Natychmiast po ogłoszeniu decyzji papieża Franciszka, że kolejne Światowe Dni Młodzieży odbędą się w Polsce, pojawiły się głosy dyżurnych komentatorów z pytaniem: "Ile nas to będzie kosztować?". Więc odpowiadam, jeszcze z Rio.
Odpowiadam, przeglądając tutejszą prasę... Oto dziennik „O Globo”, powołując się na badania przeprowadzone przez studentów jednego z miejscowych uniwersytetów, pisze, że Światowe Dni Młodzieży w Rio de Janeiro przyniosły dochód – uwaga! – 17 razy większy niż Puchar Konfederacji, odbywający się w czerwcu tego roku w Brazylii. Poza tym te same badania wskazują, że spośród pielgrzymów odwiedzających Rio 87 proc. było w tym mieście po raz pierwszy. Biorąc pod uwagę, że na ostatniej Mszy św. z papieżem było 3,2 mln osób, daje to jakieś 2,8 mln. Pomijam już kwestię dochodu, ale nagrodę Nobla należałoby dać takiemu miastu i osobom odpowiedzialnym za promocję, które są w stanie ściągnąć taki tłum, by spędził tydzień w danej miejscowości...
I wbrew pozorom – mam wrażenie – nie o pieniądze tu chodzi. Gdyby tak było, ci sami dyżurni protestowaliby przeciwko Euro 2012 w Polsce. Pamiętam, jak Wrocław z zapałem (i niemałymi trudnościami) wówczas budował stadion, a później udowadniał, że wszystkim nam się ta impreza opłacała. Boicie się, Panowie i Panie, że zobaczycie w Polsce 3 mln ludzi radośnie wyrażających swoją wiarę w Jezusa Chrystusa. Boicie się, że te 3 mln osób rozjadą się w czasie tygodnia misyjnego do różnych miast naszego kraju (Bóg da – trafią też do Wrocławia) i będą mówić, jak wspaniale jest być członkiem Kościoła katolickiego. Boicie się, że ludzie z całego świata, których dzielą kultura, miejsce zamieszkania, a często i status społeczny, podadzą sobie ręce i będą publicznie modlić się i chwalić Boga, wyznawać swoją wiarę i dawać świadectwo, że Jezus daje prawdziwe szczęście.
I – rzadko przyznaję Wam rację – ale macie się czego bać... Bo jeśli obrazki, których byłem świadkiem w Rio, powtórzą się za trzy lata w Krakowie, Wasz bełkot oparty o wytarte slogany na temat Kościoła i wiary będzie nie tylko mało słyszalny, ale wielu powie Wam: „Dość!”.