Gdy Bóg zamawia obraz

Agata Combik Agata Combik

|

Gość Wrocławski 16/2022

publikacja 05.10.2022 12:39

- W telefonie mam chyba sto przedstawień Jego twarzy. Pytałem Go: Panie Jezu, jaki jesteś? Jakie jest Twoje oblicze? - mówi Wojciech Głogowski, jeden z artystów odczytujących na nowo postać Chrystusa z wizji s. Faustyny.

◄	Malarz stanął przed wieloma pytaniami dotyczącymi wizerunku Zbawiciela. ◄ Malarz stanął przed wieloma pytaniami dotyczącymi wizerunku Zbawiciela.
Agata Combik /Foto Gość

Malarz z Wrocławia należy do grona dziesięciu twórców zaproszonych do udziału w projekcie „Namalować katolicyzm od nowa”. W jego ramach tworzą współczesne wersje obrazu Miłosierdzia Bożego – wyrażone nowym językiem artystycznym, lecz wierne wskazaniom Jezusa zamieszczonym w „Dzienniczku”. Projekt jest realizowany przez Fundację św. Mikołaja i Instytut Kultury św. Jana Pawła II z rzymskiego Angelicum.

Musisz mi się objawić

– To chyba najbardziej „malarskie” z objawień – mówi artysta o wizjach św. Faustyny Kowalskiej i poleceniu, jakie usłyszała: „Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz”. – Pan Jezus podał konkretny wzór, archetyp, jak w ikonach.

Jednocześnie zapiski mistyczki pozostawiają mnóstwo przestrzeni do artystycznej interpretacji. W „Dzienniczku” zawarte zostały wskazówki dotyczące białej szaty, ręki uniesionej w geście błogosławieństwa, promieni. Każdy z tych elementów można jednak różnie ukazać. – Zastanawiałem się przede wszystkim nad twarzą Jezusa – nad tym, jakie jest Jego oblicze dla mnie. Dla mnie – bo On mnie też musi się w jakiś sposób objawić. Mam tylko swój odbiór. Jeśli to do mnie przemówi, jest szansa, że przemówi także do innych – zauważa malarz.

Wojciech Głogowski szukał inspiracji w różnych albumach, przyglądał się całunom, mandylionom, ikonom, dziełom malarstwa tablicowego, rozmaitym słynnym wizerunkom Chrystusa – jak choćby z klasztoru na Synaju i Całunu Turyńskiego – W telefonie mam chyba sto przedstawień Jego twarzy – mówi.

Najbliżej, jak mówi, było mu do Chrystusa na średniowiecznych tablicowych obrazach, z ok. 1400 roku, z kręgu malarstwa czeskiego, śląskiego. Jezus według przedstawienia Głogowskiego ma w sobie też coś z portretów fajumskich, ikon, malarstwa sarmackiego.

– Faustyna zanotowała, że spojrzenie Jezusa ma być „jak z krzyża”. Co to jednak dokładnie oznacza? Czy chodzi o spojrzenie pełne bólu, cierpienia, czy leczące, zbawiające? – zastanawia się. Zauważa, że na obrazie autorstwa Eugeniusza Kazimirowskiego Jezus ma spuszczone oczy. – Dla mnie ważne było jednak to, by komunikował się z patrzącym – podkreśla. Dodaje, że nie jest łatwo namalować takie spojrzenie. Brązowe oczy Zbawiciela na obrazie są bystre i uważne. Jest pogodny, choć nie roześmiany, miłosierny i pełen siły.

Gdy Bóg zamawia obraz   Na przestrzeni lat powstały niezliczone wersje sceny znanej z "Dzienniczka". Pierwsze dzieło Adolfa Hyły znalazło się w kaplicy wrocławskiego klasztoru sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Agata Combik /Foto Gość

Którędy do Serca?

Malarz musiał rozstrzygnąć wiele kwestii. Na przykład jak wyrazić tajemnicę ciała uwielbionego, przemienionego? Jak powinna wyglądać szata Jezusa? Gdzie umiejscowić ranę, z której tryskają promienie? Co zrobić z aureolą? – Najważniejsze na moim obrazie są twarz i serce – tłumaczy. – Na szacie nie chciałem się skupiać. Nie wiadomo o niej zbyt wiele poza tym, że ma być biała. Czytałem jednak wypowiedź pewnej krawcowej, która zauważyła, że szata na obrazie Kazimirowskiego jest ewidentnie za duża. Utrudniałaby chodzenie… U mnie jest krótsza. Niesymetryczny dekolt nawiązuje do podobnych rozwiązań znanych z wczesnych ikon, które powstawały w Egipcie.

Artyście długo nie dawała spokoju rana serca. Jezus w „Dzienniczku” Faustyny mówi: „Te dwa promienie wyszły z wnętrzności miłosierdzia Mojego wówczas, kiedy konające serce Moje zostało włócznią otwarte na krzyżu”. Mowa jest o sercu, ale na wizerunkach ukrzyżowanego Chrystusa malarze zwykle ukazywali Jego przebity bok – przez który pewnie włócznia dosięgła serca. Skąd więc powinny wydobywać się promienie? Czy ukazać rany? – Ostatecznie stwierdziłem, że obrazy pasyjne to po prostu inny typ ikonograficzny. Tu chodzi o serce. Jezus z mojego obrazu to nie mąż boleści, ale Jezus uzdrawiający – wyjaśnia malarz. – On robi krok w stronę człowieka, grzesznika. Idzie do przodu. Wi dać, że ma moc, by uzdrowić.

Wojciech Głogowski pokazuje rozmaite wersje obrazu Miłosierdzia Bożego, które powstawały w minionych dziesięcioleciach. Różnie ukazywano twarz Pana Jezusa, tło, ale także na przykład promienie. Czasem łagodnie spływają w dół, gdzie indziej tryskają na boki, są delikatne lub o mocnych kolorach. – U mnie na początku były długie, ale z czasem je skróciłem. Wydaje mi się, że wystarczy, jeśli są delikatnie zaznaczone – mówi. Światło na obrazie wydobywa się spod ręki Jezusa na piersiach, ale pojawia się też w innych miejscach, budując sylwetkę Chrystusa. Ma ona formę, jak mówi artysta, nieco „blaszaną”, nawiązując do malarstwa ikonowego, sarmackiego. – To nie jest zwyczajny realizm. Wydaje mi się, że on już nie wystarcza. Posługuję się raczej archetypem, ekwiwalentem malarskim, jednocześnie skracam dystans, chcę osiągnąć wrażenie obecności, proste i bezpośrednie – mówi.

Ty Mnie namaluj

Artysta wspomina, jak jakiś czas temu zadzwonił do niego prof. Jarosław Modzelewski z zaproszeniem do udziału w projekcie.

– To jest mój pierwszy malowany na poważnie obraz religijny – mówi. – Zawsze miałem zamiar taki namalować, ale ciągle myślałem: może jeszcze jest za wcześnie, jeszcze nie wiem jak… Zaproszenie, które otrzymałem, bardzo mi pomogło. Dzięki niemu Jezus dał mi jasno do zrozumienia, że chce, żebym Go namalował. Co jeszcze mógłby więcej zrobić, by mnie do tego przekonać?

W istocie malarz – o czym prof. Modzelewski nie mógł wiedzieć – był świetnie przygotowany do podjęcia takiego wyzwania. Przesłaniem s. Faustyny zaczął się interesować na długo przed zaproszeniem do udziału w projekcie. „Dzienniczek” zgłębia od przełomu XX i XXI wieku. Odmawiał także Koronkę do Bożego Miłosierdzia na antenie Radia Rodzina. Swego czasu oglądał znajdujący się we wrocławskim klasztorze Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia pierwszy obraz Miłosierdzia Bożego autorstwa Adolfa Hyły – wizerunek Jezusa ukazanego na tle łąki. Od dawna zbierał reprodukcje różnych wersji obrazu.

Choć nie malował dzieł religijnych, to w jego pracach obecne są postaci ludzkie – w specyficznej stylistyce, umieszczone w scenach nawiązujących do minionych lat. Twórczość W. Głogowskiego to osobny temat, ale niewątpliwie artystyczne poszukiwania ułatwiły mu nowe spojrzenie na wizję św. Faustyny. Wystawiał swe dzieła głównie w Krakowie – związał się między innymi z galerią „Zderzak”, jest współzałożycielem „Otwartej pracowni”.

– Pamiętam, że s. Faustyna stwierdziła, iż obraz Kazimirowskiego nie jest dobry, ale „wystarczająco dobry” – na tyle, by być „skuteczny”. Spełnia swoją funkcję, przekazuje przesłanie miłosierdzia – wyjaśnia. – Chciałbym, żeby mój obraz był przynajmniej „wystarczająco dobry”, by nadawał się do tego, do czego jest przeznaczony. Ludzie, którzy się z nim zetkną, nie muszą się znać na malarstwie. Oni przyjdą do kościoła ze swoimi problemami, decyzjami do podjęcia. Ważne, by nawiązywali relację z Jezusem. To sprawa między Nim a nimi. Jezus, jeśli będzie chciał, może się posłużyć tym wizerunkiem. Ważne, by mój obraz w tym nie przeszkadzał. Choć oczywiście każdy z malarzy biorących udział w projekcie stara się namalować jak najlepsze dzieło.

Gdyby Bach nie miał etatu

Nowe spojrzenie na obraz Miłosierdzia Bożego to początek szerszego projektu „Namalować katolicyzm na nowo”, którego pomysłodawcą jest Dariusz Karłowicz, współzałożyciel Teologii Politycznej, prezes Fundacji Świętego Mikołaja, filozof. – Mamy poczucie, że stoimy w obliczu ogromnego kryzysu malarstwa w Kościele katolickim, z chlubnymi wyjątkami, ale jednak wyjątkami – mówi, tłumacząc genezę pomysłu.

Zauważa, że ludzie w poszukiwaniu inspiracji duchowych, intelektualnych raczej zwracają się ku przeszłości – nie znajdują żywej obecności chrześcijaństwa w sztuce obecnie powstającej. To groźne.

– Jeśli nie będzie chrześcijańskiej kultury, nie będziemy mieli języka zdolnego mówić o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa… W wyobraźni zbiorowej trudno dzisiaj o jakieś współczesne obrazy tego, co najważniejsze. Jestem przekonany, że każde pokolenie chrześcijan musi przetłumaczyć Pismo Święte na nowo i te najważniejsze prawdy wcielić w język swojej kultury.

Uważa, że brak ten jest winą przede wszystkim Kościoła, który zaniechał mecenatu, zaniedbuje obowiązki wobec kultury. – Dla sztuki kluczowe są zamówienia. Nie ma zamówień, nie ma sztuki. Bach nie napisałby ani jednej ze swoich cudownych kantat, gdyby nie miał etatu – zauważa.

Dariusz Karłowicz nie chce narzekać. – Zamiast udowadniać, że się nie da, działamy – mówi. Zaprosił grono znamienitych malarzy do zmierzenia się z tematem Miłosierdzia Bożego. Pomagali mu w tym prof. Jarosław Modzelewski (artysta, pedagog) i Dorota Lekka (doktor teologii i historyk sztuki). Wśród osób zaangażowanych w przedsięwzięcie wymienia między innymi Izabelę Rutkowską (doktor nauk humanistycznych, językoznawca, badacz języka, jakim posługiwała się św. Faustyna), a także biskupa Jacka Grzybowskiego, biskupa pomocniczego diecezji warszawsko-praskiej. – W projekcie biorą udział „pierwsze pędzle Rzeczpospolitej” – podkreśla.

Obrazy malarzy są już gotowe, a zostaną zaprezentowania na wystawie, która zostanie zorganizowana prawdopodobnie w bieżącym roku.

Dostępne jest 4% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.