Przeżyła wojnę, wygnanie i pożar

Maciej Rajfur

|

Gość Wrocławski 51/2023

publikacja 21.12.2023 00:00

Szopka betlejemska w parafii pw. św. Antoniego we Wrocławiu jest jedną z największych w kraju. I ma długą, bo prawie 100-letnią, a do tego burzliwą tradycję.

Przy stajenkach w kościołach franciszkańskich można uzyskać do 2 lutego odpust zupełny. Przy stajenkach w kościołach franciszkańskich można uzyskać do 2 lutego odpust zupełny.
Archiwum franciszkanów

Zwyczaj wystawiania stajenek bożonarodzeniowych w kościołach, klasztorach i domach w znanej dziś formie jest inspirowany obchodami Bożego Narodzenia w Greccio w 1223 roku. Wówczas św. Franciszek zbudował pierwsze przedstawienie narodzin Jezusa, jakie znamy dzisiaj pod nazwą szopki. Później w każdym klasztorze franciszkańskim starano się o budowanie stajenki nie tylko jako małej sceny Bożego Narodzenia, ale wielkiej szopki, zajmującej całe prezbiterium. Tak też było na wrocławskich Karłowicach. Tam budowa rozpoczyna się minimum dwa tygodnie przed świętami.

Szopka bożonarodzeniowa znajdująca się obecnie w kościele pw. św. Antoniego została wykonana w renomowanym warsztacie Schauer & Mangold w Oberammergau, miasteczku w górnej Bawarii. Figury do Wrocławia zostały zamówione za czasów gwardiana o. Brunona Pietscha OFM w 1929 roku. – Pierwsze zamówienie obejmowało pięć figur: Maryi z Dzieciątkiem Jezus, św. Józefa, dwóch pasterzy oraz anioła zwiastującego Dobrą Nowinę. Potem rozszerzono je o figury Trzech Króli – mówi o. Jozafat Gohly OFM. Koszt całości wyniósł 5 tys. reichsmarek i gwarantował figury wysokiej klasy artystycznej, zarówno pod względem snycerskim, jak i malarskim.

Wybór figur takiej jakości podyktowany był znanymi już w prowincji np. figurami z szopki gliwickiej. Już 11 grudnia 1929 r. dotarły do Wrocławia pierwsze trzy postacie, kolejne – na początku stycznia w 1930 roku. W następnych latach dokupowano inne figury, jak np. gipsowe baranki. – Przyjmuje się, że od tego okresu budowano dużą szopkę, która powierzchnią już wtedy obejmowała całe prezbiterium, stanowiące wówczas oratorium dla zakonników – opowiada franciszkanin. To 81 m kw. powierzchni (9 $ 9 m). „Niebo” zawieszone jest u sufitu na wysokości prawie 14 m. W budowie i demontażu, które są ogromnym przedsięwzięciem, zakonnikom pomagali i pomagają parafianie, niektórzy nawet od ponad 20 lat.

Przerwa w budowaniu dużej szopki miała miejsce w okresie II wojny światowej. Kronikarz odnotował, że w 1946 r. „po 8 latach przerwy budujemy znów w czterech piętrach, aż do sklepienia z niebem”. Początkowo rusztowanie było każdego roku składane na nowo. W 1949 r., dzięki oznaczeniom na poszczególnych belkach i odpowiednim ich przygotowaniu, można było sprawniej postawić konstrukcję.

Nieco ponury wątek związany z Bożym Narodzeniem miał miejsce w latach 50. – W listopadzie 1953 r. w kurii biskupiej podjęto decyzję o przekazaniu parafii na Karłowicach księżom diecezjalnym. Współpraca zakonników i księży nie układała się najlepiej. W 1954 r. franciszkanie musieli opuścić karłowicki klasztor. 22 maja 1954 r. ks. Kazimierz Lagosz, administrator diecezji wrocławskiej, przesłał dodatkowe pismo do ojca prowincjała. – Zastrzegł, by szopki bożonarodzeniowej nie wywozić. W przeciwnym razie wyciągnie konsekwencje kanoniczne wobec wszystkich klasztorów franciszkanów w archidiecezji wrocławskiej i wszystkich zakonników mieszkających na tym terenie. Jak były cenne te figury z szopki, skoro takie konsekwencje mogli ponieść franciszkanie... – zaznacza o. Jozafat.

Szopka, jak wynika z dokumentów, została w budynkach klasztornych i przetrwała. W 1956 r. bracia mniejsi wrócili na Karłowice. W następnych latach pojawiały się już regularne informacje o budowie szopki bożonarodzeniowej. Figury były przechowywane w magazynach na poddaszu nad zakrystią. – W 1969 r. wybuchł tam pożar, który objął ok. 40 m kw. dachu. Prawie wszystkie figury zostały wtedy nadpalone – głównie głowy i tułowie. Podstawy nie były uszkodzone. Jedyna figura, która nie doznała żadnych szkód, to Matka Boża ze stojącym Dzieciątkiem – opowiada o. Gohly. Całkowitemu zniszczeniu uległy wszystkie figury gipsowe, np. owieczki, które pod wpływem temperatury popękały i rozsypały się.

Figury zostały odnowione na kolejne święta w 1969 roku. – Dokonano niefortunnej naprawy poprzez nałożenie gipsu na zwęglone części figur i pomalowanie ich nowymi farbami. Przez kolejne lata odpadająca w niektórych miejscach farba ukazała czarne podłoże – opisuje franciszkanin. Kilkanaście lat temu odnowiono figury w najlepszy możliwy sposób. Nie można było jednak oczyścić figur ze starych farb, ponieważ pod spodem nie było zdrowego drewna, tylko zwęglone. Obecnie szopka ma kilkanaście figur drewnianych i kilka gipsowych baranków. Jej wielkie rozmiary przyciągają wiernych z całego Wrocławia i nie tylko.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.