Jestem szczęśliwym księdzem

Karol Białkowski Karol Białkowski

|

Gość Wrocławski 4/2021

publikacja 28.01.2021 00:00

Swoją pasterską posługę porównuje do radości i trosk ojca rodziny. 4 lutego przypada 15. rocznica sakry biskupiej abp. Józefa Kupnego.

▲	Metropolita wrocławski święcenia biskupie otrzymał  4 lutego 2006 r. w archikatedrze katowickiej z rąk  abp. Damiana Zimonia, ówczesnego metropolity katowickiego, bp. Wiktora Skworca, biskupa tarnowskiego (dzisiaj metropolity katowickiego), i biskupa legnickiego Stefana Cichego (dzisiaj emeryta). Liturgii przewodniczył abp Stanisław Dziwisz. ▲ Metropolita wrocławski święcenia biskupie otrzymał 4 lutego 2006 r. w archikatedrze katowickiej z rąk abp. Damiana Zimonia, ówczesnego metropolity katowickiego, bp. Wiktora Skworca, biskupa tarnowskiego (dzisiaj metropolity katowickiego), i biskupa legnickiego Stefana Cichego (dzisiaj emeryta). Liturgii przewodniczył abp Stanisław Dziwisz.
Józef Wolny /Foto Gość

Karol Białkowski: Łatwo jest być dziś biskupem?

Abp Józef Kupny: A gdybym Pana zapytał, czy łatwo jest dziś być ojcem rodziny? To porównanie wydaje mi się najwłaściwsze. Człowiek ma świadomość trudności, wynikających zarówno z własnych słabości, jak i rzeczywistości, w której żyje. Kto kocha swoją rodzinę, nigdy nie będzie patrzył na swoje życie w kategoriach problemów i nigdy nie powie, że jest mu trudno. Posługę biskupa widzę jako posługę ojca w rodzinie diecezjalnej, kogoś, kto czuje się za nią odpowiedzialny, kogo boli każde zło, ale kto, widząc problemy, czuje się jeszcze bardziej zmotywowany, by stawić im czoła, przede wszystkim dlatego, że mam świadomość, że nie muszę liczyć jedynie na siebie.

Wręcz przeciwnie – codziennie doświadczam Bożego wsparcia. Kto wierzy, nigdy nie jest sam. Obserwuję często, jak wy, małżonkowie i rodzice, troszczycie się o swoje rodziny, o swoje dzieci. Dzielicie się tym czasem na portalach społecznościowych czy w mediach katolickich. Wiem, że kosztuje was to sporo sił i pracy, jednak nigdy nie spotkałem się z narzekaniem z tego powodu. To nie znaczy, że zawsze życie układa się wam tak, jak sobie to założyliście. W moim odczuciu receptą na poczucie spełnienia jest odwrócenie logiki, którą podsuwa nam dziś świat. Z wielu stron bowiem słyszymy, że człowiek ma się spełnić. I niestety wielu w to wierzy, za wszelką cenę stara się osiągnąć poczucie spełnienia, planuje swoją karierę, walczy o to, by realizować siebie. To takie modne. Tymczasem ja mam siebie dawać innym, a wtedy szczęście i poczucie spełniania przychodzą jako „produkt uboczny” spalania się dla innych. I już na zakończenie – Pana pytanie można sformułować jeszcze inaczej: czy łatwo jest być dziś chrześcijaninem i dawać świadectwo swojej wiary? Każdy osobiście na nie odpowie. Jeśli jednak chrześcijaństwo opiera się na relacji z Jezusem, przyjaźni z Nim i ogromnej bliskości, człowiek ma poczucie, że nic mu nie jest straszne.

Wierni w katedrze katowickiej usłyszeli zapewnienie Ekscelencji, że chce być głosicielem Bożej miłości do człowieka. A jak nieść miłość, gdy na prawie każdym kroku spotykamy się z agresją?

Właśnie miejsca, gdzie panują agresja, zło i nienawiść, są tymi, w które chrześcijanin ma wnosić miłość. Bardzo lubię fragment rozmowy Pana Jezusa z Nikodemem, w czasie której padają takie słowa: „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”. To wydaje się trudne do zrozumienia. Przecież Chrystus spotkał się w tym świecie z odrzuceniem. Objawiał światu Boga, który kocha, a został zabity. Jednak nigdy nie odwołał tej deklaracji, którą zanotował św. Jan w trzecim rozdziale swojej Ewangelii: „Przyszedłem zbawić, a nie potępić”. Rzadko zwracamy na to uwagę, ale słowo „chrześcijanin” oznacza „człowiek Chrystusowy”. Jeśli zatem mamy w tym świecie żyć jako ludzie Chrystusowi, to nie po to, by ten świat zwalczać, ale by przyczyniać się do jego zbawienia. Dotyczy to nie tylko biskupa czy księdza. Opisuje to nasze miejsce w świecie jako ludzi Jezusowych. Nawet nie tyle nasze zadanie, ile nasz sposób bycia.

Jaka jest największa radość 15 lat pasterzowania?

Przepraszam, ale muszę zapytać: czy jest Pan w stanie wskazać największą radość od czasu, kiedy założył Pan rodzinę? Owszem, jesteśmy w stanie wskazać ważne chwile czy wydarzenia, które jakoś nas kształtowały, dawały poczucie szczęścia, czy były przyczyną naszej radości. Jednak trudno o ich wartościowanie i ocenianie w kategoriach „większa – mniejsza”. Jak w rodzinie ojciec cieszy się, patrząc na swoje dzieci, jak dorastają, jak się rozwijają, cieszy się z każdego ich osiągnięcia i sukcesu, tak i w rodzinie diecezjalnej – cieszy mnie, kiedy ludzie dają świadectwo o tym, jak dorastają w wierze, jak doświadczyli działania Jezusa w swoim życiu, kiedy dostrzegam, jak pięknie pracują nasi duszpasterze, jak w naszej diecezji rozwijają się różne dobre dzieła i inicjatywy. W każdej rodzinie pojawia się wielka radość, kiedy udaje się przezwyciężyć kryzys czy wygrać walkę z chorobą. Podobnie w Kościele – cieszę się bardzo, kiedy słyszę o ludziach wyzwalających się z tego, co złe, wychodzących z nałogów, rozpoczynających nowe życie. I chyba zgodzi się Pan ze mną, że największą radością jest radość z samego bycia ojcem. Zatem dla mnie największą radością jest radość z faktu, że Bóg powołał mnie do kapłaństwa. W tym roku minie 38 lat od dnia, kiedy przyjąłem święcenia kapłańskie, i mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwym księdzem.

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.