Wszystko w naszych rękach i... piecach

Smog - kiedy to się zaczęło? Dlaczego darmowa komunikacja miejsca nic nie da? Kto jest najbardziej narażony? W obszernym wywiadzie o problemie zanieczyszczenia powietrza i mitach z tym związanych opowiada Krzysztof Smolnicki z Dolnośląskiego Alarmu Smogowego.

Czy w Pana środowisku są ludzie, którzy kompletnie ignorują smogowe alarmy i ten temat?

Nie muszę daleko szukać. Mój sąsiad w grudniu gromadził stare okiennice, które w kawałkach lądują finalnie w jego piecu. Tłumacze mu, że spala lakier, czyli metale ciężkie, które trują mnie i moje dziecko. Nie zadzwoniłem do Straży Miejskiej, tylko pogadałem. Powtarzał i marudził, że go nie stać. Później z dumą mi oświadczył, że już nie pali oknami, tylko… meblami.

Co więc możemy robić, żeby coś zmienić realnie, nie czekając, aż zmienią się przepisy, czy aż państwo wkroczy bardziej zdecydowanie?

To są kwestie, które pojedynczym ludziom jest trudno załatwić. Najlepiej się oddolnie organizować, niekoniecznie pod hasłem alarmu smogowego. To mogą być też środowiska katolickie, które uświadamiają, uczulają i pomagają. Pamiętajmy jednak, że pomagać należy rozsądnie. Gdy kupimy ludziom węgiel, pójdą i sprzedadzą, żeby mieć pieniądze na coś innego i tak spirala się nakręca. To kwestia wypracowania pewnych rozwiązań. Wspierajmy tak, żeby nasza pomoc trafiła naprawdę na ogrzewanie budynków. Choć podkreślam, tutaj wchodzi rola samorządów. Oni powinni wypracować instrumenty prawne, ekonomiczne, jak to skoordynować, jak tym zarządzać i jak edukować.

Jako alarm smogowy wysłaliście wczoraj list do premier Beaty Szydło w odpowiedzi na chęć jej działania. Co w nim zawarliście?

Trzy główne punkty: standardy i normy na piecie i paliwo. Oczywiście nie od razu, ale etapami. Program dofinansowywania, w szczególności ludzi ubogich i programy edukacyjno-informacyjne.

A co z takimi rozwiązaniami jak darmowa komunikacja w miastach? Spaliny samochodowe też przecież dokładają swoje do smogu.

Nie do końca. Aspekt zanieczyszczenia powietrza od samochodów to ok. 24% we Wrocławiu. Reszta to piece. Ale! Jak wynika z danych, na tego typu ataki smogowe, jakie przeżywamy, wpływ samochodów wynosi zaledwie ok. 1%. A więc wprowadzenie darmowej komunikacji miejskiej nijak się ma do poprawy jakości powietrza. To pozorne działanie, które samo w sobie nie jest szkodliwe, ale sprawia złudne wrażenie, że coś zmieniamy, że władza coś robi w tym kierunku. Darmowe bilety to odpływ pieniędzy z budżetu, a lepiej je przeznaczyć na wymianę kotłów. I nie ukrywajmy, ludzie mają swoje nawyki, więc nikły procent przesiądzie się z samochodu do autobusu.

Jak bardzo bieganie w czasie przekroczonych norm czystości powietrza nas naraża?

Szczególnie przy dużym ruchu ilość pyłów pochłanianych zdecydowanie wzrasta. Wiadomo, człowiek nie umrze od jednego papierosa i tak jest z bieganiem w smogu, ale nie jest to rozsądne działanie. Radzimy, żeby sprawdzać przez treningiem jakość powietrza. I nie biegać o poranku oraz wieczorami. Zimą ludzie popołudniami wracają do domów, zaczynają palić w piecach, zachodzi Słońce i smog się nie unosi, lecz osiada. Przy takim stanie, jaki mamy teraz, czyli olbrzymiej chmury nad miastem, w każdym miejscu, czy to park czy blokowisko, nie ma dobrych warunków do biegania.

A kto jest najbardziej narażony?

Dzieci, ponieważ mają słabiej wykształcony układ odpornościowy. W grę wchodzi szereg różnych chorób, m.in. zapalenia górnych dróg oddechowych, które mogą się przekształcić w przewlekłe schorzenia i alergie. Dzieci przebywające w zanieczyszczonym powietrzu skazują się w przyszłości na słabszy układ odpornościowy. Natomiast bardzo narażone są osoby starsze, szczególnie z chorobami układu krwionośnego. Do tego stopnia, że może nastąpić nagły zgon. I nie mówię tu tylko o 80-latkach. Takie ryzyko wchodzi w grę już od 55+. Szczególnie jeśli w mieście następuje drastyczne pogorszenie powietrza. Liczby jasno pokazują wtedy silny wzrost umieralności na ataki serca czy udary. Najbardziej groźne okazuje się pierwszych 6 godzin ataku smogowego.

Maski antysmogowe?

Jeżeli myśli Pan o tych zwykłych, z marketów budowlanych - one nic nie dają. Zatrzymują gruby pył, nie drobny, czyli taki, który przechodzi przez ściany komórkowe. Sens ma noszenie takiej maski z filtrem hepa, jak np. mamy przy odkurzaczu. One kosztują od 90 do 150 zł.

A czy mieszkaniu jest mniej tego pyłu?

Krakowski Alarm Smogowy wykonał badania, które mówią, że w mieszkaniach rzeczywiście jest mniejsze stężenie, ale istnieje silna zależność między tym, co się dzieje w powietrzu na zewnątrz, a tym co miedzy naszymi ścianami.

Czyli lepiej nie otwierać okien przy ataku smogowym?

Najlepiej nie, ale znowu w ogóle nie wietrzyć pomieszczeń też słabo. Gdy mamy krótki atak smogowy, lepiej nie wietrzyć w ogóle, ale jeśli atak trwa 2 tygodnie, wtedy po prostu unikajmy wietrzenia rano i wieczorem, bo panują wtedy najgorsze warunki. Gdy przeprowadzamy szkolenia np. w przedszkolach, uczulamy na to, żeby wietrzyć pomieszczenie w południe, popołudniu. Musimy zmienić nawyki wietrzeniowe.

Czy jesteśmy w stanie określić, ilu wrocławian potrzebuje wymiany pieca?

Z Programu Ochrony Powietrza, czyli dokumentu prawa lokalnego wynika, że ok. 50 tysięcy mieszkań ma szkodliwe piece. Miasto podaje liczbę ok. 35 tys., ale nie jesteśmy pewni, czy te szacunki są prawidłowe. A nie wliczamy tych przypadków, kiedy ludzie mają kominki albo kupują w marketach piece przestarzałe, pozaklasowe, których sprzedaż jest w Polsce dozwolona. A np. w Niemczech już nie. Sensowne działanie to wprowadzenie rozwiązania prawnego, które określi jasne standardy pieców lub bardzo radykalnie: likwidacja pieców na paliwo stałe w całym mieście. Trudne, ale nie niemożliwe.

Wiemy, że były robione badania, w których pytano ludzi o palenie odpadami i ponad 20% respondentów odpowiadało, że to przejaw gospodarności i oszczędności…

To nie wszystko. W sieci zobaczyliśmy na jednym z serwisów ze sprzedażą ramy okienne i meble w dziale Ogrzewanie. Udało nam się to zablokować. A już najgorszą praktyką stało się palenie olejami przepracowanymi. To już nie mieści się w kategoriach kuriozum, ale poważnego przestępstwa. Zatruwanie innych olbrzymim ładunkiem zanieczyszczenia woła o pomstę do nieba. A ludzie olejem przepracowanym jeszcze handlują.

I taki paradoks: o ile nie można handlować odpadami, tym bardziej niebezpiecznymi, to handlować piecami na śmiertelnie toksyczne odpady już wolno. Bo nie ma żadnych norm na piece. To zgroza! Nie istnieją żadne podstawy prawne. Nie ma żadnych standardów. Dobrze byłoby prowadzić interdyscyplinarną debatę publiczną z udziałem kilku resortów i ekspertów. Mówić o tym nie tylko wtedy, gdy jest naprawdę źle.

Może na koniec coś optymistycznego? Np. Urząd Miejski Wrocławia zaprasza wrocławian do składania wniosków o dofinansowanie wymiany pieców w ramach programu KAWKA. Na 2017 rok zarezerwowano na ten cel 12 mln zł, za tę kwotę można wymienić ok. 1200 pieców.

Z Wrocławiem nie jest najgorzej. Mieszkają tutaj oczywiście ubodzy ludzie, którzy wkładają do pieca różne tworzywa sztuczne, więc zamiast budować im kolejną fontannę czy bulwar, po prostu może warto im pomóc. To gra o nasze zdrowie i życie. Te wspomniane 12 milionów, to stanowczo za mało. Trzeba zwiększyć środki na wymianę pieców. W tym tempie cel poprawy jakości powietrza z Programu Ochrony Powietrza, który mamy osiągnąć do 2023 r., zrealizujemy wg naszych szacunków w 2053 roku. Bez działania państwa tego problemu się nie rozwiąże. Na razie pojawiła się wola polityczna, ale to za mało.

  • Krzysztof Smolnicki - ekolog, rowerzysta, wegetarianin, ojciec i mąż, lider  Fundacji Ekorozwoju, wybrany w konkursie „CZŁOWIEK ROKU 2013” - autorytetem w dziedzinie ochrony środowiska, działacz społeczny w projekcie Dolnośląski Alarm Smogowy.
« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..