Ból rozstania, głód, śmierć – groza wojny oddana kredką przez Artura Grottgera do dziś porusza serca. Czarno-białe rysunki zachwycają kunsztownym pięknem i delikatnością.
Kuratorka Natalia Sienkiewicz pokazuje cykl 11 prac artysty.
Agata Combik /Foto Goś
Tytuł całej wystawy, którą można oglądać do 16 czerwca w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, pochodzi od tytułu pierwszego rysunku cyklu „Wojna”, stworzonego w latach 1866–1867: „Pójdź ze mną przez padół płaczu”. – Cykl i wystawa to swoiste wezwanie do wędrówki, którą, jako widzowie podejmujemy wraz z parą alegorycznych bohaterów. Tworzą ją artysta oraz jego muza Beatrycze – tłumaczy kuratorka Natalia Sienkiewicz. Dodaje, że dla Grottgera inspiracją była zapewne twórczość Dantego, z jego ideą podróży przez zaświaty.
Kadry cierpienia
Pierwszy rysunek przedstawia artystę w pracowni, pogrążonego w zadumie, melancholii. – Nagle ukazuje mu się muza, która zachęca go do podjęcia wędrówki. Tak naprawdę odbędzie się ona w jego umyśle, wyobraźni. Wyruszą w drogę razem. Obecni na każdym rysunku, będą przewodnikami widza i świadkami rozgrywających się wydarzeń, niewidocznymi dla ich uczestników – mówi N. Sienkiewicz.
Kolejne dzieło w ramach cyklu przedstawia lecącą kometę, zwiastującą nieszczęście. Następne – młodego człowieka, który wyciąga z urny kartę poborową. Zza drzwi, przytrzymywanych przez żołnierza, wygląda zapłakana postać, pewnie matka młodzieńca. Dalej widzimy zbolałą młodą kobietę z dzieckiem i odjeżdżających na wojnę mężczyzn, płonące miasto i rodzinę przed zniszczonym domostwem. Dwie kobiety z dziećmi i starszy mężczyzna ocaleli z pożogi, jak widać. Mają kilka tobołków, siedzą pod drzewem, a dzieci łapczywie wyciągają rączki po jedzenie. – Gest dzielenia chleba przez matkę urasta tu niemal do rangi gestu liturgicznego – zauważa pani Natalia.
Na rysunkach dostrzeżemy też ujęcie szpiega, biedaków obdzierających w desperacji poległych żołnierzy z resztek dobytku, wnętrze domu, w którym doszło do śmiertelnej walki, a także sprofanowaną świątynię, w której najwidoczniej odbyła się libacja alkoholowa.
– Na końcu dostrzegamy artystę znajdującego się w pracowni. Po swojej wewnętrznej, duchowej podróży, wyrwany z melancholii, przystępuje do pracy. Zaczyna szkicować wizerunek rozgniewanego Boga Ojca, karzącego ludzkość za występki – wyjaśnia N. Sienkiewicz.
A wszystko dla Wandy
Kuratorka dodaje, że cykl „Wojna” miał być swoistym ukoronowaniem działalności artystycznej Grottgera. Został zaprezentowany na wystawie światowej w Paryżu w 1867 r. – Poprzednie cykle, jak „Lithuania” czy „Polonia”, skupiały się na apoteozowaniu wydarzeń związanych z powstaniem styczniowym. W przypadku „Wojny” Grottger chciał stworzyć dzieło uniwersalne, ponadczasowe, adekwatne dla każdego okresu historii. Bohaterowie ukazani na rysunkach są anonimowi, a sceny wykreowane w wyobraźni artysty mają przedstawiać okrucieństwo wojny i jej konsekwencje – mówi N. Sienkiewicz. Podkreśla, że cykl wyróżnia bardzo mocne emocjonalne zaangażowanie twórcy. Poświęcił to dzieło swojej narzeczonej, Wandzie Młodnickiej (Monné). W listach do niej opisał proces realizacji, omawiał szczegóły, modyfikacje, a także swoje przemyślenia czy np. żale po ostrej krytyce ze strony francuskiego środowiska artystycznego. Na każdym rysunku odnajdziemy litery, które w sumie składają się na osobistą dedykację: „Dla mej Wandy”. Na końcu napisał słowa „Moja nadzieja”, także w kontekście narzeczonej. Najpierw Grottger przypisał postaciom artysty i muzy wizerunki swoje i Wandy, na skutek krytyki zmienił jednak koncepcję. Ich narzeczeństwo zostało przerwane przez śmierć artysty, która nastąpiła już w 1867 r.
Cykl „Wojna” w 1922 r. znalazł się w Galerii Narodowej we Lwowie. Po II wojnie światowej trafił do zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.