Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Zaczęło się od pani woźnej

Istnieje jeden sposób, żeby nie martwić się o swoje życie - oddać je Jezusowi w całości. I bez żadnego "ale". Wtedy Pan Bóg ci pobłogosławi. Bez żadnego "ale".

Czasami zdarzają się takie momenty, kiedy nie spodziewamy się niczego, a Pan Bóg odwraca wszystko do góry nogami. Przeżył to Marcin Zieliński. W Dobroszycach podczas Salwatoriańskiego Forum Młodych dał szczere świadectwo przed młodzieżą.

Teraz jeździ po Polsce i nie tylko, by głosić jezusową Ewangelię i… uzdrawiać mocą Bożą.

- Całe moje życie chodziłem do Kościoła. Byłem na trzech pielgrzymkach pieszych do Częstochowy. Sam siebie określałem jako „turbo-katolik”, ale w moim sercu nic się nie zmieniało. Nie umiałem wtedy odpowiedzieć na pytanie, kim naprawdę jest Jezus - wspominał Marcin Zieliński.

Pan Jezus przyszedł do niego nagle, w jedną noc, 26 maja 2007 roku. Wcześniej wracał z wyjazdowego meczu w piłce nożnej, ponieważ uprawiał ten sport półzawodowo.

- Zadzwoniła mama, poinformowała mnie o czuwaniu przed Zesłaniem Ducha Świętego. Poszedłem tam spocony, zmęczony. I ksiądz mówił o Jezusie w sposób autentyczny. Stałem z tyłu i to ziarno Bożego słowa było siane. Wpadało i wpadało mimo, że nic się nie zmieniało. Ale ten kapłan powiedział jedno zdanie, które odwróciło wszystko: „Możesz całe swoje życie chodzić do kościoła, a nigdy nie doświadczyć spotkania z Jezusem, które przemieni cię całkowicie” - tłumaczył gość salwatoriańskiego spotkania.

Tłumaczył, że Pan Bóg nam daje szanse, ale ostatecznie wszystko zależy od naszej decyzji. Marcin oddał całe życie Jezusowi.

- I wiecie co się stało? Nic. Wróciłem do ławki, czuwanie szło dalej. Potem doświadczyłem zalewającej mnie miłości, poczułem się bezinteresownie kochany. To była miłość Jezusa. Wróciłem do domu i wiedziałem, że coś ważnego się wydarzyło. Wnętrze było zupełnie inne - opowiadał M. Zieliński.

Grzechy, z których regularnie się spowiadał, zniknęły. Pan Bóg je zabrał.

- Bóg przychodzi bezinteresownie. Nieważne, w jakiej sytuacji jesteś, Jezus chce do ciebie przyjść i dotknąć twojego serca - apelował do młodzieży 26-latek.

Mówił o uzdrowieniach Bożych, których doświadczał podczas swoich konferencji.

- Po moim spotkaniu z Jezusem pokochałem Eucharystię i Słowo Boże. Zacząłem modlić się także za chorych, bo uwierzyłem w to Słowo. Modliłem się wytrwale, chodziłem wszędzie np. do supermarketu i modliłem się za chorych. Biegłem za obietnicą, że Bóg uzdrawia, jeśli głosimy Jego naukę. Ale… nic się nie działo - mówił Marcin.

Ten czas posuchy trwał 5 lat. Aż do chwili, gdy poszedł do swojego byłego gimnazjum. Zobaczył panią woźną i zapytał, czy nie ma problemu ze zdrowiem. Wymieniła mu swoje dolegliwości. Pomodlił się za nią, położył na nią ręce. Natychmiast zniknęło zgrubienie na jej kręgosłupie.

- To było niesamowite. Nie wiem, kto był w większym szoku - ona czy ja. Zobaczyłem, doświadczyłem tego, że Bóg nie kłamie! 5 lat i nic. Setki, tysiące ludzi omodlonych. Na ulicach, w sklepach, na dworcu. I nagle ta kobieta mówi: „Jak mi pan położył ręce, to jakby mnie ktoś gorącym żelazkiem dotknął!” - opowiadał Marcin Zieliński.

Wyjaśniał, że Bóg słucha każdego człowieka, ale czasami ze swoich powodów zwleka ze swoją odpowiedzią dla naszego dobra.

- Jest jeden sposób, żeby nie martwić się o swoje życie - oddać Jezusowi je w całości. Aby on stał się pierwszy. I mówię o tym, czym sam żyję. Nie mówię tego z podręcznika. Chodzi o oddanie, w którym nie będzie „ale”. Wtedy Pan Bóg ci pobłogosławi bez żadnego „ale” - stwierdził prelegent.

Nie chodzi oto, żeby oddać dla oddania, ale oddać dla Jezusa, ze względu na Jego imię. Jeśli oddasz to, co jest najcenniejsze - zyskasz.

- Wiecie, co jest fantastyczne? Że nie muszę czekać aż umrę, żeby zobaczyć owoce mojego zawierzenia Bogu. Mnóstwo ludzi jest sfrustrowanych swoich życiem, przeciętniactwem. A Bóg jest delikatny - oświadczył Zieliński.

Sam przyznał również, że byłem „sfiksowany” na punkcie piłki nożnej. Trenowałem futbol 10 lat, ale w pewnym momencie musiałem swoją pasję oddać Panu Bogu. Nauczył się wybierać, co jest dla niego ważniejsze.

- To jest cena, którą płacę dla Jezusa, ofiarę, którą mu składam. A on docenia tę ofiarę i oddaje z nawiązką. Nie oddajemy Bogu życia dla profitów, czy korzyści, ale dla lepszej drogi. Odwiedziłem już 10 krajów by głosić Słowo Boże. Pan Bóg dokonuje niezwykłych dzieł i znaków. I w tym wszystkim nie chodzi o mnie czy o innych ludzi, ale chodzi o Jezusa - podsumował prelegent Salwatoriańskiego Forum Młodych.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy