Przyjaźń ze Światłem w środku

Agata Combik Agata Combik

|

Gość Wrocławski 39/2021

publikacja 10.11.2021 13:37

We wrześniu minęło 40 lat od powstania Kręgu Rodzin prowadzonego we Wrocławiu przez państwa Wiesławę i Lecha. Grupa o rekordowym stażu w październiku spotkała się po raz czterechsetny.

Wrześniowe, 399. spotkanie. Wrześniowe, 399. spotkanie.
Agata Combik /Foto Gość

U jej początku znalazły się słowa ks. Franciszka Blachnickiego: „Dzielcie się Słowem jak chlebem”. Taką dedykację napisał sługa Boży Wiesławie i Lechowi w Piśmie Świętym, podarowanym im na zakończenie rekolekcji w Krościenku w 1981 roku. „Posyłam was” – dodał, wręczając Biblię. Posłanie przyjęli. Wkrótce potem po raz pierwszy w ich domu zgromadzili się małżonkowie skupieni wokół kart Ewangelii i światła Chrystusa. Pośrodku kręgu jest zawsze On – symbolizowany przez świecę, którą na początku spotkania zapala gospodarz domu.

Więzi silniejsze od naturalnych

Wspomniane rekolekcje oazowe dla rodzin odbywały się w Krościenku w 1981 roku. 45 rodzin. Ogromne kręgi żółtego sera dostarczone przez zaprzyjaźnionego pastora ze Skandynawii. Wędrówki po Pieninach. Konferencje głoszone na szlaku przez ks. Jerzego Bajdę… Państwo Wiesława i Lech przechowują w sercu mnóstwo barwnych wspomnień z tamtego wyjazdu. Tuż po nim zainaugurowali w swoim domu spotkania małżeńskie.

Przygotowania do tej chwili rozpoczęli dużo wcześniej. – Przez rok uczestniczyliśmy w spotkaniach kręgu prowadzonego w parafii katedralnej przez Zuzannę i Henryka – wspominają. Korzenie nowej grupki, powstałej w 1981 roku, związane są z Ruchem Światło−Życie. Po kilku latach zaczęła ona funkcjonować niezależnie od oazy jako Krąg Rodzin – mała wspólnota małżeństw połączonych więzami wiary i przyjaźni, ludzi zaangażowanych w życie Kościoła na różne sposoby (m.in. przez działania w Arcybiskupim Komitecie Charytatywnym, pracę w poradnictwie rodzinnym, w ruchach kościelnych). – Zawsze dbaliśmy o to, by w naszych spotkaniach uczestniczył ksiądz – mówią, wspominając kolejnych kapłanów towarzyszących małżonkom. Od wielu lat do kręgu przynależy ks. Stanisław Pawlaczek.

– Człowiekowi są potrzebni inni ludzie. Tak już nas Pan Bóg wymyślił – mówi kapłan. – Każdy trochę inaczej myśli, przeżywa, doświadcza czegoś. Warto konfrontować swój sposób myślenia z innymi. Nie bez znaczenia jest też zwykła radość bycia ze sobą, nie wspominając o mocy wspólnej modlitwy, duchowym wspieraniu.

– Człowiek jest istotą społeczną. Dobrze jest mieć grono osób, które w podobny sposób patrzą na rzeczywistość, z którymi możesz porozmawiać o wierze, ale i o polityce, o sytuacji na świecie. W Kręgu zaspokajamy potrzebę formacji, ale też zwykłe potrzeby towarzyskie – podkreśla Lech.

Jak to się robi

– Spotykamy się zwykle w trzeci poniedziałek miesiąca o 18.00, oprócz wakacji – tłumaczy pani Wiesława. – Gromadzimy się rotacyjnie w mieszkaniach poszczególnych małżeństw, a czerwcowe, przedwakacyjne spotkanie od 10 lat wiąże się z wyjazdem. Udajemy się wtedy zwykle do któregoś z sanktuariów maryjnych. Ksiądz Stanisław odprawia dla nas Msze św., modlimy się, rozmawiamy.

W całej 40-letniej historii kręgu tylko dwa spotkania nie odbyły się w planowanym czasie z powodu zawirowań związanych z epidemią.

Obowiązują jasne zasady co do kształtu spotkań. Na stole pojawiają się herbata, kawa, ciasto i owoce. Nic więcej. – Jeśli w jakimś domu podano by choćby kanapki, kolejna rodzina mogłaby poczuć się zobowiązana do przygotowania czegoś „ekstra” i z czasem nasze spotkania stałyby się uciążliwe, wymagające długich przygotowań. Nie chcieliśmy tego – wyjaśniają.

Na początku spotkania, po zapaleniu świecy, następuje modlitwa, odczytanie Ewangelii z danego dnia i komentarza do niej. – Chwilę rozmawiamy, dzielimy się informacjami. Czasem pojawiają się sprawy wymagające omodlenia, na przykład choroba kogoś bliskiego – mówi pani Wiesława. – Korzystamy z różnych wykładów dotyczących Pisma Świętego, Eucharystii. Zwykle gospodarze danego spotkania przygotowują coś, co uznają za ważne, cenne, czym żyją. Dziś na przykład Leszek przygotował wywiad z Gerhardem Ludwigiem Müllerem, ja z kolei postanowiłam zaprezentować książkę, którą uważam za bardzo wartościową: „Wdzięczność. Jak dziękowanie Bogu za wszystko może odmienić nasze życie” (autorstwa Susan Muto).

Spotkanie zwykle kończy się o 21.00 Apelem Jasnogórskim.

Matematyka, góry i miód

Wśród pierwszych członków kręgu znaleźli się Adam i Ewa oraz Irenka i Leszek. – Pobraliśmy się w sierpniu 1980 roku, a na początku października ks. Andrzej Reca z naszej parafii zaprosił nas na spotkanie dla młodych małżeństw – opowiada druga z par. Tam poznali Wiesławę i Lecha, wtedy już z 9-letnim stażem małżeńskim, i zdecydowali się dołączyć do kręgu.

Praktycznie całe życie małżeńskie Ireny i Leszka upłynęło w duchowej przestrzeni, jaką stworzyła wierna wspólnota przyjaciół. – Krąg odpowiedział na nasze potrzeby, na pragnienie rozwoju w małżeństwie, w wędrówce za Chrystusem – mówią. Krąg zatacza zresztą… coraz szersze kręgi. – W ciągu minionych lat na świat przyszło czworo naszych dzieci. Teraz wnuk jest w drużynie harcerskiej, którą prowadzi wnuk Leszka i Wiesi. Całe rodziny są wplecione w krąg – dodają.

Kiedy dzieci były małe, rodziny wyjeżdżały wspólnie na wakacje, czasem zabierając także innych znajomych. Kiedyś w Pieninach wynajęli dom. Zamieszkało tam 40 osób. Znajomy ksiądz odprawiał codziennie Mszę św.; można było wyruszyć razem z innymi w góry lub spędzić czas indywidualnie. Potrafili zadbać o równowagę między tym, co wspólne, a autonomią każdej z rodzin.

Lech dokształcał w dziedzinie matematyki chyba wszystkie dzieci z kręgu, pan Ryszard z kolei konwersował z nimi po angielsku. W przestrzeń spotkania włączane są doświadczenia zawodowe poszczególnych osób, a także zamiłowania – jak w przypadku pana Stanisława. Z wykształcenia jest elektronikiem, ale jego wielką pasją są… pszczoły. – Używamy miodu, który przywozi Staś, a także korzystamy z jego ogromnej wiedzy na temat pszczelarstwa – mówią członkowie kręgu. Kiedyś pan Stanisław uczestniczył w spotkaniach z żoną, obecnie przyjeżdża sam, i to z odległej Opolszczyzny, gdzie się przeprowadził. – Cenię sobie wsparcie przyjaciół – podkreśla.

Kiedy jakiś czas temu ks. Stanisław, złożony chorobą, dwa tygodnie przeleżał w śpiączce, przyjaciele w kręgu wytrwale szturmowali niebiosa. Cudem wyzdrowiał. Gdy kogoś dotyka jakikolwiek problem, wystarczy telefon, wiadomość i może liczyć na modlitewną (i każdą inną) pomoc grupy. – Duchowa rodzina bywa bliższa niż ta oparta na naturalnych, biologicznych więzach – zauważają Lucyna i Piotr. – Tworzymy wspólnotę charakterów, ludzi o podobnych poglądach na różne sprawy. Jesteśmy przyjaciółmi.

Musimy pogadać

– Krąg to wielkie bogactwo w wymiarze duchowym i intelektualnym, to konkretna pomoc – mówią Ewa i Adam. – Ważne są wspólna modlitwa, rozważanie Pisma Świętego, ale też rozmawianie o bieżących wydarzeniach z życia Kościoła, dzielenie się informacjami o wartościowych książkach, artykułach. Ja na przykład odkryłam dzięki kręgowi kazania ks. Piotra Pawlukiewicza – dzieli się pani Ewa.

– Mam sporo różnych wątpliwości, pytań dotyczących spraw związanych z wiarą, liturgią, Kościołem – mówi pan Ryszard. – Jeśli się człowiek nimi dzieli, to czasem istnieje obawa, że może zarazić własnymi trudnościami innych. Tu nie muszę mieć takich obaw. Mogę swobodnie mówić o swoich wątpliwościach. Zwykle są one skutecznie rozpraszane – opowiada.

– Dobrze, że artykułuje się zastrzeżenia, niepewność. Kiedy pytania kiełkują w głowie, lepiej je nazwać, wypowiedzieć, wspólnie omówić – dodaje Piotr. –

Jeśli dyskutujemy, wypowiadamy się krytycznie na temat różnych zjawisk w Kościele, na świecie, w Polsce, nie jest to nigdy krytyka dla krytyki, ale wyraz szczerej troski, potrzeba zastanowienia się, co w danej sytuacji można zrobić – wyjaśnia pan Lech. I wymienia jeszcze jeden wymiar spotkań: – Mam taki charakter, że czasem trochę burczę na wszystkich. Kiedy zbliża się comiesięczne spotkanie, wiem, że muszę się zmobilizować, pogodzić z żoną. Gdyby nie takie spotkania, może całymi latami byłbym Stefkiem Burczymuchą?

– Jestem jedynym kryminalistą w naszym gronie – dodaje z uśmiechem pan Ryszard. Wiąże się to z realiami czasów PRL. Przed laty wraz z żoną Danielą przyszli na spotkanie kręgu, po czym… zniknęli. – Myśleliśmy, że nie odnaleźli się w takiej formule – wspomina pan Lech. – Parę miesięcy później, wychodząc z psem na spacer, zobaczyłem Danielę. Rozpoznałem ją po charakterystycznej sukience. Okazało się, że powodem ich nieobecności było aresztowanie Ryszarda. Razem z innymi osobami represjonowanymi z powodów politycznych w czasie stanu wojennego siedział w więzieniu w Grodkowie. Wyszedł latem 1982 roku. Od tej pory są z Danielą wiernymi członkami kręgu.

Dobrze jest mieć przyjaciół. – Z mojego 37-letniego doświadczenia zaangażowania w poradnictwo rodzinne wynika, że wspólna cecha małżeństw trafiających do poradni to brak przyjaciół – podkreśla pani Wiesława. – A bez nich nawet najlepsze małżeństwo może nie przetrwać – przekonuje. Wyjaśnia, że czasem pojawia się potrzeba porozmawiania na jakiś temat poza forum kręgu, w gronie dwóch małżeństw czy pary konkretnych osób. „Czy możemy pogadać?” – mówi się po prostu. I wszyscy to rozumieją.

Rozmawiają ze sobą od 40 lat. I wcale im się nie znudziło.•

Dostępne jest 5% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.