W 33. Światowy Dzień Chorego abp Józef Kupny modlił się w archikatedrze wrocławskiej razem z chorymi z całej archidiecezji wrocławskiej. - Wśród cudów, jakich dokonywał Chrystus, a które zostały zapisane w Ewangelii, dominują uzdrowienia chorych - przypomniał wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.
Metropolita wrocławski przewodniczył uroczystej Mszy św. w liturgiczne wspomnienie Matki Bożej z Lourdes. Jest to coroczny Światowy Dzień Chorego. Wydarzenie zorganizowała wrocławska Caritas.
W homilii pasterz Kościoła wrocławskiego zwrócił uwagę, że prośba o zdrowie jest chyba jedną z najczęstszych intencji naszych modlitw. Kiedy oczekujemy na operację albo przechodzi ją ktoś z naszych bliskich, kiedy wyniki naszych badań są złe i wskazują na zagrożenie życia, większość z nas instynktownie kieruje swój wzrok ku Bogu. W nim szuka wsparcia i nadziei na powrót do zdrowia.
- Także w Piśmie Świętym znajdujemy wiele sytuacji, w których chorzy i ich krewni szukali pomocy Chrystusa. Wśród cudów jakich dokonywał Chrystus, a które zostały zapisane w Ewangelii, dominują uzdrowienia chorych. Szczególnie piękny jest opis uzdrowienia teściowej Szymona Piotra. On zawiera wiele symboli. Jak na nie spojrzymy w odpowiednim świetle, uświadomią nam Chrystusową wrażliwość na cierpienie i Jego miłość do współcierpiących - nauczał abp Kupny.
Mówił o tym, że ważne wydarzenia Izraelici przeżywali w świątyni i w domu. W czasie święta Chanuki, którego najważniejszych znakiem było światło, zapalano lampę w świątyni, ale potem zapalano tę samą lampę w swoim domu. To samo światło paliło się zatem w miejscu świętym i codziennym.
- Myślę, że tego świętowania w kościele, a potem w naszych domach powinniśmy się uczyć praktykować także dzisiaj. To nie może być tak, że po wyjściu z kościoła żyjemy zupełnie innym życiem. Że Eucharystia nie przekłada się na codzienność i domową rzeczywistość. To, co dzieje się przy ołtarzu, powinno mieć swoją kontynuację w naszych domach - uwrażliwiał metropolita wrocławski.
Przypomniał, że najważniejsze liturgie Żydów w czasach Chrystusa odbywały się w domach w rodzinach, np. Pascha. Żydzi wprawdzie szli do świątyni, by przynieść baranka, ale w domu był ciąg dalszy tego, co zapoczątkowali w miejscu świętym. To pokazywało jedność świątyni z domem. Światło w świątyni było po to, żeby je zapalić w domu. Jeśli ktoś tego nie robił, to znaczy, że pozbawiał świętowania Bożego sensu.
- Słowo Boga jest dane po to, żeby się w nas stawało. Nie żebyśmy się nim zachwycali, uczyli się go na pamięć, zamyślali się nad nim. To słowo ma stawać się widoczne w naszym życiu przez nasze czyny - to jest jego główny cel - apelował abp Kupny.
Podkreślił, że każda Msza św. to taki czas, który Bóg wybiera dla nas, żeby Jego słowo przestało być tylko tekstem pisanym, ale stawało się w naszym życiu ciałem. Chodzi nie tylko o słuchanie, ale by to, co usłyszymy, miało ciąg dalszy w naszych domach. Nie powinniśmy tego rozdzielać.
- Papież Benedykt XVI zauważył, że to, co wydarzyło się w domu Szymona Piotra, ciągle na nowo dzieje się w każdej Mszy św. Jezus przybliża się do nas, dotyka, ujmuje za rękę i uzdrawia. Ta ręka jest niezwykle ważna. Kiedy człowieka trawi gorączka, dotykamy czoła, by sprawdzić, czy jest rozpalone. Tymczasem Jezus dotyka ręki teściowej Szymona. Ojcowie Kościoła tłumaczyli, że choroba, która unieruchomiła tę kobietę, w rzeczywistości objawiła się w tym, że ona była niezdolna, by czynić dobro - wyjaśniał pasterz Kościoła wrocławskiego.
Zwrócił uwagę, że kiedy ewangeliści opisywali różnego rodzaju uzdrowienia, pokazywali natychmiast efekt uzdrowień. Ci ludzie po uzdrowieniu czynili po prostu to, co do tej pory uniemożliwiała im choroba.
Tymczasem po uzdrowieniu teściowej Szymona komentarz jest jeden: „Gorączka ją opuściła, wstała i usługiwała im”. Po uzdrowieniu zaczęła służyć. A Jezus powiedział o sobie, że nie przyszedł po to, żeby mu służono, ale żeby służyć.
- Dziś w tej Mszy św. Chrystus dotyka nas, słowo staje się ciałem, byśmy wychodzili stąd gotowi do służenia naszym siostrom i braciom. Nie możemy pominąć sposobu, w jaki Jezus przywraca zdrowie teściowej Szymona. Może obok nas są ludzie, którym chcielibyśmy pomóc, żeby słowo stało się w nich ciałem. Nie zrobimy tego na odległość. Nie zrobimy tego krytyką, słowami potępienia. Trzeba wyjść i poznać, czym żyją na co dzień, może spróbować ich zrozumieć. Tak się do nich zbliżyć, by ująć ich za rękę. Nie można dobrze pomagać na odległość, bo wszyscy pragniemy bliskości. Szczególnie pragnie jej człowiek cierpiący i chory - mówił abp Józef.
Zaznaczył, że współcześnie nawet w rodzinach ludzie żyją daleko od siebie. Mijają się, narzekają na najbliższych, ale boją się wyciągnąć rękę i zbliżyć się.
- Ta Msza św. ma nas uczynić podobnymi do Jezusa. Wtedy to, co dzieje się w kościele, będzie miało ciąg dalszy w naszej codzienności. Wtedy staniemy się bliscy Chrystusowi, a słowo stanie się ciałem - zapewniał metropolita wrocławski.
Nauczał, że każde spotkanie z Jezusem daje nam nadzieję na ulgę w cierpieniu, uzdrowienie duszy i ciała w takim stopniu, w jakim chce tego Jezus. Dlatego warto naśladować go w cichym i pokornym znoszeniu cierpienia.
Kaznodzieja zwrócił się do chorych zgromadzonych w archikatedrze:
- Trzymajcie się mocno Jezusa. On jest naszą mocą i nagrodą w wieczności. Dzisiaj dziękuję wszystkim, którzy dla chorych są znakiem nadziei. Bliskim, krewnym, przyjaciołom, opiekunom, lekarzom, pielęgniarkom, pracownikom opieki społecznej, pracownikom Caritas, kapelanom. Dziękuję tym, którzy towarzyszą swoją modlitwą chorym i cierpiącym. Niech Maryja, którą nazywamy uzdrowieniem chorych, wstawia się za wami - podsumował abp Kupny.
Po Mszy św. zebrani chorzy przeszli do Centrum Duszpasterskiego Archidiecezji Wrocławskiej na poczęstunek i wspólną agapę.