Chemia i powołanie (cz. 2)

oprac. kb

publikacja 09.01.2022 11:28

Pod koniec 2021 r. odwiedziła stolicę Dolnego Śląska s. Mary Virginia Orna, urszulanka, emerytowany profesor chemii z Nowego Jorku. Z siostrą rozmawiali uczniowie Liceum Urszulańskiego we Wrocławiu Maria Mikołajczak i Mikołaj Lewczuk. W drugiej części wywiadu siostra opowiada o swoim powołaniu i łączeniu chemicznej pasji z życiem zakonnym.

Chemia i powołanie (cz. 2) S. Mary Orna z przeprowadzającymi wywiad uczniami Liceum Urszulańskiego. Jakub Wojsławski

Siostra Mary Orna jest urszulanką. Urodziła się w 1934 roku. Jest amerykańskim chemikiem, historykiem nauki i emerytowanym profesorem College of New Rochelle. W 2021 r. otrzymała HIST Award for Outstanding Achievement in the History of Chemistry od Wydziału Historii Chemii Amerykańskiego Towarzystwa Chemicznego "za wzorowe przywództwo w światowej społeczności historii chemii, zwłaszcza za jej oryginalne badania w dziedzinie chemii kolorów i pigmentów oraz odkrycie pierwiastków, jej zaangażowanie w edukację, dziesięciolecia służby w Wydziale Historii Chemii oraz jej nieustającą rolę we wspieraniu i uczestniczeniu w światowych badaniach archeologii chemii".

Cały wywiad w wersji oryginalnej (po angielsku) dostępny TUTAJ, natomiast pierwsza część wywiadu (o pasji naukowej i karierze chemika) w pierwszej części wywiadu.

Tłumaczenie: uczniowie klas pierwszych liceum; edycja i korekta Piotr Sołodyna i Joanna Gruszczyńska.

Teraz chcielibyśmy się spytać o Siostrę o życie urszulańskie. Jak to było z Siostry powołaniem?

Znalazłam swoje urszulańskie powołanie, ponieważ się zakochałam. A właściwie zakochałam się we włoskiej operze. Teraz możecie zapytać, jaki jest związek? Podczas gdy pisałam doktorat, a działo się to w Nowym Jorku, w tamtych latach można było kupić bilety na miejsca stojące do Opery Metropolitańskiej za dwa dolary. Jeżeli można było kupić je tak tanio, a mieszkałam blisko, to doszłam do wniosku, że powinnam tam chodzić. Zwolniłam wszystkie swoje poranki i zapisałam się na zajęcia popołudniowe. W ten sposób miałam wolne przez wszystkie 5 dni tygodnia, więc mogłam iść do opery, kiedykolwiek bym chciała. Wtedy wciąż mieszkałam z rodzicami. Wracałam do domu o 2.00 nad ranem, szłam spać i na 10.00 rano szłam do zajęcia. Więc z radością robiłam tak przez długi czas, aż pewnego dnia na wydziale chemicznym zadzwonił telefon z informacją, że w Mount St. Ursula Academy jedna z sióstr poważnie zachorowała i szukają nauczyciela. Kierownik wydziału przejrzał grafik i zobaczył, że byłam jedyną osobą z całkowicie wolnymi porankami, więc mogłabym uczyć w tej szkole. Powiedziałam, że nie ma mowy, nie chciałam uczyć. Zachęcił mnie, abym tylko poszła na rozmowę kwalifikacyjną. Nie musiałabym przyjmować stanowiska, ale widzieliby, że ich nie ignorujemy. No cóż, zgodziłam się. Udałam się do Mount St. Ursula Academy, gdzie po raz pierwszy w życiu zobaczyłam siostry urszulanki; nigdy nawet o nich poprzednio nie słyszałam. A pierwsze pytanie, jakie mi zadała dyrektorka, to jakie chciałabym wynagrodzenie. Przychodząc, postanowiłam podać bardzo wysoką sumę, na co ona powiedziała: "Ok". I wtedy naprawdę byłam w pułapce, ponieważ to oznaczało, że będę musiała przyjąć tę pracę. Tak więc zaczęłam uczyć na Mount St. Ursula Academy i po pół roku poproszono mnie o zostanie, ponieważ szkoła się rozwijała i potrzebowali jeszcze jednego nauczyciela chemii. I powiedziałam: "No cóż.... w porządku". Bo zaczynałam lubić uczenie. Robiłam to przez kolejne cztery lata, a w międzyczasie skończyłam swój doktorat. Po tych czterech latach zrozumiałam, że nie ma dla mnie miejsca na tym całym świecie poza urszulankami i szkołą Academy of Mount St. Ursula. Nic innego dla mnie się nie liczyło. Zdałam sobie sprawę z mojego urszulańskiego powołania, a zrozumienie tego zajęło mi cztery i pół roku. Potrzebowałam zupełnego przypadku, żeby dowiedzieć się, że urszulanki w ogóle istnieją.

Jak rodzina i znajomi zareagowali na Siostry decyzję o wstąpieniu do zakonu?

Uch... niezbyt entuzjastycznie (śmiech). Nowicjat urszulański był w mieście Beacon nad rzeką Hudson. W Nowym Jorku moi znajomi pytali: "Jedziesz do tego obozu koncentracyjnego nad Hudson? Wiesz, że to jest obóz koncentracyjny?". Z kolei moim rodzicom w ogóle się to nie podobało. Przed tym, jak w końcu dotarłam do tego "obozu koncentracyjnego", wypaliłam ostatniego papierosa (wiecie, wtedy wszyscy palili) i dopiłam ostatnią szkocką... Byłam jeszcze wtedy osobą świecką (śmiech). Mieli tam niedziele z wizytą, więc moi rodzice przyjeżdżali w każdą taką niedzielę, a była to długa podróż, i... tylko tam siedzieli. Mój ojciec bez słowa, a moja matka płacząc. To były cudowne wizyty (śmiech). A matka od czasu do czasu przez łzy mówiła: "Twoje ubrania są w bagażniku", po czym znowu siedziała i płakała. A mój ojciec po prostu siedział. Przechodziłam przez to przez parę lat, ale ostatecznie zrozumieli, że nie wyciągną mnie stamtąd siłą, chociaż naprawdę próbowali.

Będąc doktorem chemii, zdecydowała się Siostra na życie zakonne. Była Siostra gotowa na rezygnację ze swojej naukowej pasji czy przełożeni zaakceptowali od razu, że realizacja chemicznej pasji jest po prostu wpisana w Siostry życie i trzeba umożliwić jej rozwój?

Właściwie to nie ma w tym rozdziału. Zrozumiałam, że jest tak, jak powiedział Jezus w Ewangelii św. Jana: "Aby byli jedno". To jedna z najważniejszych rzeczy, że nie musi być takiego podziału. To, że jestem urszulanką, wcale nie znaczy, że nie mogę być naukowcem, ponieważ to wszystko jest częścią mnie, tym, kim jestem i nie widzę żadnej sprzeczności między tymi rolami. A tak właściwie studiowanie nauk ścisłych pomaga mi - to jest to prawie mistyczne doświadczenie, gdy zdajesz sobie sprawę z piękna cząsteczek, atomów, ich delikatności, a także absolutnie niesamowitych mechanizmów, które nimi rządzą. To wszystko funkcjonuje? To po prostu powala na kolana! Dla mnie studiowanie nauk ścisłych to religijne doświadczenie.

Co jest takiego szczególnego w urszulańskim charyzmacie?

Och, to naprawdę dobre pytanie. Przesiąkałam nim przez cztery i pół roku, gdy uczyłam w liceum Mount of St. Ursula, i nie zdawałam sobie z tego sprawy. A później musiałam przemyśleć to sama, przetrawić to. Jest coś takiego specjalnego w charyzmacie urszulańskim. Zdałam sobie sprawę, że sięga to korzeniami do św. Anieli Merici. Święta Aniela nie była zbytnio zatroskana tym, co urszulanki powinny robić. Bardziej zajmowało ją to, jakie powinny być. To "bycie" było o wiele ważniejsze niż "działanie", ponieważ działanie wywodzi się z tego, kim jesteś. Więc Aniela nie wyznaczała szczególnego zadania dla swoich sióstr poza tym, żeby zwracać uwagę na znaki czasu. A kiedy dostrzegasz potrzeby innych, które należy zaspokoić, to idź i je zaspokój. Lecz zanim to zrobisz, pamiętaj: najważniejsze jest twoja relacja z Bogiem. Dlatego potrzeba spotkania z Nim jest bardzo, bardzo ważna. Właśnie dlatego każdego dnia potrzebujemy poświęcić czas na modlitwę, zarówno osobistą, jak i wspólną. To jest naprawdę wielka siła napędowa, ale charyzmat pochodzi od św. Anieli: aby "być", niekoniecznie "działać", dopóki najpierw w pełni się nie "będzie". To "bycie" będzie później właśnie warunkować to "działanie", to, co robisz i jak to robisz. Z tego wynikało coś więcej - osoby kierujące urszulankami chciały mieć pewność, że kiedy wprowadzano młode dziewczyny w życie urszulańskie, miały wpierw zrozumieć, kim są i co jest najważniejsze, czyli najpierw edukacja. Dlatego urszulanki zadbały o to, aby każda siostra, która trafiała do zakonu, jeśli nie miała jeszcze odpowiedniego wykształcenia, edukowała się w tym, co jest dla niej ważne, aby stała się ukształtowaną osobą. I tak zrozumiałam, że żadna urszulanka nigdy nie przekazuje swojej wiedzy, dopóki nie jest dobrze wykształcona w tym, czego uczy. Gdy się tam pojawiłam, miałam już doktorat z chemii. Siostry nie mówiły mi: "Wróć i  zrób habilitację", ale powiedziały: "Wiesz co, to, czego naprawdę potrzebujesz, to wykształcenie religijne, a ty nie masz o tym wiedzy". Dlatego spędziłam dwa lata studiów podyplomowych w Catholic University of America, że zdobyć dyplom z teologii. To były najlepsze dwa lata mojego życia. Naprawdę kochałam studiować teologię i to naprawdę umocniło moje powołanie, które prawdopodobnie nie przetrwałoby, gdyby tak się nie stało. W tak zwanym międzyczasie ani razu nie zajrzałam do książki z chemii. Po tych dwóch latach zostałam zapytana, czy mogłabym uczyć chemii na naszym uniwersytecie. Szczęśliwie uczyłam tam chemii przez następne 40 lat.

Czy trudno było być zakonnicą w USA? Czy to się zmieniło na przestrzeni lat, a jeśli tak, to jak?

Cóż, na pewno się zmieniło. Powiedziałbym, że było trudne, a zmieniło się w zasadzie z powodu Soboru Watykańskiego, który odbył się w 1962 roku. Po soborze i opublikowaniu dokumentów, które wszyscy otrzymaliśmy do przestudiowania, jedną z rzeczy, o które nas poproszono, było przestudiowanie dokumentów dotyczących życia zakonnego, gdzie kładziono nacisk na to, że musimy dostrzegać znaki czasu, które będą nam mówiły, jak się zmieniać. A to zajęło nam dużo czasu. Pracowaliśmy nad tym prawdopodobnie przez ok. 10 czy 12 lat i wiele osób się z tym nie zgadzało, było między nami wiele sporów o to, co zmienić. I stopniowo doszliśmy do pewnego rodzaju porozumienia, że musimy być znacznie bardziej otwarci. Kościół już nie uznawał formy półklauzurowej, więc chciałyśmy wrócić do naszych korzeni - św. Aniela pierwotnie nie chciała gromadzić nas w klasztorze. To św. Karol Boromeusz swoimi reformami w pewnym sensie wepchnął urszulanki do klasztoru. To wcale nie był pomysł św. Anieli. A więc ostatecznie starałyśmy się stopniowo z tego uwolnić, żeby było dużo więcej kontaktu z ludźmi i myślę, że w tym była ta trudność, ale w końcu chyba się udało.

Jest Siostra naukowcem oraz zakonnicą. Dla wielu te dwie sfery życia się automatycznie wykluczają. Czy nauka i wiedza, według Siostry, pomagają wierzyć w Boga czy mogą prowadzić do trudności w zaakceptowaniu dogmatów lub prawd wiary bez możliwości udowodnienia ich?

Zdaje się, że odnosiłam się już poprzednio do tego pytania.

Tak, ale chciałbym, aby Siostra powiedziała coś więcej o empirycznym aspekcie tego i fakcie, że najpierw Siostra była naukowcem, a potem skupiła się na rozwoju religijnym.

Cóż, ujmijmy to w ten sposób. Całe to zagadnienie sprowadza się do zagadnienia dogmatu. Dogmat jest tak naprawdę sposobem Kościoła na sprecyzowanie tego, co jest zasadniczą częścią objawienia, które oczywiście znajduje się w Ewangeliach, w Nowym i Starym Testamencie. Więc dogmaty te w żaden sposób nie ingerują w naukę, ponieważ prawda jest prawdą bez względu na to, gdzie ją znajdziesz. Nie ma znaczenia, czy będziesz jej szukać w ziarnku piasku, nigdy nie dotrzesz do jej istoty. To jest tajemnica, która dotyczy całego stworzenia - każdy człowiek jest niezgłębioną tajemnicą, każda skała, każde zwierzę, nawet komar, są wciąż niezgłębione, choć wciąż staramy się je zgłębić. Przyglądając się stworzeniu i badając go, nie może w żaden sposób zaprzeczyć temu, co znajduje się w objawieniu. Objawienie mówi o dobroci, o stworzeniu. Jeśli spojrzysz na Księgę Rodzaju, Bóg stworzył niebo i ziemię, i wszystko to uważał za dobre, a jeśli Bóg uważa to za dobre, to spróbujmy dowiedzieć się więcej o tym dobru.

W jaki sposób chemia i nauka wzbogacają Siostry życie duchowe i odwrotnie: co daje głęboka wiara realizowana we wspólnocie zakonnej dla kariery naukowej?

Cóż, w rzeczywistości uważam, że kontemplacja natury w jakikolwiek sposób jest świętym doświadczeniem, a więc w rzeczywistości wszystko, co robimy, jest święte, ale sztuką jest uświadomienie sobie tego faktu. Podobnie jak w liturgii wschodniej, gdy kapłan podnosi w pewnym momencie Ewangelię i mówi: "Mądrość! Uważaj!", mówi trzy razy: "Uważaj!". Zasadniczo na tym to wszystko polega - na zwracaniu uwagi każdego dnia na to, co jest przed tobą. Każde doświadczenie, każda osoba, każde wydarzenie jest "wiadomością", abyś był uważny i uświadomił sobie, że to wszystko, co spotykasz, jest częścią znacznie większego obrazu, którego tylko maleńką część możesz zobaczyć. Bardzo ciężko cały czas o tym myśleć w życiu codziennym, czasem potrzebujemy pomocy. Być może dlatego Kościół wprowadził dla nas godzinę czytań z jutrznią, modlitwą przedpołudniową, południową, modlitwą popołudniową, nieszporami i kompletą. Dzięki temu możemy cały dzień skupić myśli na świętości tego, co robimy. Ludzie często są zabiegani i nie mają czasu, lecz przynajmniej mamy poranek, wieczór oraz niedziele na modlitwę. To wszystko jest przypomnieniem, że wszystko jest mistycznym doświadczeniem, jeśli tylko jesteś na to otwarty.

Czy sądzi Siostra, że naukowcy mają jakąś misję do spełnienia, czy nauka powinna być wolna od takich założeń?

Cóż, nie jestem taka pewna co do tego, czy naukowcy mają jakieś zobowiązania poza tym, żeby obserwować naturę i odnaleźć w niej prawdę. To jest najważniejsza sprawa, aby odkryć tajemnicę w naturze. Oczywiście nauka ma też swój użytkowy wymiar, naukowcy mają ogromny wpływ na to, co się dzieje na świecie, na przykład fakt, że szczepionka na COVID-19 została wyprodukowana w niecały rok, gdy początkowo przepowiadano, że zajmie to około czterech lat. Naukowcy z całego świata, którzy normalnie ze sobą rywalizowali, połączyli siły, aby sprostać tej kryzysowej sytuacji i myślę, że jest to idealny przykład - naukowcy poczuli się zobowiązani do współpracy i sprostali temu! Myślę, że to zmieniło sposób, w jaki środowisko naukowe od tej pory będzie funkcjonowało. Oczywiście, jeśli nie pozwolimy na to, aby temu przeszkodziły względy komercyjne. Ale sam fakt, że wiele z tych firm straciło tak wiele pieniędzy, aby wesprzeć humanitarny cel, a mogłyby w innych okolicznościach zarobić, jest wiele znaczący. Przez tę postawę wielu więcej ludzi zostało uratowanych.

Spędziła Siostra trochę czasu w Polsce, odwiedzając różne wspólnoty. Jak porównałaby Siostra Polaków i Amerykanów? Co najbardziej Siostrę zadziwiło w Polsce?

Cóż, nie mogę powiedzieć, że cokolwiek mnie zaskoczyło, ponieważ aby być zaskoczonym, trzeba mieć wcześniej jakieś wyobrażenie, czego się spodziewać, a ja nie miałam żadnych wyobrażeń, więc nie byłam zaskoczona. Muszę jednak powiedzieć, że byłam pod wrażeniem niektórych rzeczy, co jest chyba lepszym słowem. Jedną z rzeczy, które mnie wprawiły w zachwyt, jest to, że Polska jest tak czysta. Możecie w ten sposób o tym nie myśleć, ale jeśli pojedziecie do Nowego Jorku, rozejrzycie się dookoła, a potem wrócicie, to powiecie: "Dzięki Bogu! Jestem z powrotem! Nie muszę myć rąk co 20 minut!" (śmiech). Tutaj wszystko jest bardzo uporządkowane, czyste i bezpieczne, co nie jest takie oczywiste w przypadku wielu części Stanów Zjednoczonych. Jest to coś, co w Polsce bardzo mnie zdumiewa. Po drugie, jestem również zachwycona tym, jacy ludzie są tu gościnni. Nie mam z tym dużo doświadczenia, ale mieszkałam ze współsiostrami urszulankami, które oczywiście są wspaniałe i czuję się po prostu dobrze przyjęta. Myślę jednak, że inaczej by było, gdybym zdecydowała się tu przyjechać na stałe (śmiech). Znasz historię o małym dziecku, które nagle dowiedziało się, że jego mama przyszła ze szpitala z nowym dzieckiem. Cieszy się z tego do czasu, gdy zda sobie sprawę, że to jest na stałe (śmiech). Potem rzeczy już nie idą tak dobrze, więc uważam, że gdyby siostry dowiedziały się, iż zostaję na zawsze, nie dogadywałybyśmy się tak dobrze (śmiech), ale wiedzą, że jestem tu na krótko, by wykonać określoną pracę. One są naprawdę bardzo, bardzo gościnne. Jestem pod wielkim wrażeniem waszej jesiennej pogody. Jest to bardzo nietypowe, ponieważ przyjechałem wyposażona na surową polską zimę i przywiozłam ze sobą zimowy płaszcz, ale nawet go nie rozpakowałam.

Może miesiąc czy dwa...

Tak, być może. Będę tutaj do końca grudnia, więc prawdopodobnie będę w końcu musiała odpakować ten zimowy płaszcz (śmiech). Zawsze interesowałam się jedzeniem i jedno z moich zamiłowań to gotowanie, więc kolejna rzecz, która mnie zachwyciła, to... warzywa! Wasze warzywa są cudowne, macie wspaniały asortyment warzyw. Teraz pewnie wiele jest importowanych, ale ja tego nie wiem i wy tego też nie wiecie. Jestem pod wrażeniem bogactwa warzyw, owoców itp., które są dostępne. Poszłam powęszyć do Hali Targowej, zobaczyłam te wszystkie wspaniałe rzeczy. Widziałam też wasze cudowne centra handlowe - prawie jak mała Ameryka! Nie znalazłam tego w wielu innych krajach, które odwiedziłam. Wy macie to wszystko!