Pielgrzymka to czas spędzony na szlaku, ale i cała otoczka wspólnego wędrowania - sieć spotkań i nici przyjaźni, które zawiązują się na placu przed bazyliką, w kawiarence u sióstr boromeuszek, przy chrupaniu trzebnickich jabłek i klasztornej kawie.
Na placu, na długo przed dotarciem pielgrzymów, pojawia się stoisko Towarzystwa Pomocy św. Brata Alberta. - Nasza obecność tu to już tradycja. Witamy z otwartym sercem przychodzących, dziękujemy za wsparcie, które otrzymujemy. Częstujemy cukierkami oraz (umytymi zawczasu!) jabłkami od naszego darczyńcy z Trzebnicy. To forma okazania wdzięczności i zachęta do wspierania osób w kryzysie bezdomności. Św. Jadwiga, sama chodząca bez butów, była wrażliwa na potrzeby ubogich. Na pewno bliski byłby jej sposób działania brata Alberta - mówi Filip, któremu przed bazyliką trzebnicką towarzyszyły Marta, Teresa i Iwona.
Zdjęcia:
Przestrzeń do spotkań, rozmów otwiera się w kawiarence sióstr boromeuszek i w rozległych klasztornych krużgankach. Dla pielgrzymów cenne są udostępnione toalety, ciepła herbata i wielka sala, gdzie czeka na zmarzniętych wędrowców gorąca zupa. - Przez cały tydzień, kiedy trwają jadwiżańskie uroczystości, mamy dużo gości. Bardzo się cieszymy! - mówią zapracowane siostry. Kto poszukuje chwili ciszy, zajrzeć może do kaplicy lub obejrzeć piękną wystawę z wizerunkami Matki Bożej (wystawa prac Zofii Sokół-Jabłońskiej "Madonny").
Przed wejściem do bazyliki trwają powitania i wybuchy radości na widok znajomych - niewidzianych często od roku albo przynajmniej od czasu letniej wędrówki. - W sierpniu mieliśmy okazję gościć w domu pielgrzymów jasnogórskich. Dzięki ich opowieściom zdecydowaliśmy się teraz wyruszyć do Trzebnicy, zakosztować tego klimatu. Poranny deszcz? Nie zniechęcił nas. Mamy zamiar wybrać się także na Jasną Górę w przyszłym roku - opowiadają Katarzyna i Krzysztof z Oleśnicy.
Oleśniczanin wspomina z uśmiechem, jak to o poranku przypatrywał się formującej się grupie. - Mówię do żony: "Ci, co niosą tubę, to ciężko mają". A za chwilę... sam dostałem tubę. Ale nie było tak źle!
W drogę ruszyli dzięki Ani i siostrze Marioli z grupy 2. - To chwila wielkiej radości z ponownego spotkania, po sierpniowej wędrówce. Znów możemy się zobaczyć, razem pomodlić, podzielić się tym, "co słychać". Październikowa pielgrzymka ma swoje niepowtarzalne rysy. Dziękujemy za Jana Pawła II, za to, co nam pozostawił. Niesiemy oczywiście wiele intencji, które ludzie nam powierzają. Z ufnością przynosimy je tu, prosząc o wstawiennictwo św. Jadwigę. W październiku tak jakby "czas zakręca" w stronę tej pielgrzymki. Data od dawna wpisana na czerwono, czeka się na nią, myśli o niej - mówi s. Mariola.
- Październikowa pielgrzymka różni się od sierpniowej zwłaszcza liczbą ludzi. Z jednej strony trochę brakuje tego bardziej kameralnego klimatu z jasnogórskiego szlaku, z drugiej strony cieszymy się z idących tłumów. Z tego grona może garstka też zdecyduje się na pielgrzymkę do Częstochowy. Nasza grupa - czwórka - liczyła dziś ok. 1070 osób, była jedną z największych lub największą. Ja chodzę od 22 lat z tą grupą, grupą ziemi oławskiej, choć jestem akurat ze Środy Śl. - mówi Mariola. - Jeśli chodzi o poranny deszcz, nie ma na co narzekać. Kilkanaście lat temu, gdy szliśmy do Częstochowy, 7 dni i 7 nocy padało. Deszcz zaczął padać, gdy byliśmy tuż za Wrocławiem, skończył, gdy doszliśmy do Częstochowy-Zacisza. Nikt nie mówi, że będzie wygodnie - dodaje.
W czasie ostatnich synodalnych obrad uczestnikom spotkania w seminarium wrocławskim towarzyszyła ikona św. Pawła. Jako wytwórca namiotów został ukazany - wraz z Pryscyllą i Akwilą - jako tkacz, także "tkacz więzi" między ludźmi, budowniczy komunii Kościoła. W czasie pielgrzymki owe więzi tkane są wyjątkowo intensywne. Te stworzone w towarzystwie pielgrzymiego kabelka łączącego grupę okazują się wyjątkowo mocne.