Czy istnieje Polska katolicka?

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

publikacja 28.01.2021 16:05

Jak wygląda po roku 2020 rachunek katolickich zysków i strat w naszym kraju? Niewątpliwie bowiem przechodzimy jakiś przełom. Tylko co się kończy, a co zaczyna?

Czy istnieje Polska katolicka? Bardzo nietypowe ostatnie kilkanaście miesięcy skłania do refleksji, co będzie dalej z wiarą, religijnością i zaufaniem Polaków do Kościoła. Maciej Rajfur /Foto Gość

Bardzo nietypowe ostatnie kilkanaście miesięcy skłania do refleksji, co będzie dalej z wiarą, religijnością i zaufaniem Polaków do Kościoła. Wpisując w to wszystko kontekst pandemii, nie sposób nie stwierdzić, że żyjemy w ciekawych czasach. Bo niełatwe były one od zawsze.

Spójrzmy na fundament

Czy możemy mówić w ogóle o Polsce jako kraju katolickim? Jeśli tak, jak zatem najlepiej mierzyć ową „katolickość”? Które czynniki i wartości brać pod uwagę? – Zaryzykowałbym tezę, że nie ma czegoś takiego jak katolickie społeczeństwo. Czy istnieją katolickie struktury lub instytucje? Czym w ogóle jest wiara, religijność w społeczeństwie? Ona nie jest cechą instytucji, ale cechą ludzi charakteryzującą postawy. Katolickość ujawnia się po prostu w pewnych momentach. To nie jest raczej cecha statyczna, a dynamiczna. Jakiś ruch, który do czegoś prowadzi i przekracza pewne ramy. Katolickość to otwartość – tłumaczy ks. dr Wojciech Sadłoń, dyrektor Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego.

Pojęcie „Polska katolicka” kwestionuje także red. Marcin Przeciszewski. – Uważam, że to mit, który tak naprawdę nigdy w historii nie istniał. Jeśli spojrzymy na Rzeczpospolitą dawną, to najprostsza statystyka pokazuje, że w momencie rozbiorów funkcjonowało u nas 14 tysięcy parafii, z czego 5 tysięcy parafii katolickich, 9 tysięcy greckokatolickich i około tysiąca prawosławnych oraz protestanckich. Polska została wprawdzie zbudowana na pewnym fundamencie chrześcijańskim, ale w całym pluralizmie chrześcijaństwa otwartego na spotkanie z innymi nurtami – przypomina prezes Katolickiej Agencji Informacyjnej.

Trzaśniesz drzwiami?

Badania pokazują, że obecne zaufanie do Kościoła jest najniższe w historii Polski, od kiedy w ogóle notuje się taki wskaźnik – oscyluje wokół 35 proc. To powinien być dzwonek alarmowy. Stoimy na progu nowej epoki, którą musimy odczytać i rozeznać. – Wiara współczesnych Polaków zawiera w sobie więcej pytań, niż nam się wcześniej wydawało, i zawiera więcej wątpliwości. To już nie jest bezkrytyczne i entuzjastyczne przyjmowanie wszystkiego, co mówi Kościół. Spada zaufanie do Kościoła jako instytucji. Czy to jednak oznacza spadek poziomu wiary? – analizuje red. Monika Białkowska, dziennikarka „Przewodnika Katolickiego”. Jej zdaniem ludzie nie przestają wierzyć w Boga, ale coraz częściej czują się przez Kościół zdradzeni. To dość niebezpieczne, bo może spowodować efekt kuli śniegowej. Konsekwencją społecznego braku zaufania do Kościoła będzie spadek wiary indywidualnej. Kościół po prostu straci wiarygodność. – Kluczowym i ostatnim punktem, w którym ludzie mają kontakt i relacje z Bogiem, jest parafia. Możemy nie zgadzać się z decyzjami biskupów czy wszelkimi ruchami instytucjonalnymi polskiego Kościoła, ale dopóki dobrze czujemy się w swojej parafii, nie trzaśniemy drzwiami, nie odejdziemy – uważa.

Pandemia aż tak nie niszczy

Niezwykle ważne w rozważaniach o zaufaniu do Kościoła jest odróżnienie jego strony instytucjonalnej od wspólnotowej i indywidualnej. – Historia Polski wykazuje dynamikę przenikania się dwóch porządków. W komunizmie byliśmy blisko religii publicznej. Katolicyzm przejawiał się wręcz jako dobro narodowe, także z powodu postaci takich jak św. Jan Paweł II czy kard. Stefan Wyszyński. Niestety, obecnie publiczny poziom postrzegania katolicyzmu w naszym kraju niekoniecznie pokrywa się z tym indywidualnym. Taki rozdźwięk pojawiał się już w okresie transformacji. A ostatnie lata stają się po prostu czasem weryfikacji. Widzimy, że to dwie odrębne przestrzenie – tłumaczy ks. Sadłoń.

Odbudowa zaufania do instytucji Kościoła będzie bardzo trudnym zadaniem. Natomiast warto wiedzieć, że spadający autorytet instytucji kościelnych nie powoduje gwałtownego osłabienia wiary Polaków. – Wielu ludzi wciąż odnajduje się znakomicie na płaszczyznach parafialnych i z tego należy czerpać nadzieję wobec toczącego się walca sekularyzacji. Moim zdaniem wiara Polaków w Boga jest elementem bardzo trwałym, bo ugruntowanym kulturowo – oświadcza M. Przeciszewski.

Zachęca, by spojrzeć na badania religijności dotyczące ostatniej wiosny, czyli tzw. pierwszego lockdownu. CBOS podał w czerwcu, że 75 proc. Polaków oceniło, że ich zaangażowanie religijne nie zmieniło się w czasie pandemii, ponadto 12 proc. przyznało, że nawet więcej czasu poświęcało na modlitwę czy inne praktyki religijne. Te dane wydają się optymistyczne. – W tym kontekście ważna jest odpowiedź na pytanie: ile jest w Polsce realnych wspólnot formacyjnych i przestrzeni tworzenia żywej wiary i jak one funkcjonują? Przez wieki funkcjonowały dobrze, ale wymagają ciągłej troski. I nie wiem, czy ma się to wiązać koniecznie z instytucjami kościelnymi. Bardziej chodzi o organiczną, oddolną pracę formacyjną i duszpasterską – ocenia ks. Sadłoń. Polaryzacja społeczna, wojna kulturowa i wszelkie konfrontacje światopoglądowe dają nam szansę, by autentyczną wiarę zachować i pielęgnować w chwilach próby. – Moim zdaniem, jeżeli nieufność wobec Kościoła instytucjonalnego utrzyma się jeszcze przez 2–3 pokolenia, ludzie w większości stracą wiarę i dojdzie do pełnej sekularyzacji – wnioskuje M. Białkowska.

Młodzi w pęknięciu

W rozważaniu nad wiarą narodu nie można przejść obojętnie obok młodzieży. Młode pokolenie jest kluczem do jakiegokolwiek myślenia o przyszłości. Znajdujemy się w niezwykle istotnym momencie historii polskiego Kościoła – albo duszpasterze i świeccy liderzy odpowiedzą właściwie na pragnienia młodzieży i będą w stanie zachęcić młodych do pójścia wymagającą drogą Ewangelii, albo Kościół w Polsce czeka najczarniejszy scenariusz. – Dzisiaj mamy do czynienia z nową wrażliwością młodzieży. Badacze wskazują, że 2012 rok – czyli wprowadzenie internetu do telefonów komórkowych – miał ogromny wpływ na oblicze współczesnych nastolatków. Do tego dochodzi śmierć Jana Pawła II, która w pewien sposób zamyka kolejny etap w polskim Kościele – stwierdza ks. Sadłoń.

Fala strajków proaborcyjnych i dyskusja publiczna na temat m.in. aborcji mocno weryfikują obraz młodzieży wierzącej. – Młodzi uczestniczyli w katolicyzmie publicznym, ale za tym nie szła żywa relacja z Jezusem. Nastolatki, które deklarują wiarę, często tak naprawdę nie wierzą, ponieważ nie mają autentycznego doświadczenia Boga. Chodzą do Kościoła z rodzicami lub pod presją rodziny, a jednocześnie nie zgadzają się z dużą częścią chrześcijańskich wartości. Nie uważają religii za podstawę wyborów moralnych, dlatego też ich wiara w niektórych sytuacjach okazuje się wydmuszką – opisuje red. Białkowska.

Nieco optymistyczniej patrzy na to M. Przeciszewski. – Nie powiedziałbym, że Kościół stracił w Polsce młodzież. Owszem, ta grupa jest bardzo zróżnicowana i przechodzi głębokie tąpnięcie. Skończyło się pewne kontinuum, jakie od wieków obserwowaliśmy w Polsce – że pokolenie rodziców płynnie przekazywało wiarę dzieciom. Pamiętajmy jednak, że zaledwie cztery lata temu odbyły się Światowe Dni Młodzieży w Krakowie i byliśmy świadkami wielkiego święta młodzieży wierzącej, zgromadzonej wokół papieża Franciszka, wpatrzonej w Piotra naszych czasów... Co roku widzimy też kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi pod bramą rybą na Lednicy – wymienia prezes KAI. Jego zdaniem młodzieżowa Polska pękła na pół i część katolicka rzeczywiście obecnie jest mało widoczna, a na ulicach pokazuje się nurt związany ze Strajkiem Kobiet. Nie da się ukryć, że część młodzieży traci wiarę i odchodzi od Kościoła, ale powinniśmy zauważyć tych, którzy nadal stoją na straży Ewangelii, i na nich budować Kościół. Pozostaje pytanie: jakim językiem mówić, jaką przestrzeń zaangażowania stworzyć, by wiara rosła, a zagubione owce Jezus mógł odnaleźć? Dziś młodzież potrzebuje bardziej świadków, a nie nauczycieli.

Żadnego zamiatania

W 2020 roku musimy sobie szczerze powiedzieć: w Polsce nie tworzymy już jednorodnej wspólnoty katolickiej. Dlatego powinniśmy propagować Dobrą Nowinę i misję Kościoła w pluralistycznym społeczeństwie poprzez metodę dialogu. Tylko w ten sposób mamy szansę docierać poza swoje bańki informacyjne i środowiskowe. Nie budujmy obozu katolickiego w opozycji do wszystkich innych obozów. – Stańmy w prawdzie – znajdujemy się jako Kościół w sytuacji kryzysowej i musimy budować wiarygodność – to obecnie najważniejsze zadanie dla katolików w Polsce. Jeżeli dzisiaj będziemy kłamać w drobnych rzeczach i utrzymywać jakąś fikcję, wówczas za kilka lat nikt Kościołowi nie uwierzy w sprawie fundamentalnej – że Jezus zmartwychwstał – puentuje M. Białkowska.

Obecnie przechodzimy największą falę ujawniania skandali seksualnych w polskim Kościele. To ciężka choroba, z którą należy się zmierzyć, w przeciwnym razie powtórzymy scenariusz irlandzki z ostatnich kilkudziesięciu lat. – Potrzebny jest proces bardzo radykalnego i szybkiego oczyszczenia się do korzeni. To w tym momencie newralgiczny punkt i zarazem jeden z priorytetów. Im szybciej i głębiej te działania przejdziemy – tym lepiej dla przyszłości Kościoła. Żadnego zamiatania pod dywan – podsumowuje M. Przeciszewski.