Pająki wielkanocne

Gość Wrocławski 13/2024

publikacja 28.03.2024 00:00

Niektóre przypominały ozdobne żyrandole, inne łowickie zapaski. Ich odnóża mogły zdobić groch, piórka czy włóczka. O nieco zapomnianych świątecznych ozdobach mówi Olga Saganowska z Muzeum Regionalnego w Środzie Śląskiej.

Pająk tarczowy O. Saganowskiej (widok od dołu) prezentowany na trwającej w Muzeum Etnograficznym wystawie. Pająk tarczowy O. Saganowskiej (widok od dołu) prezentowany na trwającej w Muzeum Etnograficznym wystawie.
Agata Combik /Foto Gość

Agata Combik: Pająki pojawiały się w domostwach tylko na Wielkanoc?

Olga Saganowska: Przygotowywało się je niekiedy również na Boże Narodzenie (z czasem zastępowane były tzw. podłaźniczkami). Wtedy pojawiały się w nich czerwień, złoto, biel. Wielkanocne pająki mają kolory wiosenne – żółte, różowe, zielone. Taka ozdoba mogła wisieć do kolejnych świąt, potem robiło się nową, a starą paliło.

Wykonywane były z użyciem słomy. Kojarzy się ona z jedzeniem, dobrobytem – stąd mówi się, że mają przynosić dobrobyt – ale kojarzy się też z narodzeniem Chrystusa, ze względu na żłóbek wypełniony siankiem. Na Wielkanoc wiązana jest raczej z życzeniem urodzaju, by się w domu darzyło. Były to duże, podwieszane pod sufitem formy – lub niewielkie. Wyglądały różnie w rozmaitych regionach. Miewały formę wstęg, które przeprowadzano od centralnego miejsca na suficie do rogów mieszkań i które kojarzyć się mogły z pajęczymi odnóżami.

Czyli pająk słomą stoi?

Tak, choć nie tylko. Dawniej, gdy kobiety przerabiały ubrania i zostawały im resztki z poprutej odzieży, wykorzystywały je właśnie do robienia pająków – stąd na przykład te z okolic Łowicza mają takie kolory jak zapaski łowickie. W pająkach można było spotkać włóczkę, piórka, a nawet groch – który należało najpierw namoczyć, by zmiękł i by można było za pomocą igły nanizać go na nitkę czy sznureczek. Tworzono z niego piękne żyrandolowe pająki. A kiedy stał się popularny papier, wykorzystywano go chętnie – czasem nawet pakowy. W pająkach zaczęła się pojawiać także kolorowa bibuła.

Czy to były ozdoby typowe dla wiejskich chat?

Tak, choć często były inspirowane żyrandolami w kościołach lub na dworach. Ludzie przyglądali się im i próbowali takie formy wprowadzić do swojej chałupy. Pająki wielkanocne robiło się, gdy jeszcze nie było pracy w polu i można się było oddać takim artystycznym zajęciom. Tak jak wycinaki zdobiły chaty, izby.

Kiedyś pojawiały się tylko w wiejskich chałupach, a dziś stają się coraz bardziej popularne w rozmaitych wnętrzach. Te dawne są inspiracją dla współczesnych. Obecnie twórczynie na zamówienie przygotowują np. pająki monochromatyczne, w jednym kolorze. Ja osobiście wolę wykonywać te wielobarwne.

Pająki były charakterystyczne dla wschodniej Polski, podobnie jak wycinanki. Mówi się o pająkach kurpiowskich, łowickich. Rozwój „pająkowej” twórczości poprzedził nieco XIX-wieczną wycinankę. Piękne przykłady takich dzieł można zobaczyć w serialu „Chłopi” z lat 70. XX w. Wiszą tam w chałupach tzw. pająki krystaliczne – o strukturze przypominającej kryształ.

Na prowadzonych przez Panią warsztatach w Muzeum Etnograficznym wykonywano pająki tarczowe…

W ich centrum znajduje się element przypominający tarczę – ma cztery ramiona lub więcej. W moich pająkach zwykle jest ich osiem. Potrzebny jest tu stelaż, na przykład drewniany. Oplata się go słomą bądź resztkami wełny. Potem wycina się np. kółeczka z bibuły i przeplata się je słomą, tworząc łańcuchy – jak na choinkę. Na koniec trzeba te łańcuchy odpowiednio przymocować. Zwykle używa się słomy żytniej, ale może być też z pszenicy czy z pszenżyta. Ja eksperymentowałam i zrobiłam pająka tarczowego z rogożyny, czyli z pałki wodnej. Udał się!

Wykonywanie pająków było zajęciem kobiecym?

Tak, ale dziś zajmują się tym również panowie. Wśród nich najbardziej znanym wytwórcą jest Tomasz Krajewski, mieszkający w okolicach Lublina. Wykonuje co roku tematyczne pająki na Jarmark Jagielloński. Tematyczne, bo wspomniany jarmark w Lublinie ma zawsze inny motyw przewodni, np. koronkarstwo, pszczelarstwo. I tak na przykład na pająkach pana Krajewskiego pojawiały się koronki lub ule wykonane ze słomy.

Kiedyś jednak to kobiety gromadziły się przy tego rodzaju pracach. Pełniło to funkcję integracyjną, wspólnototwórczą. Dziś zresztą też tak się dzieje na naszych warsztatach. To okazja, by oderwać się od różnych zajęć, pobyć razem w miłej atmosferze.

Czy pająki towarzyszą Pani „od zawsze”?

Jestem z pokolenia ZPT – zajęć praktyczno-technicznych. Uczono nas różnych rzeczy, od wycinanek po bibułkarstwo. Wtedy nie bardzo mi się to podobało, ale z czasem na nowo to odkryłam. Od lat pracuję w Muzeum Regionalnym w Środzie Śląskiej w dziale edukacji, jestem także instruktorką rękodzieła w Domu Kultury i Centrum Kultury w tym mieście. Moje prace są prezentowane na jarmarkach wielkanocnych w Muzeum Etnograficznym – Oddziale Muzeum Narodowego we Wrocławiu, gdzie również prowadzę warsztaty rękodzielnicze. Niegdyś koncentrowałam się na wielkanocnych palmach, pisankach. Nie porzuciłam ich, ale w czasie pandemii odkryłam nową pasję: pająki. Takie zajęcia przynoszą wyciszenie, spokój. Zachęcam, by spróbować – można zrobić piękną dekorację, ale odpocząć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.