W strumieniach Bożych łask

Agata Combik

|

Gość Wrocławski 06/2024

publikacja 08.02.2024 00:00

Ryszard Podborowski od wielu lat na różne sposoby służy ludziom chorym, umierającym. Teraz wraz z bliskimi towarzyszy także własnemu synowi. Możesz pomóc.

Z relikwiami św. Faustyny. Z relikwiami św. Faustyny.
Archiwum prywatne

Dość łatwo jest skończyć teologię i mówić ludziom o sensie cierpienia. Trudniej, gdy bezpośrednio spotykasz się z cierpieniem u innych. Chyba najtrudniej, gdy dotyka ono twojego dziecka, gdy sam doświadczasz ogromnego bólu – opowiada.

Choćby w ostatnich sekundach

Wspomina, że po raz pierwszy zaangażował się w pomoc chorym, kiedy pełnił służbę w wojsku. Potem pracował przez pewien czas jako ratownik medyczny. – Jeżdżąc po całym Wrocławiu, widziałem ludzi w różnym stanie. Widok ich cierpienia poruszał mnie – mówi. – Moje serce dotknęła najpierw przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. W czasie studiów teologicznych poznałem wielu wspaniałych świętych, którzy ofiarnie służyli chorym. W ciągu ostatnich kilkunastu lat najmocniejszą inspiracją była dla mnie św. Faustyna Kowalska i jej „Dzienniczek”. To dla mnie akademia miłosierdzia. Od trzech lat należę do wspólnoty osób modlących się za konających, związanej ze Zgromadzeniem Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Posługiwałem jako wolontariusz w różnych szpitalach w Polsce, ale także w Madrycie czy Fatimie, gdzie mieszkałem przez pewien czas.

Wolontariat był okazją do wspierania ludzi duchowo. – Jak mówi jeden z księży kapelanów: najważniejszy moment życia to nie śmierć, ale konanie. Jak wiele może się wtedy wydarzyć! To chwile, gdy waży się czyjaś wieczność – mówi. – Z „Dzienniczka” można wiele wyczytać o pragnieniach Jezusa. Najważniejsze z nich to pragnienie dusz, dotarcia do nich choćby w ostatniej sekundzie życia.

Ryszard podkreśla, że największym darem dla ludzi w takiej chwili jest oczywiście łaska sakramentów – pojednania, a także namaszczenia chorych. Nie zawsze jednak osoba chora ma możliwość skorzystania z nich. Wiele Bożych łask spływa także poprzez modlitwy przy obrazie „Jezu, ufam Tobie”, odmawianie Koronki do Miłosierdzia Bożego. Jezus zachęcał św. Faustynę, by odmawiać ją przy konających. – Znam właściwie na pamięć ten fragment „Dzienniczka” (punkty 810–811) – dzieli się, wspominając ostatnie chwile życia swojego taty, który dopiero w podeszłym wieku zaczął zwracać się ku Kościołowi. – Zdążyłem na OIOM-ie odmówić przy nim koronkę, kładąc przy jego sercu obrazek Jezusa Miłosiernego. Wiem, że przed śmiercią dotarł do niego kapłan. Wiele osób zmarło, gdy odmawiałem przy nich koronkę.

Ryszard często sam przychodzi na modlitwę do szpitalnej kaplicy, na chwilę kontemplacji przed Jezusem w Hostii i obrazem „Jezu, ufam Tobie”.

– Pośród własnych ograniczeń i nędzy doświadczam roli, jaką ten wizerunek odgrywa w szpitalach i w ogóle w życiu. Mamy też w domu nasz rodzinny nieduży obraz. Na jego odwrocie są przyklejone zdjęcia członków naszej rodziny – opowiada. Wszyscy zostali powierzeni Bożemu Miłosierdziu.

Półtora roku temu przy kaplicy szpitala na Stabłowicach zrodziła się grupa modlitwy za chorych i konających o nazwie Oratorium Obrazu Jezu, Ufam Tobie. Co jakiś czas odbywały się Szpitalne Wieczory Miłosierdzia w intencjach chorych. Ryszard wspomina o swoich nocnych modlitwach pod oknami szpitalnego OIOM-u, o rozdawaniu chorym tekstów „Rozmów Jezusa z duszą” z „Dzienniczka” św. Faustyny. Wciąż też współorganizuje pielgrzymki do Fatimy i Lourdes, podczas których udzielany jest sakrament namaszczenia chorych. Rozprowadza po całym świecie, w 16 językach, obrazki „Jezu, ufam Tobie”.

Jestem kochany

– Nasze małżeństwo kształtowało się pod wpływem nauczania Wandy Półtawskiej. Rok przed ślubem zaręczyliśmy się w kościele przed Najświętszym Sakramentem. Długo rozeznawałem swoje powołanie. Cztery lata spędziłem we wrocławskim seminarium duchownym. Ostatecznie wybrałem drogę życia rodzinnego – mówi.

Przez 10 lat katechizował, prowadził przez pewien czas biuro pielgrzymkowe, brał udział w tworzeniu wspólnoty charyzmatycznej w swojej parafii na wrocławskich Stabłowicach. Małżeństwo to właśnie owoc bycia we wspólnocie. – Pobraliśmy się, gdy miałem 33 lata, ale po raz pierwszy spotkałem moją przyszłą żonę Anię, gdy byłem 19-latkiem. Uczestniczyliśmy razem w pielgrzymce do sanktuarium Wambierzyckiej Królowej Rodzin. Mój przyszły teść był kierowcą pielgrzymkowego autokaru – opowiada. – Po ślubie długo nie mogliśmy doczekać się potomstwa. Ktoś nam poradził, by w tej intencji pielgrzymować do Medjugorja. Pojechaliśmy w sierpniu 1997 r. Pierwszą osobą, którą spotkaliśmy tam w kościele, była siostra Maria ze Wspólnoty Błogosławieństw w Lisieux – gdzie byliśmy w podróży poślubnej. Zapytała o cel naszej pielgrzymki.

Siostra za jakiś czas powtórzyła swoje pytanie. Po chwili modlitwy przed Najświętszym Sakramentem stwierdziła, że Pan Jezus dał jej natchnienie, by zadać małżonkom jeszcze jedno pytanie: Czy chcą tylko jedno dziecko, czy są otwarci na więcej? Potwierdzili, że są w pełni otwarci na życie. Dziś mają czworo dzieci.

– Mówi się, że kto przyjeżdża do Medjugorja, po roku wraca i dziękuje za życie. My wróciliśmy już po 7 miesiącach, gdy zobaczyliśmy 15-milimetrowego Kubę i usłyszeliśmy bicie jego serca. Syn otrzymał imię Jakub dla uczczenia patrona kościoła w Medjugorju – tłumaczy Ryszard. – To było wymodlone, wyczekane dziecko, bardzo kochane – jak i wszystkie kolejne. Kiedy potem szedł do gimnazjum, wypełniał test psychologiczny. Miał dokończyć krótko zdanie „W swojej rodzinie jestem…”. Napisał: „kochany”.

W akademii miłosierdzia

Cierpienie naznaczyło mocno rodzinę Anny i Ryszarda po raz pierwszy, gdy ich 7-letnia wtedy córka Wiktoria w czasie nieszczęśliwego wypadku na podwórku doznała urazu czaszki. Jej ojciec pamięta chwile, gdy leżała nieruchomo na OIOM-ie we wrocławskim szpitalu przy ul. Traugutta. Poprosił wtedy kapłana o udzielenie namaszczenia chorych. – Przyjęła go o 11.00, a gdy przyszedłem do niej o 14.00, zaczęła machać do mnie ręką, uśmiechnęła się i usiadła na łóżku! – opowiada.

Kolejny raz małżonkowie doświadczyli łask płynących z tego sakramentu, kiedy po czwartym porodzie u Ani rozwinęła się poważna choroba wymagająca operacji. Rozpoczęli, wraz z zaprzyjaźnionymi siostrami z płockiego sanktuarium, modlitewny szturm do nieba. Operacja udała się. – Modlimy się i oczywiście korzystamy z dobrodziejstw medycyny, zgodnie z tekstem z 38 rozdziału Księgi Syracha: „Czcij lekarza czcią należną z powodu jego posług, albowiem i jego stworzył Pan (…). Pan stworzył z ziemi lekarstwa, a człowiek mądry nie będzie nimi gardził” – podkreśla R. Podborowski.

Kiedyś w jednym z wrocławskich szpitali umierała Kamila, narzeczona Tomka. Zanim odeszła, przy jej szpitalnym łóżku odbyły się zaręczyny, a do chorej przyleciała z Anglii jej siostra. Miała już przygotowane dokumenty do dokonania apostazji. Zobaczyła, ile dobrego dzieje się wokół jej siostry, ile otrzymuje duszpasterskiej pomocy – z sakramentem namaszczenia włącznie. Sama doświadczyła Bożego miłosierdzia. Okazało się, że Ryszard był kiedyś jej katechetą. Ostatecznie zdecydowała się pozostać w Kościele katolickim.

Chwila próby

11 czerwca 2023 r. Ryszard był akurat w Kiekrzu, gdzie nad jeziorem św. Faustyna przeżyła niezwykłe spotkanie z Panem Jezusem. Tymczasem pod wieczór tego dnia jego syn Kuba – student III roku psychologii, człowiek pełen marzeń i planów, pasjonat podróży – szedł do kościoła na wrocławskich Złotnikach. Został potrącony przez samochód na przejściu dla pieszych i doznał urazu rdzenia kręgowego. Znalazł się na krawędzi życia i śmierci. – Jestem przekonany, że ocalał także dzięki cudownemu medalikowi, który miał na szyi. Wypadek zdarzył się dwa tygodnie przed planowaną pielgrzymką do Lourdes, podczas której miał mi pomagać. Pielgrzymi mieli najpierw nawiedzić kaplicę Matki Bożej od Cudownego Medalika w Paryżu – mówi Ryszard. – Od początku byliśmy przy synu na OIOM-ie stabłowickiego szpitala, odmawiając Koronkę do Bożego Miłosierdzia, z obrazem „Jezu, ufam Tobie”, z relikwiami św. Faustyny przynoszonymi z kaplicy szpitalnej. Kuba przyjął sakrament namaszczenia cztery razy i za każdym razem następowała poprawa, np. wróciła mowa. Pod koniec października, leżąc, zdał zdalnie trzy zaległe egzaminy.

– Jako przyszły psycholog zyskuje pewnie nowe doświadczenie w spotkaniu z cierpieniem – dodaje ojciec chłopaka. – Dzięki niemu inne osoby w szpitalu doświadczyły wiele dobra. Przychodzący do Kuby księża służyli też innym pacjentom. Teraz znajomy kapłan odwiedza ośrodek rehabilitacyjny w Krakowie, gdzie obecnie przebywa Kuba.

Rehabilitacja przynosi efekty, jednak jest bardzo kosztowna. Bliscy robią, co mogą, by pomóc mu w powrocie do zdrowia. – Jesteśmy bardzo wdzięczni wszystkim, którzy nas wspierają: najpierw Bożemu Miłosierdziu i św. Faustynie, ale także lekarzom, kapłanom, przyjaciołom i wielu osobom, których nie znamy, a które pomogły z serca – mówią Ania i Ryszard. – Jezus obiecuje, że wszystkim utrudzonym, obciążonym, a nawet upadającym może ofiarować swoje pokrzepienie. Tylko On daje prawdziwe ukojenie serca (por. Mt 11,28-29). I potrafi wyprowadzać dobro z każdego cierpienia.

Więcej o historii Kuby i możliwości pomocy: mammoc.pl/jakub-podborowski.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.