Tam, bo… tam!

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

publikacja 10.06.2021 14:11

Mimo że mieszkał i wychowywał się dwie godziny drogi od Asyżu, franciszkaninem został we wrocławskiej prowincji św. Jadwigi. 1300 km od domu.

Tam, bo… tam! Dk Francesco Baldelli pochodzi z parafii pw. Matki Bożej Różańcowej w Falconara Marittima - archidiecezja Ancona-Osimo. Maciej Rajfur /Foto Gość

Pod koniec kwietnia 28-letni Włoch przyjął święcenia diakonatu w kościele pw. św. Antoniego na wrocławskich Karłowicach. Tam, gdzie od kilku lat przechodzi formację do kapłaństwa. Jego droga powołania rozpoczęła się w rodzinnej parafii pw. Matki Bożej Różańcowej w miejscowości Falconara Marittima w archidiecezji Ancona-Osimo nad Morzem Adriatyckim.

Franciszkanów znał od urodzenia, ponieważ wzrastał i wychowywał się w parafii, którą prowadziło to zgromadzenie. W roku 2012 przejęli ją polscy zakonnicy z prowincji św. Jadwigi.

– Polska była dla mnie odległym krajem, o którym prawie nic nie wiedziałem. Gdy polscy duszpasterze do nas przyjechali, trafili na właściwy moment w moim życiu. Intensywnie rozeznawałem powołanie, szukałem swojego miejsca, przerwałem studia, zacząłem pracować. Ich świadectwo na mnie działało. Coraz bardziej zbliżałem się do Boga i dojrzewała we mnie myśl o drodze zakonnej i kapłańskiej – opowiada dzisiaj diakon Francesco.

Zapragnął zmienić otoczenie. Pomyślał, by formować się w Polsce. – A miałem przecież franciszkanów do wyboru i do koloru pod nosem. (śmiech) Mieszkam dwie godziny od Asyżu. Nie szukałem argumentów, gdzie jest lepiej, a gdzie gorzej. W rozeznaniu z ojcem duchownym i na osobistej modlitwie czułem, że chcę spróbować w Polsce – opowiada 28-latek. Latem 2013 roku pierwszy raz przyjechał do Polski na rozmowę z ojcem prowincjałem prowincji św. Jadwigi.

Ojciec Alan Brzyski OFM przyjął go i wysłuchał. Ostatecznie doradził, żeby Francesco wcześniej spróbował formacji we Włoszech lub w kustodii Ziemi Świętej. Zaskoczyło to młodego Włocha, bo liczył, że zostanie przyjęty. Ale nie załamał się. Przeżył kolejny rok rozeznawania i dzisiaj wie, że był to błogosławiony czas. Przez ten okres pragnienie wstąpienia do zakonu rosło. Rozpoczął w swojej ojczyźnie jako świecki studia teologiczne, ciągle czuł jednak, że jego miejsce jest w Polsce. Po kilkunastu miesiącach napisał ponownie do prowincjała.

– W 2014 roku przyjechałem na tygodniowy pobyt do Kłodzka. Potem wróciłem do Włoch, wysłałem potrzebne dokumenty, o. Alan dał mi zielone światło, więc we wrześniu bez wahania zacząłem oficjalnie w Kłodzku postulat – opowiada z pasją Francesco. I tak od 7 lat kroczy pewnie do kapłaństwa w Wyższym Seminarium Duchownym Franciszkanów „Antonianum” we Wrocławiu. Jak na decyzję o wyjeździe zareagowali najbliżsi? – Nie było im łatwo, mieli obawy. Pytali, co mnie gna tak daleko – 1300 km od domu – skoro mam franciszkanów pod nosem. Rzeczywiście, może po ludzku nie był to najlogiczniejszy wybór, ale Pan Bóg miał swój plan – opisuje diakon.

Studia kończy w całości w języku polskim. Po przyjeździe do naszego kraju przeszedł 3-tygodniowy intensywny kurs języka, a potem… już z konieczności musiał się nim posługiwać w seminarium. Wtedy uczył się najszybciej. Dzisiaj nie ma problemu z wysławianiem się po polsku. Pierwszych modlitw w naszym języku uczył się jeszcze od polskich franciszkanów w swojej rodzinnej parafii przed wstąpieniem do zakonu.

– Nigdy nie żałowałem swojej decyzji. Nie uważam, że gdzieś byłoby lepiej lub gorzej. Formacja to naśladowanie Chrystusa. Ojciec Franciszek dał nam po prostu przykład, który mogę wdrażać w życie w każdym kraju – tłumaczy F. Baldelli.

Co go zaskoczyło w ojczyźnie św. Jana Pawła II?

– Tłumy na nabożeństwach majowych. Codziennie pełny kościół ludzi klęczących przed Najświętszym Sakramentem robił na mnie wrażenie – oświadcza. Z uśmiechem wspomina pierwsze spotkanie organizacyjne w postulacie.

– Ojciec magister nam tłumaczył przez godzinę, co nas czeka, a ja się czułem jak po całym dniu wykładów. Musiałem sobie to na nowo powtarzać i tłumaczyć. Ale potem było już coraz lepiej – mówi dk. Francesco. Teraz, gdy odmawia Różaniec, przeskakuje nieświadomie z jednego języka na drugi. Przyznaje, że polubił Polskę. Został przyjęty w bardzo ciepły i sympatyczny sposób. Od samego postulatu objęto go ogromną troską, nie tylko ze strony braci zakonnych, ale i świeckich. Czuł się jak w domu.

– Nie jestem Polakiem, ale Polskę traktuję jak swoją ojczyznę. Uważam, że Włochów i Polaków wiele łączy. Polacy patrzą na mnie życzliwie – stwierdza franciszkanin.