbliżę, jeśli się okopię.

Dosłownie tuż po tęczowym pochodzie udałem się na bierzmowanie do kościoła na wrocławskiej Klecinie. Lekki dysonans, prawda? Przed chwilą młodzież krzycząca o równych prawach dla trans-, bi-, inter- i homoseksualistów, propagująca postulaty LGBT, a tutaj młodzi z krzyżami na szyi recytują: "Pragniemy, aby Duch Święty, którego otrzymamy, umocnił nas do mężnego wyznawania wiary i do postępowania według jej zasad".

Jak zbliżyć te dwa światy do siebie? Nie mam gotowej recepty oprócz świadectwa życia Ewangelią. Natomiast te bezcenne doświadczenia uczą pokory i wdzięczności za łaskę wiary.