Minął ponad rok od otwarcia II Synodu Archidiecezji Wrocławskiej. Warto zatem zadać pytanie, czy coś się zmienia.
W maju 2024 r. abp Józef Kupny otworzył synod diecezjalny o nawróceniu i odnowie Kościoła pod hasłem „Uczyńcie wszystko, co wam powie Syn”. Proces ten toczy się wokół trzech głównych haseł – komunia, formacja, misja. Powstało już Instrumentum laboris – dokument, który ma prawie 200 stron i zawiera pierwsze normy utworzone przez komisje oraz przeanalizowane i zweryfikowane przez zespoły parafialne. Teraz na nowo zebrany i posegregowany materiał trafił pod prace 21 podzespołów, zaś jesienią te wszystkie postulaty, normy i rozwiązania będą dyskutowane na zebraniu plenum synodu. To tak logistycznie. Ale spójrzmy głębiej.
Zaprzeć się siebie
– Wystartowaliśmy rok temu z wielkim entuzjazmem i nadzieją. Przez ten czas przede wszystkim uczyliśmy się słuchać – mówi Adriana Kwiatkowska, sekretarz główny synodu. Podkreśla, że już sam proces stał się tym, do czego prowadzi, bo nawrócenie nie przyjdzie, gdy się skończy synod, ale dzieje się właśnie teraz. Przez wspólną modlitwę, bezpośrednie spotkania, dyskusje i wydarzenia. – Z różnych miejsc diecezji dochodzą głosy, że katolicy naszego regionu lepiej się poznali i odkryli, że mogą coś razem robić. Jedna z kobiet powiedziała mi, że nie jest tak, iż lubi wszystkich w swoim zespole, ale dzięki temu, że zaczęła z nimi rozmawiać, zaczęła ich rozumieć. Inna osoba stwierdziła: „Nie sądziliśmy, że nasz proboszcz jest taki samotny” – opowiada A. Kwiatkowska.
Synod stał się dla wielu oparciem duchowym i psychicznym. Szczególnie że bazuje w pełni na słowie Bożym i to od niego zaczyna się wszelka zmiana. Sami z siebie nie mamy energii na odnajdowanie nowych dróg. Synod to ćwiczenie z wolności – dużo zależy od osobistego „tak” albo „nie” powiedzianego Bogu i wspólnocie Kościoła.
– Odkryliśmy też trud bycia razem, co jest wyzwaniem. Bo jedność nie robi się sama. To decyzja, którą trzeba podjąć, w której trzeba trwać – że przez kogoś słucham Pana Boga, bo to nie zawsze jest łatwe. Trzeba się czasem siebie zaprzeć, słuchając drugiego człowieka, a łatwiej wymyślić wszystko po swojemu – opisuje pani sekretarz.
Nie wszystko jednak idzie idealnie. – Chciałabym, żebyśmy mieli więcej czasu na słuchanie księży proboszczów. Ich głos mógł wybrzmieć w parafialnych zespołach, ale nie było okazji, by spotkać się indywidualnie z nimi. Tego mi brakuje – podsumowuje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.