360 osób z różnych miejscowości Dolnego Śląska i nie tylko wzięło udział w Biegu Pamięci Sybiru we Wrocławiu. To wydarzenie w hołdzie wszystkim Polakom zesłanym przez Związek Radziecki na Sybir.
Biegacze pokonali 5 kilometrów po zmroku i w mrozie po Lesie Osobowickim. Organizatorzy - Centrum Historii Zajezdnia oraz Muzeum Zesłańców Sybiru - przygotowali po drodze instalacje nawiązujące do historii wywózek na nieludzką ziemię. Wśród gości specjalnych wydarzenia byli świadkowie historii - sybiracy.
- O tej porze 85 lat temu już znajdowaliśmy się poza granicami kraju. Wagony opuściły Polskę. Wieziono nas ponad 3 tygodnie w mrozie i głodzie na daleką Syberię. Jedzenia wystarczyło nam na 3-4 dni. Moja rodzina po skończeniu jazdy pociągiem jeszcze przez tydzień płynęła barką. Ja miałem kilka miesięcy, byłem malutkim dzieckiem. Cudem przeżyłem tę zsyłkę. Dzięki rodzicom i babci - opowiada Ryszard Janosz, prezes wrocławskiego oddziału Związku Sybiraków.
Bardzo podoba mu się sportowy hołd sybirakom. Uważa, że to dobry sposób propagowania trudnej polskiej historii i upamiętniania rodaków, którzy cierpieli tylko za to, że byli Polakami.
- To na pewno nowoczesna forma, ale wcale nie gorsza niż te uroczystości, które my - sybiracy - organizujemy z okazji kolejnych rocznic zsyłek na Sybir. Bieg przemawia do konkretnej grupy ludzi. To impreza wyrazista i zapadająca w pamięć. Myślę, że ci, którzy biorą udział w tym biegu, o zesłańcach Sybiru będą pamiętać całe życie - dodaje R. Janosz.
Dystans 5 kilometrów pokonali młodsi i starsi, z różnym doświadczeniem biegowym. Profesjonaliści i amatorzy.
- Biegłam rok temu i bardzo mi się spodobała organizacja oraz atmosfera, która okazała się bardzo wzruszająca. Postanowiłam stanąć na starcie również w tym roku i udało się. Historia zsyłek na Sybir nie dotyczy mojej rodziny, ale biegłam dla tych, którzy cierpieli to wygnanie. To mój hołd - mówi Katarzyna Karsznia z Wrocławia.
Łukasz Kamiński pobiegł dla konkretnego sybiraka - Zofii Machety, z domu Dycewicz. To babcia jego kolegi. Jej imię i nazwisko miał wydrukowane na swoim numerze startowym przypiętym do koszulki.
- Poznałem tę panią, gdy byłem dzieckiem i posłuchałem jej opowieści. To we mnie zostało. Uważam, że to ważne, by pamiętać o takich osobach i o tej trudnej polskiej historii. Bieg połączony z edukacją to świetny pomysł. Angażuje młodzież, która powinna poznawać losy sybiraków. Jak mawiał kard. Stefan Wyszyński, naród bez dziejów, bez historii, bez przeszłości staje się wkrótce narodem bez ziemi i bez przyszłości - mówi wrocławianin.
W Biegu Pamięci Sybiru bierze udział już po raz trzeci. Ocenia, że w tym roku warunki okazały się optymalne.
- Na trasie było sucho, bo zmroziło. Pamiętam, że w zeszłym roku biegliśmy po błocie, a z kolei jeszcze wcześniej było cieplej, ale mocno wiało i mieliśmy sporo gałęzi pod nogami - dodaje Ł. Kamiński.
Nieprzypadkowo bieg odbywa się we Wrocławiu, który ma duże tradycje sybirackie. To w tym mieście osiedliło się bardzo wielu zesłańców, którzy jeszcze w czasach PRL, mimo cenzury i represji, pielęgnowali pamięć o zsyłkach na Syberię.
- Temat okazuje się ważny i niezwykle aktualny w obliczu tego, co dzieje się obecnie na Ukrainie. Tam trwa wojna, ale putinowska Rosja w sposób brutalny traktuje tych, których najechała. Wywozi Ukraińców, zabija w sposób masowy. Pojawiają się momenty ludobójstwa, które wykracza poza działania wojenne. To pokazuje, że trzeba przypominać historię zsyłek Polaków przez Związek Radziecki. Nie możemy jej zostawić za sobą 85 lat temu, ponieważ widzimy, że dzisiaj te instrumenty terroru stanowią poważne zagrożenie dla ładu międzynarodowego i bezpieczeństwa - mówi Andrzej Jerie, dyrektor Centrum Historii Zajezdnia, współorganizator biegu.
Podkreśla, że wiele polskich rodzin zostało dotkniętych tragedię Syberii. Wielu zesłanych nie wróciło już do ojczyzny.
- Brat mojej babci i brat mojego dziadka przeszli syberyjski szlak Andersa i wiem, jakim wielkim cierpieniem była ta rozłąka dla rodziny, która została w Polsce. Nie wiedzieli, czy żyją, jaki był ich los. A to nie są jednostkowe historie, lecz całej generacji, która wyszła z wojny. To wszystko jest elementem polskiego DNA - wyjaśnia A. Jerie.
Jego zdaniem bieg pamięci to trafiony pomysł, by wspominać historię w sposób symboliczny, a jednocześnie podnosić o niej świadomość.
- To gest solidarności z tymi, którzy w nocy zostali z domu wyciągnięci, wrzuceni do bydlęcych wagonów i cierpieli przez miesiące i lata głód, zimno i niepewność jutra - podsumowuje dyrektor CH Zajezdnia.