Od 20 lat badał różne religie od strony naukowej. W końcu w dalekiej Azji poczuł, że chce być częścią Kościoła katolickiego i w Wielką Sobotę przyjął chrzest. - Nie mogę odrzucić mojego chrześcijańskiego świata, pozbyć się religijnej i narodowej tożsamości - mówi dziś dr hab. Bartosz Jastrzębski.
Co ciekawe, stało się w to w 2,5-milionowym, centralnoazjatyckim kraju, gdzie liczba katolików była wówczas śladowa, a liturgię sprawował koreański ksiądz w niezrozumiałym dla mnie języku mongolskim. Wówczas sądziłem, że tego rodzaju odczucie pojawiło się jedynie na gruncie kulturowej „swojskości” katolicyzmu, ale minął jakiś czas i zdałem sobie sprawę, że chodziło o coś więcej.
O co mianowicie?
To, co kulturowe splata się i łączy z tym, co kulturę przekracza – choć stanowi jej niewysychające, transcendentne źródło. Jeżeli dana religia kształtuje wspólnotę od tysiąca lat (tak jak się to dzieje z katolicyzmem w Polsce), to owa wspólnota wnosi również swego ducha do religii. Rodzi się szczególny związek, który jest tak silny, że nie można go po prostu zanegować, uznać za przypadkowy czy nieistotny. Nie mogę odrzucić mojego chrześcijańskiego świata, tak jak nie mogę odrzucić swojej narodowości – choć mogę się przeciw jednemu i drugiemu nawet bardzo gwałtownie buntować.
Niepodobna jednak pozbyć się religijnej i narodowej tożsamości, „odwiesić ich na wieszak” niczym znoszonych ubrań. Skrajną naiwnością jest myśleć, że to możliwe. One to bowiem ukształtowały (i nadal warunkują) naszą wrażliwość i rozumienie rzeczywistości – w sposób znacznie głębszy niż na ogół sądzimy. Osobiście dogłębnie odczuwam związek duchowości katolickiej z tym, co jest dla mnie ważne, czyli z elementem polskości, naszej tradycji, naszego polskiego przeżywania świata i własnej historii. W Polsce dzieje religii katolickiej i narodu splatały się i splatają nadal. Nie widzę tu – tak jak niektórzy - jakiejś niewygodnej alternatywy: albo uniwersalistyczny katolicyzm albo partykularna narodowość. Albowiem to, co uniwersalne, ponadnarodowe i transkulturowe musi się przejawiać w tym, co konkretne – inaczej może stać się jedynie bladą i oderwaną od życia abstrakcją. Nie ma powodu zatem, by negować ową organiczną więź. Tak oto – w wielkim skrócie – oba elementy złożyły mi się w jedność. To zaś spowodowało, że podjąłem ostateczną decyzję o przyjęciu chrztu świętego.
Czy w takim razie dalsze badanie religii już nie może być w Pana przypadku obiektywne ze względu na to „bycie w środku”?
Istnieją dwa główne stanowiska, pomiędzy którymi trwa do dzisiaj żarliwa dyskusja i spór. Wedle pierwszego z nich, jeżeli jesteś człowiekiem wierzącym (w ramach konkretnego wyznania), to nie jesteś obiektywny, ani badając własną religię (która będzie ci się wydawała „najlepsza”, „najprawdziwsza” etc.), ani inne (które będą ci się wydawały z kolei „gorsze”, „niepełne”). By zatem być prawdziwym filozofem religii albo religioznawcą, trzeba z konieczności pozostawać człowiekiem niewierzącym, a przynajmniej potrafić „zawiesić” swą wiarę na czas badań – o ile w ogóle jest to możliwe.
Drugie stanowisko zakłada natomiast: jeżeli jesteś niewierzący, to w ogóle nie będziesz w stanie badać istoty religii, ponieważ nie będziesz miał do niej dostępu. To tak, jakbyś chciał opisywać wnętrze świątyni nie wchodząc do niej. A przecież dopiero, kiedy wejdziesz do środka, widzisz, co się w niej znajduje. Zatem tylko człowiek wierzący jest w stanie w sposób naprawdę głęboki mówić o religii, nawet jeżeli ma się posługiwać językiem naukowym. Tylko on uchwyci prawdę wiary, będąc wewnątrz świata fenomenów religijnych. Jest bowiem oczywiste, ze nie można badać zjawisk, do których nie ma się w ogóle źródłowego dostępu. Człowiek niewierzący widzi tylko powierzchnię. Te dwa stanowiska ścierają się niemalże od 100 lat, właściwie od samego początku naukowej refleksji nad religią. Ostatecznie zapewne nie uda się rozstrzygnąć tego konfliktu, bowiem obie strony mają swoje istotne racje.
Która postawa jest Panu bliższa?
W tej chwili przychylam się do drugiego stanowiska. Jeżeli nie jesteś wierzący, to rzeczywiście pewnych aspektów świata religijnego nie będziesz w stanie badać – to nie ulega wątpliwości. Co nie zmienia faktu, że trzeba starać sie zachowywać obiektywizm i każdy badacz musi stosować w stosunku do siebie wymóg bezstronności. Winien sam siebie pilnować, weryfikować i konfrontować swe tezy z innymi. Ale mimo wszystko sądzę, że najważniejsza płaszczyzna religijna nie jest dostępna badaniu, jeżeli się religii nie czuje i osobiście nie przeżywa. Teraz to jeszcze lepiej rozumiem, szczególnie gdy porównuję swoje refleksje i swoje postrzeganie Eucharystii, kiedy byłem poza Kościołem i teraz, gdy jestem w Jego wnętrzu. Wyraźnie widzę iż wcześniejsze rozumienie było czysto zewnętrzne, z konieczności powierzchowne. Nie potrafiłem pojąć tego, co stanowi o istocie Mszy św.
A jak teraz, po chrzcie, będzie Pan mówił o Jezusie, o katolicyzmie ludziom, którzy nie są przekonani, którzy poszukują?
To zależy od sytuacji. Podczas rozmowy ze swoim studentami na uniwersytecie, wykładając filozofię lub etykę będę się wypowiadał o religii jako naukowiec, czyli tak, jak dotychczas. Taki jest mój obowiązek. Oczywiście moje bycie chrześcijaninem ma wpływ na to, jak dzisiaj patrzę na zagadnienia filozoficzne i jak interpretuję oraz oceniam twórczość poszczególnych myślicieli. Ale nie mogę z wykładów robić nauki religii, czy też katechezy. Nie mogę stosować jakiejś jawnej lub ukrytej perswazji, przekonywać czy nawracać. I tak zresztą nikt nie przychodzi do Boga, jeśli sam go Bóg nie przyciągnie. Ja pokazuję jedynie, jak - na przestrzeni długich wieków - ludzka myśl poszukiwała prawdy: do czego była w stanie dotrzeć o własnych siłach, a gdzie i dlaczego musiała się zatrzymać. Wnioski staram się pozostawiać studentom. W innych sytuacjach, nieformalnych, które nie narzucają określonego sposobu komunikacji, trzeba dawać świadectwo i mówić o swoich przeżyciach jak najbardziej autentycznie i szczerze. I naturalnie, w prywatnych rozmowach mój sposób mówienia o Jezusie, o wierze zmienił się po okresie katechumenatu i chrzcie. To dla mnie rzecz oczywista.
Dr hab. Bartosz Jastrzębski jest wykładowcą filozofii oraz etyki na Uniwersytecie Wrocławskim. Jego obszary badawcze to: antropologia filozoficzna, filozofia religii, filozofia kultury i pogranicza filozofii oraz literatury.