Wierni i franciszkanie z parafii pw. św. Karola Boromeusza we Wrocławiu świętowali odpust. Uroczystej Mszy św. przewodniczył bp Jacek Kiciński CMF. - Dzisiaj istnieje pokusa łatwego życia. W sensie kompromisów i bylejakości. Myślenia o sobie, o swoich sprawach. Św. Karol Boromeusz pokazuje, że życie jest jedno i warte jest miłości - mówił bp Kiciński.
Nie bał się brać odpowiedzialności, nie bał się wyrzucać karierowiczów, arcybiskupem został bez święceń kapłańskich. Nie bał się zmian i mocno pracował nad wprowadzeniem ustaleń Soboru Trydenckiego. Mowa o naszym patronie, o patriarsze Mediolanu - mówił na początku liturgii o. Piotr Cuber OFMConv, proboszcz parafii pw. św. Karola Boromeusza.
Jak podkreślił, dzisiaj parafia obchodziła imieniny. W życiu parafii są bowiem dwie ważne daty - pierwsza to konsekracja, czyli jakby urodziny, a druga to odpust, święto patronalne, czyli imieniny.
- Najprostsze imię Boga to wierna miłość, która stała się miłosierdziem dla wszystkich. Karol Boromeusz takiego Boga głosił i takim Bogiem żył - nauczał w homilii wrocławski biskup pomocniczy.
Przypomniał krótką biografię św. Karola. Pochodził on z pobożnej rodzinny, przyjął staranne wychowanie. Ojciec kładł nacisk na postawę miłosierdzia. Karol w wieku 9 lat pożegnał mamę, która umarła. Chłopak, ze względu na dobrą sytuację materialną, mógł się rozwijać i studiować. Mając 20 lat, zdobył dwa doktoraty z prawa kościelnego i cywilnego. Chłonął wiedzę. - W tym czasie jego wuj zostaje wybrany papieżem - Piusem IV. Mając 23 lata, zostaje arcybiskupem i kardynałem. 2 lata później przyjmuje święcenia. Przyjmuje też wiele godności kościelnych. Ma niesamowicie wysoką pozycję w Kościele. Przy tym staje się bardzo majętnym człowiekiem - opisywał kaznodzieja.
Jak dodał, w tym momencie zaczyna się prawdziwa historia kapłana, który nie skorzystał ze sposobności, by być na równi z tymi, którzy dzierżyli podobne zaszczyty i funkcje w Kościele. Dobra tego świata nie przysłoniły mu drugiego człowieka, zwłaszcza ubogiego. - Troszczył się o swoich wiernych. Był w stanie oddać swoje życie za Kościół, tak bardzo go kochał. Wiedział też, że są inne owce, które trzeba przyprowadzić - mówił bp Kiciński. Przypomniał, że w Europie wtedy szalała reformacja, mnóstwo ludzi odchodziło od Kościoła. Szerzyły się choroby. Wielu stało na skraju nędzy i biedy. Toczyły się wojny, kolonializm i niekończący się Sobór Trydencki.
- Karol Boromeusz porządkuje sprawy Kościoła. Stara się zlikwidować wszelkie nadużycia. Jako jeden z niewielu przestaje zwracać uwagę na pochodzenie przy kandydatach do kapłaństwa i biskupstwa. Po wyborze nowego papieża wraca do swojej diecezji - Mediolanu - opowiadał bp Jacek.
Karol Boromeusz zaczął od spotkań z kapłanami i wiernymi. Troszczył się o formację świeckich i ich edukację. Wprowadzał uchwały Soboru Trydenckiego. - Powołał 13 synodów w swojej diecezji! Jaki wysiłek, ale jaka troska! Tworzył przytułki dla sierot i bezdomnych. Zwrócił uwagę na godność kobiety, która często była poniżana - mówił bp Kiciński.
W czasie szerzących się chorób i epidemii Karol Boromeusz otwarł spichlerze. Dzięki jego staraniom codziennie pożywienie otrzymywało 60-80 tys. ludzi. Karol oddał wszystko, nawet własne łóżko. Nie dał się zatopić w doczesności. Troszczył się o katechizację, o formacje duchową.
- Dzisiaj też istnieje pokusa łatwego życia. W sensie kompromisów i bylejakości. Myślenia o sobie, swoich sprawach. Św. Karol Boromeusz pokazuje, że życie jest jedno i warte jest miłości. A kto ufność pokłada w Bogu, ten nigdy nie zostanie pozostawiony sam sobie - nauczał wrocławski biskup. Zaznaczył, że każdy jest wyposażony w takie cechy przez Boga, aby był szczęśliwy i święty. Pedagogika Boża jest jedna: nic dla nas bez nas. Bóg daje nam wszystkie środki. Karol wykorzystał wszystko, co miał, by służyć innym. My też możemy wykorzystać swoją pozycję i stanowiska, by służyć innym.
- W obliczu świętości mamy wspaniałą okazję do zadumy nad naszym życiem. Dzisiaj dziękujemy za dar tak pięknego patrona, który przyjął postać sługi, stając się podobnym do Chrystusa - podsumował bp Jacek.