Ten Król burzy nasz "nie święty" spokój

Agata Combik Agata Combik

publikacja 21.11.2021 02:45

Jakim Królem jest Jezus? Czy jest moim Panem? Jakie jest Jego królestwo? Mówił o tym ks. Aleksander Radecki w wigilię uroczystości Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata w salezjańskiej parafii obchodzącej swoje święto patronalne.

Ten Król burzy nasz "nie święty" spokój Kapłan podkreślił, że za Chrystusem Królem można pójść tylko dobrowolnie. - I w niebie i z tej drugiej strony znajdą się tylko ochotnicy - mówił. Agata Combik /Foto Gość

Zauważył, że On – Król prześladowany i zapowiadający swym uczniom prześladowanie – daje nam dobra inne od tych, które zwykle pragniemy.

Niszczy nasz „nie święty” spokój, gdy błogosławionymi nazywa głodnych, prześladowanych, płaczących… Staje po stronie jawnogrzesznicy, marnotrawnego syna, zasiada do stołu z celnikami i grzesznikami…

Zobacz zdjęcia:

– Dopóki Bóg był w niebie, to było dla nas bezpieczne. Król stojący przed Piłatem, pozornie bezbronny, stał się śmiertelnym zagrożeniem dla ludzi, gdyż zabrał Boga z nieba i sprowadził na ziemię – mówił ks. Radecki. – Bóg na ziemi, Bóg pośród nas jest wyjątkowo niebezpieczny, gdyż może przybrać postać biedaka, a nawet złoczyńcy. Ten Bóg jest głodny, spragniony, chory, stracił miliony swoich bliskich w wojnach, kataklizmach… Dlatego trzeba Go było skazać, wtedy i dziś. Jezus nie zrobił nic złego, zrobił coś gorszego; zakłócił nasze dobre samopoczucie, zakłócił spokój publiczny.

– Królestwo Jego nie jest z tego świata, jest inne – dodał. – Opiera się na miłości, sprawiedliwości, pokoju, prawdzie, miłości, a nie na sile, słabości, a nie na mocy. Oparte jest na tym, co małe, wzrasta po cichu, pozbawione jest triumfalizmu. W tym królestwie nie chodzi o honory, przywileje…

Ten Król za ideał pokazuje dziecko, uważany jest za opętanego, umywa nogi uczniom, umiera na krzyżu, nie ma nawet swojego grobu… Czy takiego Króla jesteśmy w stanie przyjąć? Jaki obraz Chrystusa Króla nosimy w swoim sercu? „Patrz, kogo poślubiłaś” – powiedział św. Faustynie, ukazując się jej pokryty ranami.

Ks. Aleksander zauważył, że dopóki chrześcijaństwo traktujemy jako piękną teorię, narodową tradycję, dopóki nie mamy z nim problemu. „Schody” zaczynają się, gdy mamy je praktykować w codzienności. – Co by się zmieniło w moim i twoim osobistym życiu, gdybyśmy przyjęli Jezusa Chrystusa, jako swojego Króla i Pana? – pytał.

Wyjaśniał, że Jezus Król ma prawo oczekiwać od swoich wyznawców posłuszeństwa, przestrzegania prawa miłości oraz gotowości głoszenia Królestwa. Co do posłuszeństwa – bywa, że, choć znamy przykazania, Boże prawo, to jednak „wiemy swoje”. Pół biedy, mówił kapłan, jeśli łamanie praw Królestwa wynika ze słabości człowieka, gorzej, jeśli mówimy „wierzę, ale…”, świadomie opowiadamy się za nie Bożymi prawami. Stosujemy „koncepcję misia” – bo „mi się wydaje”.

Miłość to podstawowe prawo Królestwa. Na sądzie ostatecznym będziemy sądzeni z miłości. Nikt nie będzie mógł powiedzieć, że pytania go zaskoczyły – jak ucznia na egzaminie. Zostały przecież publicznie ogłoszone: zostaniemy zapytani, czy daliśmy Jezusowi jeść, pić, czy przyodzialiśmy Go, przyjęliśmy, odwiedziliśmy – bo „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili”.

Chrystus liczy również na nasze apostolstwo, głoszenie Królestwa. – Uwierzyliśmy, że religia to sprawa prywatna, mówimy, że nie wolno zmuszać, narzucać, wtrącać się… – mówił ks. Radecki. – Co ciekawe, tak przyjęta tolerancja dotyczy tylko tej dziedziny życia. – Tymczasem możesz być jedyną Ewangelią, jaką ktoś spotka na swojej drodze życia 

Nasz Król przyszedł, by służyć i dać swoje życia na okup za wielu. Miłość, która jest prawem Jego Królestwa, sprawdza się w służbie. „Prymusami”, od których możemy się uczyć miłości i służby, są w Królestwie święci – podkreślał ks. Aleksander.

Przywołał kilkoro z nich: nowego błogosławionego, ks. Jana Machę, matkę Teresę z Kalkuty (która mówiła: „Nie można kochać Boga w sposób wygodny (…), inaczej, niż tylko przez ofiarę z siebie samego”), matkę Elżbietę Różę Czacką, służącą niewidomym mimo niezrozumienia niektórych osób (pewien kurialista stwierdził, że „zachciało się ślepej babie zakładać zgromadzenie”), prymasa Wyszyńskiego, św. brata Alberta Chmielowskiego czy bp. Jerzego Matulewicza, który w zadziwiający sposób widział swoje miejsce w Kościele.

Modlił się: „ (…) daj, Panie, abym w Twoim Kościele był jak ścierka, którą wszystko wycierają, a po zużyciu wyrzucają gdzieś w najciemniejszy, ukryty kąt. Niech i mnie tak zużyją i wykorzystają, aby tylko w Twoim Kościele przynajmniej jeden kącik był lepiej oczyszczony, aby tylko w Twoim domu było czyściej i schludniej (…)”.

Kapłan podkreślił, że mamy prawo wyboru – czy chcemy Królestwa Jezusa czy nie. Za Chrystusem można pójść tylko dobrowolnie.  – I w niebie i z tej drugiej strony znajdą się tylko ochotnicy – podkreślił. Czy warto odrzucać życie, miłość, szczęście?