Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Medytować, czyli pamiętać

Medytacja zawsze jest sposobem, abyśmy nie zapomnieli o miłości Pana Boga oraz o naszym zanurzeniu w dziele zbawienia - mówił studentom o. Wojciech Czwichocki OP, wieloletni opiekun grup medytacyjnych we Wrocławiu i Gdańsku.

Na początku spotkania o. Wojciech Czwichocki podkreślił modlitewny charakter medytacji. Nawiązał w tym kontekście do obrzędu pokropienia wodą święconą, który ma przypominać wiernym o tym, że zostali zbawieni, obmyci i usprawiedliwieni w imię Chrystusa. - Większość z nas traci poczucie, że wraz z chrztem coś się w naszym życiu odmieniło. Tracimy radykalną radość chrześcijaństwa. Każda modlitwa, a w szczególności prosta modlitwa, taka jak medytacja, adoracja czy kontemplacja, polega na zatrzymaniu się na doświadczeniu zbawienia - mówił dominikanin. Podkreślał, że wszystkie formy modlitwy, w tym medytacyjna, rozwijały się stopniowo przez wieki, ale ich fundamentem była zawsze Dobra Nowina o zbawieniu.

Następnie gość zarysował początki modlitwy medytacyjnej, które sięgają pierwszych wieków chrześcijaństwa. - W III i IV wieku chrześcijanie odchodzący, aby żyć na pustyni, potrzebowali sposobu, który przypominałby im na co dzień o ich godności Dzieci Bożych. To jest także nasza potrzeba, aby nie powracać do tego, co św. Paweł nazywa "starym człowiekiem". Chodzi o to, żeby wciąż pamiętać, że zostaliśmy zbawieni - wskazywał o. Wojciech. Jak mówił, na początku takim sposobem była modlitwa psalmami, która po setkach lat przyjęła formę dzisiejszej Liturgii Godzin. Drugim sposobem Ojców Pustyni była modlitwa wezwaniem, które miało być sprzężone z rytmem serca i tak naturalne dla człowieka jak oddech. Tę modlitwę nazwać można medytacją.

Jak opowiadał prelegent, w kręgu tradycji medytacyjnej pozostawała tradycja Modlitwy Jezusowej, która wywodziła się od bizantyńskich hezychastów. Niektórzy mnisi wschodni zalecali, aby łączyć tę modlitwę z rytmem oddechu. Również w Kościele zachodnim żywa była przez długi czas tradycja medytacyjna. W pewnym momencie historii na Zachodzie o niej zapomniano.

- Od XVI wieku wyraźnie widać było w duchowości katolickiej raczej podążanie ku modlitwie opartej na rozważaniu. Takim przykładem są ćwiczenia duchowe Ignacego Loyoli, którego medytacje są jednak czymś innym niż te rozumiane jako "modlitwa prostego wezwania" - mówił o. W. Czwichocki. Jako przykład podał także Różaniec, który, choć w swojej istocie był modlitwą medytacyjną podobną do Modlitwy Jezusowej, po pewnym czasie został wzbogacony o rozważanie tajemnic życia i śmierci Chrystusa.

Nawiązując do współczesnej odnowy tradycji medytacyjnej w Kościele katolickim wskazał, że w dużym stopniu jest ona wynikiem działalności zakonów monastycznych - benedyktynów i trapistów. Gość wskazał na dwa nurty, z których pierwszy, zapoczątkowany przez o. Jana Berezę OSB w Lubiniu, sięga głęboko do tradycji Ojców Pustyni. Jak zauważył dominikanin, pewną kontrowersją może być zewnętrzna forma, która przez sposób siedzenia czy ukłony może przypominać zewnętrznie medytację buddyjską. Drugi nurt to Światowa Wspólnota Medytujących Chrześcijan, zainspirowana tradycją o. Johna Maina OSB. Jego propozycją była modlitwa wezwaniem "Maranatha", co oznaczać może zarówno "Panie przyjdź", jak i "Pan przyszedł", w zależności od sposobu zapisu. W nurcie tym nie przywiązuje się natomiast tak dużej roli do zewnętrznej formy modlitwy.

Kończąc o. Wojciech Czwichocki zaznaczył, że bez względu na formę medytacji, najważniejszym jej aspektem jest zanurzenie się w doświadczeniu bycia zbawionym. Po wystąpieniu prelegenta była możliwość zadania mu pytań. Dotyczyły one zarówno praktycznych wskazówek dotyczących medytacji, jak i kwestii uznawanych za kontrowersyjne, takich jak dialog z mnichami buddyjskimi i możliwe inspiracje medytacją dalekowschodnią.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy