Plan treningowy sprzed 500 lat

Agata Combik Agata Combik

|

Gość Wrocławski 22/2021

publikacja 03.06.2021 00:00

Jak przeżyć Rok Ignacjański? Chyba najlepiej skorzystać z tego, co jego główny bohater, święty z Loyoli, zostawił Kościołowi: "Ćwiczeń duchowych".

▲	Rok Ignacjański potrwa do 31 lipca 2022 r.  Święty rycerz zaprasza  do wędrówki  przez Ewangelię. ▲ Rok Ignacjański potrwa do 31 lipca 2022 r. Święty rycerz zaprasza do wędrówki przez Ewangelię.
Agata Combik /Foto Gość

To one stały się podstawą rekolekcji ignacjańskich, w których co roku uczestniczą rzesze ludzi. Niektórzy z nich dzielili się swoimi świadectwami po Mszy Świętej, która inaugurowała Rok Ignacjański w kościele pw. św. Ignacego Loyoli we Wrocławiu. – Będziemy go przeżywali pod hasłem „W Chrystusie ujrzeć wszystko na nowo”. Pragniemy prosić o łaskę widzenia tego wszystkiego, co się dzieje, co się będzie działo w naszym życiu, w Jego świetle – mówił o. Józef Birecki SJ. Ojciec Jan Konior SJ przypomniał w homilii o wydarzeniu z 20 maja 1521 r., kiedy Ignacy został ranny podczas bitwy o Pampelunę, oraz o procesie przemiany życia, jaki dokonał się w nim w trakcie rekonwalescencji.

Najpierw była rana

Światowy, spragniony sławy i lubujący się w lekturze romansów rycerz zasmakował w Bożych sprawach, gdy kula wystrzelona z działa pogruchotała mu nogę i wykluczyła z dotychczasowego aktywnego trybu życia. Ludzie, którzy korzystają z jego „Ćwiczeń duchowych”, też zwykle na pewien czas porzucają codzienną bieganinę. Przez tzw. Fundament i kolejne cztery tygodnie rekolekcji nawiązują więź z Chrystusem i jednoczą się z Nim przez różne etapy Jego życia, po mękę, śmierć i Zmartwychwstanie.

Jola była wychowana w katolickim duchu, ale, jak wspomina, nie myślała, że z Panem Bogiem można żyć w bliskiej relacji. – To, co się działo w mojej rodzinie, nazywałam „uprawianiem religijności” – wspomina. – Kiedy zaczął się kryzys w moim małżeństwie, trafiłam do Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar (która we Wrocławiu ma swoje spotkania m.in. w parafii pw. św. Ignacego) po ratunek, w przekonaniu, że dostanę przepis, co trzeba zrobić, ile razy się pomodlić, żeby wszystko zostało naprawione. Tak się nie stało, ale ja zaczęłam poznawać Pana Boga i zbliżać się do Niego.

Kolejne tygodnie rekolekcji ignacjańskich zaczęła przeżywać w Centrum Kształcenia i Dialogu Theotokos w Gliwicach. Udział w nich pomagał w zmierzeniu się z różnymi trudnościami, w tym ze śmiercią ojca. – Zrozumiałam, że jestem ukochanym dzieckiem Boga, że dla mnie stworzył świat, nie opuścił mnie nigdy… że jestem umiłowana, cenna, upragniona. Dotarło wtedy do mnie, że On dopuścił kryzys w moim małżeństwie po to, by upomnieć się o mnie, bo przedtem to mąż był bożkiem w moim życiu – mówi.

Odkryła za św. Ignacym, że człowiek po to jest stworzony, by Pana Boga chwalił, czcił i Jemu służył; że warto wszystko robić „na większą chwałę Bożą”. – Kontemplacja ogromnych, ciepłych, dających bezpieczeństwo dłoni Boga, na których jest wyryte moje imię, towarzyszy mi do dziś w trudnych chwilach – wspomina Jola. Z osoby pogrążonej w kryzysie, smutku zmieniła się w kobietę cieszącą się życiem. Zaczęła znów dostrzegać piękno przyrody, jeździć jak dawniej nad Bałtyk. Rozkochana w Piśmie Świętym, zaangażowała się w Sycharze w prowadzenie grupki biblijnej.

Stery oddane

Kiedy Dariusz trafił na Fundament do Kalisza, usłyszał od osoby towarzyszącej mu w rekolekcjach: „Przyszedł czas detronizacji”. – To była moja detronizacja. Musiałem ustąpić z tronu, na którym siedziałem wygodnie przez kilkanaście lat życia. Oddałem ster Jezusowi – mówi. Trochę dziwiła go sama nazwa „Ćwiczenia duchowe”. – Zastanawiałem się, jak można „wyćwiczyć się” w relacji z Bogiem… Wydawało mi się to dziwne, ale że miałem doświadczenia ze sportem, bazujące też na treningu, ćwiczeniach, postanowiłem dać szansę Panu Bogu i św. Ignacemu. Realizuję plan treningowy, który mi Jezus wyznaczył – tłumaczy.

Wiele się potem w jego życiu zmieniło – łącznie z codziennymi nawykami, planem dnia, nowymi znajomymi, porannym ofiarowaniem dnia Bogu i medytacją, do której przygotowuje się już poprzedniego dnia wieczorem, ignacjańskim rachunkiem sumienia. Powstała przestrzeń dla rozwoju więzi z Bogiem.

– To jest duchowe sanatorium, gdzie Pan Jezus, najlepszy lekarz, dotyka, uzdrawia, wzmacnia – mówi o rekolekcjach Małgorzata, zaproszona na nie 8 lat temu, gdy jeszcze przekonana była, że w Polsce nie ma prawdziwej duchowości, nie można doświadczyć braterstwa we wspólnotach. – Pan Bóg przemówił: „Gdzie jesteś, Małgosiu?”. Wyjdź z tej groty – wspomina, mając do dziś w pamięci rekolekcyjne rozważanie o Eliaszu przebywającym w grocie.

Kolejne etapy ćwiczeń przechodziła w różnych rekolekcyjnych domach, m.in. w Czechowicach-Dziedzicach, Kaliszu i Gdyni – gdzie znajduje się ogromny taras z widokiem na morze. – Z Jezusem, pod Jego sztandarem wypłynęłam na głębię – dodaje. „Pan Bóg daje światło na jeden krok” – wiele osób tę właśnie myśl wynosi z rekolekcji. Dla Małgorzaty takim światłem było zaproszenie do Sycharu. – To w tej wspólnocie dowiedziałam się, jaką moc ma sakrament małżeństwa – mówi. Otrzymała tu przyjacielską pomoc i wiele radości. Wspomina, że przeżyła ze wspólnotą najlepsze w swoim życiu sylwestry, uczestniczyła u jezuitów w profesjonalnym kursie tańca. Zaczęła dawać coś z siebie innym. Ostatnio dołączyła do grona parafialnych lektorów.

Jak biegnący chomik

– Studiowałam jednocześnie dwa kierunki dziennie, a w weekendy robiłam podyplomówkę – opowiada Iwona. – Byłam bardzo zaangażowana w edukację, patrząc na nią też w perspektywie kariery zawodowej. Koleżanka Ania co jakiś czas mówiła mi: „Jedź na rekolekcje ignacjańskie”. Mam taką naturę, że jak ktoś mnie do czegoś przekonuje, to jestem na „nie”, zasiała jednak we mnie jakieś ziarno – dodaje.

Kiedy po studiach miała 3-miesięczną przerwę od zajęć, postanowiła wykorzystać ją właśnie na rekolekcje. Co prawda znajomi, gdy o tym usłyszeli, stwierdzili, że to nie dla niej. Iwona jest osobą rozmowną, aktywną, a tam przecież panuje cisza, milczenie. Rzeczywiście, najpierw nie było łatwo przestawić się na nowe tory, wejść w medytację. – W pewnym momencie jednak Pan Jezus dotknął mojego serca, nawiązałam z Nim relację. To było spotkanie z Nim w moim wnętrzu – mówi. – Wcześniej, choć tego nie widziałam, byłam jak chomik, który biegnie w swoim kółeczku. Czasem jesteśmy zaangażowani w tak wiele różnych inicjatyw, tak nas to pochłania, że nie jesteśmy w stanie się zatrzymać, znaleźć samego siebie.

Tuż po zakończeniu rekolekcji w Gdyni Iwonie nie chciało się nawet włączać z powrotem telefonu (na czas ćwiczeń rezygnuje się z używania telefonu, korzystania z internetu, a także z rozmów – za wyjątkiem krótkich spotkań z osobą, która towarzyszy każdemu rekolektantowi). – Kiedy wracałam, trwał akurat Open’er Festival. To były jakby zupełnie dwa inne światy. Stojąc na dworcu kolejowym, myślałam: Gdzie ja jestem? Gdzie ja chcę być? – mówi.

Kolejne rekolekcje to czas stanięcia w prawdzie, odbycia spowiedzi z całego życia. Iwona poznała ignacjańskie reguły dotyczące „rozeznawania duchów” (tego, co w naszych myślach, pragnieniach pochodzi od Boga, a co od ducha złego), zasady postępowania w czasach strapienia i pocieszenia. – Uczyłam się współdziałania z Panem Bogiem, zgodnie z radą: „Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, działaj tak, jakby wszystko zależało od ciebie” – mówi. I przytacza kolejne ważne dla siebie rady świętego z Loyoli: „Ten, co popełnił błąd, niech nie upada na duchu, bo i błędy pomagają do zdrowia duszy” czy jego uwagę: „Wyżej należy cenić zaparcie się własnej woli niż wskrzeszanie umarłych”.

W listku pomarańczy

Jej imienniczka, Iwona, stopniowo, nie bez oporów przekonywała się do propozycji św. Ignacego. Jak mówi, chodziła co prawda od dzieciństwa do kościoła, ale jakoś szczególnie pobożna nigdy nie była. Na studiach zetknęła się z salezjańskim duszpasterstwem akademickim, a jej koleżanki wiele czyniły, żeby „zapalić” w niej iskrę żywej relacji z Bogiem.

Po studiach spotkała osoby, które uczestniczyły w rekolekcjach ignacjańskich. Zdecydowała się pojechać. Wróciła zachwycona, pewna, że wróci tam wkrótce. Niestety, codzienność przytłumiła to doświadczenie. Dopiero po kilku latach Iwona trafiła do jednego z domów rekolekcyjnych sióstr zawierzanek – gdzie też można uczestniczyć w rekolekcjach ignacjańskich – i zaczęła przyjeżdżać do nich na dni skupienia. „Ad maiorem Dei Gloriam” – na większą chwałę Bożą – to zdanie zapadło jej w serce. Z czasem znów pojechała do ośrodka jezuitów w Częstochowie.

Wyjaśnia, że nauczyła się odkrywania cudów „tu i teraz”, w zwyczajności. Wspomina, że jako osoba o nieco samotniczej naturze nie odnajdywała się jakoś w kościelnych wspólnotach i… miała trochę wyrzutów sumienia z tego powodu. Odkryła jednak w końcu, że jej wspólnotą jest parafia. – Ta droga pokazała mi, że najważniejsza jest relacja z Bogiem. Wtedy On porządkuje moją relację z sobą i z innymi – mówi.

Podczas epidemii zwyczajny udział w „Ćwiczeniach duchowych” był utrudniony, ale raz po raz organizowane są także – również we Wrocławiu – „rekolekcje w życiu codziennym”, które nie wymagają wyjazdu z miejsca zamieszkania. Święty Ignacy – jak przypomniał o. Jan Konior – mówił, że potrafi odnaleźć Boga w liściu pomarańczy; zachęcał, by się ćwiczyć przy Panu „w rozmowie, w chodzeniu, patrzeniu, smakowaniu, słuchaniu, myśleniu oraz we wszystkich czynnościach”. Uczestnicy potwierdzają: propozycja mistrza z Loyoli zmienia wszystko w wielką przygodę z Bogiem.

Dostępne jest 7% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.