Dla wielu Wielki Tydzień zaczyna się dopiero w czwartek ze względu na uroczystą liturgię wieczorną. A co z poniedziałkiem, wtorkiem i środą? One też przecież są wielkie... Jak przeżyć Wielki Poniedziałek podpowiada o. Oskar Maciaczyk OFM.
Pierwszy trzy dni wielkiego tygodnia to dla wielu taka duchowa ziemia niczyja. Nie wiadomo, jak je do końca przeżyć. Nie obchodzi się ich tak uroczyście w Kościele (i w kościele), więc dla wielu wiernych to okazja, żeby może bardziej skupić się na porządkach w domu. Tymczasem te trzy dni dają możliwość, by zrobić ostatnie porządki, ale w duszy.
Jak najłatwiej zaradzić pustce duchowej? Zajrzeć do Pisma Świętego!
- W liturgii Wielkiego Poniedziałku odsłaniany jest dramat, który rozgrywa się w sercu człowieka. Chodzi o chłodne kalkulacje tego, co robi dla nas Bóg. Dramat rodzi się, kiedy człowiek w głowie tworzy swoje tragiczne „prawdy”, tak jak zrobił to Judasz - mówi o. dr Oskar Maciaczyk OFM.
Franciszkanin zabiera nas zgodnie z Biblią do Betanii, która stała się przystankiem dla Jezusa w ostatniej drodze. Do Jerozolimy. Dom Łazarza w Betanii to również droga prowadząca od śmierci do życia. Przecież właśnie gospodarz tego domu został wskrzeszony. Dlatego tam wygrało życie. W domu, w którym Jezus zamienił zapach śmierci („Panie już cuchnie”) w zapach życia, rozniosła się woń olejku, który jest symbolem życia rozlewanego z miłości.
- Kiedy Maria wylała na stopy Jezusa warty trzysta denarów olejek nardowy, Judasz sprzeciwia się temu. Nie dostrzega bowiem oczami duszy tego, co tak naprawdę zrobiła Maria. Judasz potępia gest Marii i przelicza go według swojego kalkulatora: „Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? - Powiedział zaś to nie dlatego, że dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem i mając trzos, wykradał to, co składano” (J 12,5-6). Maria natomiast wie, co zrobiła. Ona wie, że to właśnie Jezus jest tym ubogim, który daje innym to, co najcenniejsze - wyjaśnia o. Maciaczyk.
Jak tłumaczy, pretensjonalna zaczepka Judasza wybrzmiewa również dzisiaj. W buncie wyrażanym w pytaniu, dlaczego jeszcze na świecie tyle biedy, chorób, zła i niepozałatwianych trudnych spraw, a Kościół zajmuje się uwielbianiem, oddawaniem chwały i celebrowaniem świąt...
- Nie jest to żadną nowością. Już w czasie ziemskiego życia Jezusa myślano, że jest Mesjaszem, który pozałatwia najbardziej skomplikowane sprawy tego świata. Jezus natomiast nie uzdrowił wszystkich chorych na świecie, a szpitale muszą funkcjonować po dziś dzień. Nie rozmnożył chleba w takiej obfitości, która pozwoliłaby na nieprzejmowanie się niskimi zbiorami i ciężką pracą piekarzy. Butelki z winem nie zalegają w piwnicach Kany Galilejskiej, a winobranie jest rok rocznie pracą wyciskającą pot czoła. Jezus choć jest dawcą pokoju, to na świecie wojny nie ustały. Choć jest Miłością, człowiek wciąż szuka i pragnie sprawiedliwości. Po co przyszedł Syn Boży na ziemię? - pyta o. Oskar.
Wielki Poniedziałek pokazuje nam, że można stać się Judaszem i wszystko przekalkulować, powiedzieć, że to nie ma sensu i nawet śmierć Jezusa, o ile miała dla Judasza sens, to tylko w wymiarze przychodu trzydziestu srebrników.
- Można stać się z kolei jak Maria - zobaczyć dawcę życia, odkupienia i zbawienia, wobec którego najdroższy olejek nie dorówna wartości tego, co tak naprawdę zrobił Jezus na krzyżu - podsumowuje franciszkanin.