Święta u Kudłatych Aniołów

Agata Combik

|

Gość Wrocławski 50/2023

publikacja 14.12.2023 00:00

Gdy zbliża się Boże Narodzenie i Maryja z Dzieciątkiem potrzebują schronienia, zaglądamy do miejsca, gdzie przez cały rok gościnnie są przyjmowane młode mamy i ich pociechy. Święty Józef pomaga każdemu znaleźć bezpieczną stajenkę.

Święta u Kudłatych Aniołów Agata Combik /Foto Gość

Wrocławski Dom Samotnej Matki, prowadzony przez Stowarzyszenie „Misja Dworcowa” im. ks. Jana Schneidera, związany jest ze Zgromadzeniem Sióstr Maryi Niepokalanej. W grudniu (i nie tylko) tętni życiem. Świętują tu co roku obecne i byłe mieszkanki, ich dzieci i przyjaciele, „znajomi znajomych” i rzesze niespodziewanych gości. Witani serdecznie i obdarowani, sami obdarowują innych. Ania, do której siostry kiedyś wyciągnęły pomocną dłoń, dziś bierze udział w przekazywaniu paczek dla mieszkańców schroniska i zanosi herbatę Arkowi. Mieszka on na śmietniku i uważa go za swój dom. On także myśli o innych. – Kiedy chciałyśmy podarować mu polar, stwierdził: „Niech lepiej siostra da go jakiemuś bezdomnemu”. On, mieszkaniec śmietnika, wcale nie czuje się najbardziej potrzebujący – opowiada s. Goretti.

Nieustające Betlejem

Ania jest u sióstr 3,5 roku. – Córkę Kasię urodziłam w zakładzie karnym. Mieszkałam potem przez pewien czas z jej ojcem, ale coś się nie układało – wspomina. Po wizycie kuratorki usłyszała, że jeśli się nie wyprowadzi z tamtego domu, zabiorą jej dzieci, bo to nie jest dla nich dobre miejsce.

Do sióstr trafiła dzięki pani Beatce, która zajmuje się osobami w kryzysie bezdomności. – Gdy usłyszałam o zakonnicach, najpierw się przeraziłam, jak to będzie. Teraz w życiu bym nie zamieniła tego ośrodka na inny. Co można powiedzieć o tym domu? Że jest tu dużo miłości – opowiada. – Tu urodziła się moja córka Ewelinka. W przyszłym roku w październiku mam dostać klucze do swojego mieszkania (jest teraz remontowane), ale powiem szczerze, że... chętnie bym tu jeszcze posiedziała. Jestem nerwowa, bywa, że krzyknę na kogoś, ale... mam tu swoich aniołów stróżów, którzy nade mną czuwają. Mam swoje słabości, ale siostry dały mi szansę. Gdy moje dzieci idą do babci, to zaraz chcą wracać tu. To miejsce traktują jak swój dom.

Jak mówi, święta tu są niepowtarzalne. – Siedzimy razem w kaplicy, przy stole, śpiewamy, rozpakowujemy prezenty – opowiada.

Przedtem jest sporo pracy. Powstaje grafik, kto kiedy lepi uszka (tą „działką” dyryguje pani Krysia). Jedna z byłych mieszkanek będzie przygotowywać pierogi, inna dawna podopieczna – Barbara – szykuje sałatkę owocową, Ania – sałatkę warzywną, która jest jej daniem popisowym. Siostra Edyta specjalizuje się w rybie po grecku, a s. Justyna w tamtym roku zadebiutowała keksem. – Ja zajmuję się barszczem i rybą – opowiada s. Goretti, która razem z dziewczynami szykuje również makiełki.

– Boże Narodzenie jest wtedy, gdy rodzi się drugi człowiek – mówi s. Edyta. – Czasem w małych rzeczach, w geście, w uśmiechu. Rodzą się tu też dzieci w sensie jak najbardziej dosłownym. Kiedy mamy w domu noworodka, czasem symbolicznie kładziemy go na chwilę do żłóbka w kaplicy. –  Dużą figurkę Pana Jezusa kładziemy też na stole świątecznym, żeby dziewczyny wiedziały, Kto świętuje urodziny.

Jedna z mieszkanek – osoba z lekką niepełnosprawnością intelektualną – właśnie spodziewa się dziecka. Termin porodu wyznaczony jest na styczeń – przypadnie na czas bożonarodzeniowy. Może więc znów w żłóbku pojawi się „prawdziwy” Pan Jezus...

Prezentów cudowne rozmnażanie

Czasem dziewczyny dopiero u sióstr uczą się tradycji bożonarodzeniowych, przeżywania świąt. A zorganizowanie ich jest sporym wyzwaniem, bo trudno ustalić zawczasu liczbę gości. Często mieszkanki starają się być na wigilii i w swoim rodzinnym domu, i u sióstr. Ten rodzinny bywa mocno dysfunkcyjny, ale warto, jeśli to możliwe, podtrzymywać kontakty z bliskimi.

– Dla niektórych naszych podopiecznych to oczywiste, że spędzają święta u nas, nawet gdy już mieszkają gdzie indziej. Zapraszają tu swoich znajomych, wiedząc, że u nas każdy zostanie otoczony ciepłem, serdecznością. Miewamy gości z Ukrainy czy np. z Monaru, gdzie pracuje jedna z byłych mieszkanek – opowiada s. Edyta. – Nie od razu udostępniamy naszym podopiecznym klucze do drzwi wejściowych. Ich przekazanie to wyraz zaufania, znak, że są współodpowiedzialne za to miejsce. Kiedy opuszczają naszą placówkę, niektóre zachowują klucze. Taki znak: to nadal mój dom, do którego mogę przyjść. Ktoś tu na mnie czeka. Od kilku lat jedna była mieszkanka z trójką dzieci wpada zawsze do nas po wigilii w swoim domu. Ma klucz, którego wtedy używa. Dwa lata temu przyjechała dziewczyna z siódemką swoich dzieci...

– W tamtym roku po raz pierwszy przeżywałam tu święta. Oprócz mieszkanek tego domu zjawiło się wiele innych osób i, co zaskakujące, każdego udało się obdarować jakimś prezentem. Przez różnych ludzi Pan Bóg nam podsyłał różne dary, błogosławił nam. To był taki worek św. Mikołaja bez dna. Ludzie dzwonią, pytają, czego nam potrzeba. Wiele osób obdarowujemy, ale i wiele nas obdarowuje – mówi s. Justyna, która niedawno dołączyła do ekipy domu.

– Dziewczyny włączają się w szykowanie paczek dla ubogich, między innymi dla osób ze schroniska dla bezdomnych mężczyzn w Szczodrem – mówi s. Edyta. Jako osoba zaangażowana także w streetworking pamięta o różnych swoich przyjaciołach – i z domu, i z pustostanów czy śmietników. – Mamy taką panią Krysię, która była na ulicy, potem w schronisku dla bezdomnych kobiet, teraz ma swoje mieszkanie. Zapraszamy ją, od czasów życia na ulicy, na wigilię. Wiemy, że przyjdzie w tym roku z koleżanką. Pracujemy „na relacjach”. Gdy zawiąże się więź, towarzyszymy człowiekowi na różnych etapach życia, a także... po śmierci. Moja listopadowa lista wspominkowa jest zawsze bardzo długa – opowiada.

Prawdziwy dom

Wszystkim tym działaniom przygląda się uważnie cała rzesza aniołów, które zdobią ściany, stoją na półkach i szafkach. – „Dom Kudłatych Aniołów” to taka nasza nieformalna nazwa. Dziewczynom czasem trudno uwierzyć, że są wartościowe, że mają talenty. Trzeba to z nich wydobyć. Mnóstwo w nich dobra. To naprawdę anioły, choć może na zewnątrz takie trochę „kudłate” – mówi s. Edyta.

– Przyjmujemy pełnoletnie kobiety w ciąży lub z małymi dziećmi, mniej więcej do 5.–6. roku życia. Dom jest kameralny, nie ma więc tu odpowiednich warunków dla dzieci szkolnych. Mamy pozostają u nas do czasu uzyskania mieszkania, np. socjalnego czy chronionego. Bywa, że warunki w rodzinie danej kobiety na tyle się poprawią, że może wrócić do swojej rodziny – tłumaczą siostry.

Dodają, że starają się unikać sytuacji, w której z ich domu dziewczyna trafiłaby do kolejnej placówki. W razie potrzeby wyszukują jej mieszkanie treningowe – przygotowujące do samodzielności. U sióstr czują się bezpiecznie, otoczone są opieką. By samodzielnie funkcjonować, często muszą się wiele nauczyć – począwszy od tego, jak zadbać o swoją i dziecka higienę, zdrowie, pamiętać o opłatach. Uczą się przygotowywania posiłków.

Siostra Edyta pilnuje, żeby był porządek. – Dom jest podzielony na kawałki, każda z dziewczyn odpowiada za jego część. Najpierw jest zwykle „bunt na pokładzie”, że trzeba sprzątać, ale potem doceniają to, że jest czysto – mówi marianka.

– Przeważnie trafiają do nas osoby, które doświadczyły przemocy, często są uzależnione, np. od narkotyków. Korzystają z terapii. W razie potrzeby kierujemy je na terapię zamkniętą. Gdy ktoś nie godzi się na nią, nie może pozostać w ośrodku – wyjaśnia s. Goretti. – Jeśli dziewczyna jest gotowa, by ją rozpocząć, wyszukujemy dla niej ośrodek dostosowany do jej potrzeb, umożliwiający przebywanie w nim razem z dzieckiem. Cały czas jej towarzyszymy, podtrzymujemy kontakt. Po rocznym pobycie w takim ośrodku wraca do nas i tu oczekuje na mieszkanie.

Święty Józef, którego figura stoi w korytarzu, jest adresatem wielu gorących modlitw. Jego obecność jest bardzo ważna. Często – choć nie zawsze – w życiu mieszkających tu kobiet, dzieci brak jest ojcowskiej obecności. Niektórzy ojcowie przebywają w więzieniu, wielu nie angażuje się w życie bliskich. – Myślę, że to on, niczym głowa domu, podsyła nam różnych ludzi, którzy nas wspierają, pomogą coś naprawić, wyremontować. Utrzymujemy się z darowizn. Jak Maryja musimy robić swoje, kochać i zaufać Bogu – mówi s. Edyta. – Spraw, o które się trzeba zatroszczyć, jest za dużo, żebyśmy mogły to same ogarnąć.

– Wieczorna wspólna modlitwa często odbywa się na klatce schodowej, obok figur św. Józefa czy Matki Bożej – dodaje. – Chodzi o to, by być bliżej dzieci, usłyszeć, czy któreś z nich się nie przebudzi. Maryja i św. Józef są u nas cały czas w gotowości, by wszystkich przytulić.

Stowarzyszenie „Misja Dworcowa” prowadzi też Punkt Konsultacyjno--Informacyjny, wspierający osoby w sytuacji kryzysowej. Więcej informacji: misjadworcowa.com.pl. Niektóre imiona zostały zmienione.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.