Zaklinacze czasu

Karol Białkowski

|

Gość Wrocławski 01/2024

publikacja 04.01.2024 00:00

Jeszcze nie tak dawno temu okres po Bożym Narodzeniu kojarzył się nam nie tylko z zabawami karnawałowymi. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach popularniejsze były korowody kolędników. To zanikająca tradycja.

Dorota Jasnowska. Dorota Jasnowska.
Karol Białkowski /Foto Gość

O kolorowych pochodach, fikuśnych strojach i maskach dla aktorów, którzy grali często wyimaginowane postacie, traktuje wystawa we wrocławskim Muzeum Etnograficznym (ul. Traugutta) pt. „Zaklinacze czasu. Kolędniczy teatr obrzędowy”. Odtworzone zostały na niej pochody kolędnicze z Dolnego Śląska, Małopolski, Górnego Śląska i Śląska Opolskiego. Ekspozycję wzbogacają zapisy dźwiękowe i filmowe, zarejestrowane jeszcze w XX wieku. Dorota Jasnowska, kuratorka wystawy, przekonuje, że ludzie z wyższych sfer bawili się podczas balów karnawałowych, natomiast korowody kolędnicze były jedyną formą rozrywki dla społeczności wiejskiej. Kiedy pojawiały się „istoty nie z tego świata”, hałasem, który robiły, i śpiewem zabawiały odbiorców swoich występów, a jednocześnie zabezpieczały funkcje rytualną i towarzyską.

Sacrum i magia

Kuratorka zaznacza, że tradycja rytualnego składania życzeń przez kolędników w okresie Bożego Narodzenia, Nowego Roku oraz ostatków była szeroko praktykowana aż do początku XX wieku. Przyznaje, że fundamentem tego swoistego teatru były magia i głęboko zakorzenione wierzenia religijne. To właśnie wiara dodawała głębszego wymiaru każdemu takiemu obrzędowi.

– Ludowość i wiara łączą się w doskonały sposób. Najważniejsze dla chrześcijan jest narodzenie Chrystusa i tę pamiątkę obchodzimy w sposób bardzo wyjątkowy nie tylko w kontekście religijnym, ale również kulturalnym. Natomiast musimy mieć świadomość, że te tradycje chrześcijańskie nałożyły się na te wcześniejsze, pogańskie, związane z przesileniem zimowym, przełomem roku – z jednej strony budzi się słońce (zaczyna przybywać dnia), a z drugiej rodzi się Chrystus – mówi.

Jak to się udało, że obie rzeczywistości tak zgodnie ze sobą współistniały? – To wielka tajemnica – dodaje. Podkreśla przy tym, że tak w to wszystko wsiąkliśmy, że to połączenie wydaje nam się bardzo naturalne. – Teatr obrzędowy żywo oddziaływał na uczestników, wciągając ich w magiczny świat dawnych wierzeń i tradycji. Przypominał również o związku człowieka z naturą i cyklicznością życia, a występy kolędników nie były jedynie odświętną formą spędzania czasu, ale też duchowym przeżyciem, pozwalającym na komunikację z przodkami, duchami i siłami natury – tłumaczy.

Prawdziwi aktorzy

– Dziś obchodzimy hucznie sylwestra jako moment, gdy zamykamy to, co było, i otwieramy to, co nowe. Tradycyjnie w kulturze ludowej takim momentem była jednak Wigilia. Stąd takie nagromadzenie w obrzędowości wigilijnej wielu praktyk, które miały kreować nowy początek – wyjaśnia. Kolędnicy przychodzili do domów z życzeniami pomyślności, płodności i kreacji nowego czasu w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, ale nie tylko. Podobne pochody odbywały się również w okolicach Nowego Roku i w okresie zapustów, na zakończenie karnawału i tuż przed początkiem Wielkiego Postu.

Dorota Jasnowska wyjaśnia, że przygotowana przez nią wystawa ma pokazać kolędników jako aktorów teatru obrzędowego. Dzieli się refleksją, że we wszelkich opracowaniach kolędnicy stoją trochę z boku. – Kojarzą się z obrzędowością bożonarodzeniową, ale często ich funkcja ograniczana była tylko do form kolędniczych, które przedstawiali. Tymczasem to były niezwykle barwne grupy, których celem było danie występu. Sceną był dom gospodarzy, do którego wpadali i czynili wiele hałasu określonymi praktykami rytualnymi – zauważa. Ich obecność i przedstawienie miały zapewnić zdrowie i pomyślność. Kuratorka dodaje, że wśród śpiewanych kolęd były również te... piętnujące panny, które jeszcze nie wyszły za mąż, a powinny. Były też pieśni skierowane do gospodarzy, którzy niewłaściwie prowadzili swoje gospodarstwo.

Nie z tego świata

Nieodłącznymi elementami występów kolędników były, oczywiście, muzyka instrumentalna i pieśni, ale całość dopełniały gwara i stroje. – Kostiumy przygotowywali sami. Były niezwykle barwne, ale kolor nie miał wielkiego znaczenia. Chodziło o to, by kolędnik się wyróżniał. Stąd frędzle z bibuły, absurdalne łączenia kolorów i tkanin. To wszystko determinowało bycie „osobą nie z tego świata”. Uczestnicy mieli być ubrani inaczej niż na co dzień. Kostium miał być teatralny, bo kolędnik to aktor, który miał zaprezentować swoją kwestię przed gospodarzami – zaznacza.

Odnosząc się do warstwy słownej, D. Jasnowska tłumaczy, że ról kolędnicy także uczyli się sami, a teksty były często przekazywane z pokolenia na pokolenie. – Jeśli ojciec był w grupie kolędniczej Herodem, to jego syn tę rolę po nim przejmował – wyjaśnia. W pochodach były również maszkary, które – według dawnych wierzeń – były uosobieniem sił magicznych. Wśród zwierzęcych były m.in. turonie, symbolizujące zdrowie, tężyznę fizyczną i płodność. – To postać symboliczna – głowa zwierzęcia, którą prowadzi kolędnik ukryty za jakąś kapą. Wchodząc do domu, składano życzenia i wierzono, że „tam, gdzie turoń (lub koza) wchodzi, tam się żytko rodzi”– opowiada. W ich towarzystwie często pojawiali się mężczyźni w przebraniach dziadów lub innych niezwykłych, zamaskowanych postaci.

Jak zaznacza, ciekawym zwyczajem praktykowanym na Dolnym Śląsku były draby noworoczne – przebierańcy w charakterystycznych słomianych strojach. Natomiast na Górnym Śląsku czymś wyjątkowym jest pochód... mikołajów. Odbywa się on w Adwencie, wówczas, gdy w kulturze ludowej panują zwykle cisza i spokój. Przygotowanie do Bożego Narodzenia wymaga przecież określonych zachowań. – W dniu odpustu św. Mikołaja odbywają się kolędnicze pokazy. Są zarówno mikołaje czarne, jak i białe – tu ciągle rozgrywa się walka dobra ze złem – przekonuje.

Innym karnawałowym zwyczajem ludowym było wodzenie niedźwiedzia, które odbywało się w czasie ostatków. Kuratorka opowiada również o tym, że kolędnicze postacie były różne w zależności od regionu. – Na przykład w górnośląskim Świbiu bohaterem jest... wielbłąd, zwany w gwarze śląskiej kamelą – dodaje.

Wystawa jest dostępna dla zwiedzających do 4 lutego.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.