Z Jerzym Kichlerem, inicjatorem i współzałożycielem istniejącej od 1995 r. Dzielnicy Wzajemnego Szacunku Czterech Wyznań, od lat działającym na rzecz dialogu międzyreligijnego, o wrocławskim fenomenie "czterech świątyń" rozmawia Agata Combik.
Jest to dla Pana również chwila modlitwy?
Nie. Ale mam poczucie, że ludzie obecni w kościele przeżywają misterium, w którym nie uczestniczę, ale wobec którego wyrażam szacunek. I staram się nie przeszkadzać. Kiedy siedzą, siedzę. Kiedy stają, stoję. Nie klękam jednak, gdy klękają. W naszej tradycji nie ma takiego zwyczaju. Z zainteresowaniem obserwuję, jak inni przeżywają swoje misterium, mając nadzieję, że gdy ja przeżywam swoje, w synagodze, inni też to zrozumieją i uszanują. Dla nas lektura Tory, różne sposoby czytania jej, to również swoiste misterium, pełne silnych emocji.
Kiedy jako osoby z zewnątrz przychodzimy do synagogi, na przykład przy okazji różnych projektów kulturalnych, najczęściej chyba przeżywamy fascynację żydowską muzyką, tańcem, także kulinariami. Co, według pana, „nie-żyd” może od Was najcenniejszego zaczerpnąć?
Oczywiście żydowska muzyka, ta „świecka” i ta synagogalna, a także żydowskie tańce są piękne (choć te dziś wykonywane nie mają bardzo dawnego rodowodu, najstarsze sięgają XIX w.). Uważam jednak, że istotę judaizmu można odkryć w czym innym, na przykład w kantylacji Tory. Swoista melodyka, która temu towarzyszy, jest dla mnie „melodią duszy”.
Na czym polega owa kantylacja?
To sposób śpiewania Tory, który pomaga zapamiętać jej tekst, przekazywać go z pokolenia na pokolenie. Do określonych sylab są przypisane konkretne dźwięki – inne dla Pięcioksięgu Mojżesza , inne dla Ksiąg Prorockich. Kto chciałby tego zakosztować, może przyjść do nas na liturgię. Jeśli chciałby głębiej uczestniczyć w takim spotkaniu, może poprosić o udostępnienie modlitewnika. Mamy też modlitewniki z transliteracją – tzn. hebrajski tekst napisany jest w nich literami łacińskimi, a obok przetłumaczony dodatkowo na język polski. W niektórych modlitewnikach znajdują się również nuty i dodatkowe wyjaśnienia dotyczące „wykonania” modlitwy.
Po 20 latach istnienia „Dzielnicy” klimat tu panujący zmienił się chyba na lepsze...
Na pewno lepiej się poznaliśmy, zrozumieliśmy. Bardzo ważna była postawa ks. Jerzego Żytowieckiego, który w 1995 r. zaczął zwracać uwagę swoich parafian na to, że tuż obok znajduje się synagoga, że należy uszanować modlących się tam ludzi. Cenne, bez wąpienia, są owoce współpracy z władzami miasta – odnowienie fasad kamienic, usuwanie brudów, śmietników. Czasem słychać opinie, że to niedobrze, że ta okolica „poszła” w stronę komercji, pojawiło się tu tyle restauracji, kawiarni. Moim zdaniem dobrze się stało. Ludzie przychodzą tu, żeby się spotkać, smacznie zjeść. Przy okazji widzą nasze świątynie, słyszą dobiegające z ich wnętrz modlitwy.
Dziś to normalne, ale w 1995 r. sytuacja w okolicy synagogi wyglądała inaczej. Tuż obok znajdowało się podwórko przypominające wielkie bagno; w pobliskich mieszkaniach żyli ludzie, dla których to, co się działo w synagodze, było czymś obcym. Uczestnikami synagogalnych modlitw byli głównie ludzie wychowani jeszcze przed II wojną światową, z traumą holocaustową, żyjący w obawie, że ich modlitwy mogą denerwować sąsiadów. Rzeczywiście taka wroga reakcja nastąpiła pewnego wieczoru 1995 r. Dziś jest inaczej. Nasze modlitwy nikomu nie przeszkadzają. Przeciwnie, ludzie przychodzą, by ich posłuchać.
Kontakty międzyreligijne się zacieśniają, ale różnice teologiczne pomiędzy nami pozostają. Czy to nie stanowi trudności?
Co do zasady, w „Dzielnicy” nie poruszamy w rozmowach, dyskusjach kwestii teologicznych. Nie przekonujemy się nawzajem do swojej wiary, pokazujemy jedynie to, w co wierzymy. Mamy panele „Droga ku tolerancji”, podczas których prezentujemy swoje poglądy na różne tematy. Ostatnio prowadzący panel – prawosławny – porosił, bym opowiedział, kim dla Żydów jest Jezus. Ale był to wyjątek.
Czy na przestrzeni minionych lat istnienia „Dzielnicy” miało miejsce jakieś wydarzenie, które w szczególny sposób zapadło w pamięć?
Pamiętam o dwóch takich wydarzeniach. Jedno z nich to nasze pierwsze wspólne modlitwy, takie spontaniczne, kiedy jeszcze uczyliśmy się, jak je przeżywać. Zaproponowałem wówczas, by modlić się za to, co łączy nas wszystkich: męczenników. Obecni są we wszystkich naszych religiach. Zginęli, bo wierzyli w to, co nam wspólne: w Jednego Boga. Drugie ważne wydarzenie wiąże się z projektem „Biblia i muzyka”. Fragment Biblii, konkretnie psalm, czytany był przez duchownych wszystkich czterech wspólnot, po polsku, hebrajsku i niemiecku, w języku starocerkiewnym i po łacinie. Potem nastąpiły krótkie komentarze i cztery chóry z czterech parafii wykonały ten sam tekst w kilkunastu językach i w swoich tradycjach muzycznych.
Na koniec, z ciekawości, chciałabym zapytać o… napis na okładce wspomnianego śpiewnika; „Przybywaj Oblubienico!” O kogo chodzi?
W naszej tradycji największe święto, czyli szabat, jest uznawane za narzeczoną ludu Izraela. Pozostałe dni tygodnia, od niedzieli do piątku, połączone są w pary (niedziela z poniedziałkiem, itd.), a szabat nie ma towarzysza. Tym towarzyszem jest nasz naród. Siódmy dzień tygodnia jest dla nas Oblubienicą – którą uroczyście witamy w piątek o zachodzie słońca, otwierając drzwi. Ona wchodzi do naszych dusz. To jest święty czas, który serdecznie witamy.