Zauważasz te chwile?

Gość Wrocławski 03/2024

publikacja 18.01.2024 00:00

O swojej najnowszej książce „Rozsypane puzzle. Osobliwe przypadki ks. Maliny” mówi ks. Mirosław Maliński.

– Czasem ci ludzie zajrzeli do mojego życia naprawdę tylko na kilka minut. W pamięci jednak zostali – mówi autor. – Czasem ci ludzie zajrzeli do mojego życia naprawdę tylko na kilka minut. W pamięci jednak zostali – mówi autor.
Maciej Rajfur /Foto Gość

Maciej Rajfur: „Rozsypane puzzle” to osobne, intrygujące historie z życia Księdza. Jak przebiegał dobór opowiadań? Decydowały ich oryginalność, humor, wyjątkowe okoliczności czy może sentyment?

Ks. Mirosław Maliński: Sentyment to dobre słowo. Są takie sprawy, które wydają się na pozór błahe, czasami niepozorne, ale mają ogromny wpływ na kształtowanie się naszego „ja”. Dopiero post factum odkrywamy, jak bardzo dane wydarzenie na mnie wpłynęło. A czasem uzmysławiamy to sobie po 5, 10 czy 15 latach. Tu przypomina mi się przygoda z moją siostrą i śliwką rzuconą niedaleko zdechłego kota. Moja siostra prawie tego nie pamięta, ale na mnie niepozorna sytuacja wywarła ogromne wrażenie. W młodym chłopaku coś pękło. W życiu każdego człowieka pojawiają się wydarzenia, które obiektywnie mogą się wydawać nieistotne, ale faktycznie wpływają na to, kim jesteśmy.

Podobała mi się historia z myciem brukowej kostki i spotkaniu eleganckiego mężczyzny. Wyraźnie był zgorszony, że Ksiądz chwyta się tak brudnej roboty, czego nie omieszkał Księdzu wypomnieć.

Obok tego oczywiście wydarzały się inne rzeczy, których nie opisywałem. Przechodzili inni ludzie, ale to jedno spotkanie było najbardziej przemawiające. Przyjąłem krytykę wspomnianego pana, który stwierdził: „Trzeba choć trochę się szanować. Nie wolno tak się zniżać. Kapłaństwo to jest jednak dostojny urząd. Wy w ten sposób rozwalicie ten Kościół”. Nie chodziło tylko o to, że on uważał, iż ksiądz nie powinien tak pracować, ale że istnieją prace dostojne oraz te brudne, może mniej godne. To ciekawe spostrzeżenie. Nie oceniałem tego człowieka. Przyjąłem to, co powiedział.

W książce czytamy zapewne historie wybrane z wielu. Często się zdarzają Księdzu takie nietuzinkowe spotkania?

Takie sytuacje mają regularnie miejsce w naszym życiu, tylko pytanie, czy my je zauważamy. Czasem robię sobie takie ćwiczenie wieczorne: zamykam oczy i myślę, co mi zostało w głowie z minionego dnia. Jestem naprawdę zaskoczony tym, co wspominam. A zatem te oryginalne, nietuzinkowe zdarzenia mają miejsce, tylko czy potrafię je wychwycić? Czy je zauważam? Wydaje mi się, że nasza uważność na to, co ma miejsce wokół nas, jest niezwykle ważna. Może nie chodzi o to, co dokładnie widzimy, ale jak widzimy, jak to odbieramy, jak przyswajamy.

Zapewne coś się nie znalazło w książce i nie ujrzy światła dziennego.

Owszem, jest kilka historii, które nie weszły do publikacji, ponieważ były tak trudne, że nie spisałem ich nawet do szuflady. Przelewając coś na papier, dajemy temu wydarzeniu dodatkowe życie, swoistą ponadczasowość. Ono już istnieje w innej przestrzeni. I niektórych zdarzeń do tej przestrzeni nie chcę wprowadzać. Nie chcę, żeby uzyskały ponadczasowość, ale jednocześnie ich nie zapominam. One żyją w takim szarym obszarze, który nie został wyrażony.

Przyznam, że śmiałem się do rozpuku, czytając historię z ks. Stanisławem Orzechowskim „Orzechem”. Razem zabijacie gęsi, kury i kaczki, by zawieźć mięso osobom internowanym i prześladowanym w komunie.

Jeśli ktoś był w Rębiechowie u „Orzecha”, ta opowieść go nie zdziwi. Co ciekawe, byli ludzie, których ona zbulwersowała. Odbierałem telefony z pretensjami, że nie wolno tak pisać. To pokazuje, jak zmieniło się nasze myślenie. Dbałość o ekologię doprowadza do tego, że nie ma już zwierząt na wsi. Sentymentalne podejście do zwierząt sprawia, że one znikają z perspektywy naszego życia. Oczywiście, jestem przeciwny złemu traktowaniu zwierząt, ale był czas, że życie między ludźmi a zwierzętami na wsiach miało po prostu naturalny charakter. Po to się hodowało kury, żeby je zabijać i jeść. A historia z „Orzechem” działa się w określonym kontekście, co nadaje tej „ptasiej rzezi” innego znaczenia.

Wydaje mi się, że z tej książki – mimo jej luźnej formy – wyłania się obraz Kościoła. Taka mozaika nas, wiernych.

Książka tak naprawdę nie jest o zdarzeniach czy o przypadkach ks. Maliny. To kamuflaż. Książka opowiada o ludziach. Ten odcisk nie pozostał w sercu po wydarzeniach, ale po drugim człowieku. Tam są linie papilarne. Za kamuflażem zdarzeń i przypadków mojego życia kryją się dziesiątki, setki osób, które zrobiły takie czy inne wrażenie. Ten elegancki wspomniany wcześniej pan też wywarł wrażenie. A zatem zostawił cząstkę siebie we mnie. To karuzela ludzi. Jak śpiewała Republika w piosence „Biała flaga”: „Idą tłumy ich, tłumy ich”. Te tłumy w książce mają konkretne twarze, zatrzymane w kadrze moich wspomnień. Tak, tu w pewnej mierze chodzi o Kościół.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.