W tym roku mijają 24 lata od bestialskiego morderstwa franciszkanów konwentualnych w Peru. Proces beatyfikacyjny o. Michała Tomaszka i o. Zbigniewa Strzałkowskiego dobiegł końca. 5 grudnia zostaną wyniesieni na ołtarze.
Praca misyjna w wielu zakątkach świata jest związana z ryzykiem utraty zdrowia, a nawet życia. Do zadań misjonarzy należy nie tylko posługa duchowa, ale też edukacyjna dla miejscowej ludności. Taki cel postawili przed o. Michałem i o. Zbigniewem ich przełożeni. Męczennicy z Peru pozostali mu wierni aż do końca.
Wrocławski ślad
– W 1986 r. święcenia prezbiteratu i diakonatu w naszym zgromadzeniu wyjątkowo miały miejsce w kościele św. Karola Boromeusza we Wrocławiu. Zwykle odbywają się w Krakowie, ale akurat wtedy przypadało 40-lecie powrotu franciszkanów do stolicy Dolnego Śląska i aby to uczcić, władze zakonu zdecydowały o zmianie miejsca – wspomina o. Marek Augustyn, proboszcz parafii św. Karola Boromeusza. – Podczas Mszy św. sprawowanej przez kard. Henryka Gulbinowicza święcenia prezbiteratu przyjął rocznik o. Zbigniewa, a diakonatu mój i o. Michała – dodaje.
O. Zbigniew Strzałkowski podczas wręczenia krzyża misyjnego w kościele pw. św. Karola Boromeusza w listopadzie 1988 r. archiwum franciszkanów O. Michał podczas Mszy św. w Pariacoto Archiwum franciszkanów
To niejedyny związek sług Bożych z Dolnym Śląskiem. Ojciec Zbigniew przez dwa lata, tuż po święceniach, był wicerektorem w Niższym Seminarium Duchownym Ojców Franciszkanów w Legnicy, a bezpośrednie, dwumiesięczne przygotowanie do misji odbył we Wrocławiu wraz z innym współbratem – o. Jarosławem Wysoczańskim. To oni byli przeznaczeni do stworzenia nowej placówki w Peru. – Niedaleko parafii, przy ul. Gajowickiej, była kiedyś biblioteka publiczna. Zbigniew przynosił stamtąd ogromną ilość materiałów dotyczących geografii Peru i kultury grupy indios. Bracia chcieli być bardzo dobrze przygotowani do wyjazdu – mówi o. Marek, który w tamtym czasie pełnił posługę we wrocławskim klasztorze. Misjonarze wyjechali do Peru pod koniec listopada 1988 i zatrzymali się na pół roku w Limie. W stolicy państwa jeszcze lepiej poznawali zwyczaje i specyfikę pracy duszpasterskiej tego regionu świata. Dopiero w lipcu 1989 r. dołączył do nich o. Michał Tomaszek. Ich zadaniem było stworzenie nowej placówki w Pariacoto u podnóża Andów Wysokich.
Czas zasiewu
Pariacoto było pierwszą misją franciszkanów w Peru. Z tego miejsca trzech ojców obsługiwało ponad 60 miejscowości. Niektóre z nich znajdowały się na wysokości 4,5 tys. m n.p.m. Do wielu nie dało się dojechać samochodem i, jak można przeczytać we wspomnieniach o. Jarosława Wysoczańskiego, niekiedy trzeba było dojeżdżać tam konno, spędzając nawet sześć godzin w siodle. Do licznych wiosek z posługą docierali tylko raz w roku w okresie tzw. fiesty. Przebywali tam kilka dni i udzielali sakramentów. Na co dzień katechizacją zajmowali się specjalnie przygotowani świeccy. Praca misjonarzy nie była skierowana tylko na ewangelizację. Ojciec M. Augustyn zwraca uwagę, że ludzi wysoko w górach trzeba było uczyć czasem wszystkiego. Franciszkanie sprowadzali inżynierów, specjalistów różnych branż z Limy i Chimbote, żeby mieszkańcom jakoś ułatwić życie. – Kiedy byłem tam 10 lat temu i razem z ekipą filmową odwiedzaliśmy miejsca, w których nasi bracia działali, ludzie z wdzięcznością opowiadali, czego dokonali misjonarze: doprowadzali nawet wodę z górskich potoków do centralnych placów w wiosce, żeby ulżyć doli, zwłaszcza kobiet, które wcześniej musiały tę wodę nosić po górskich, stromych ścieżkach – wspomina. O. Zbigniew udziela Komunii św. ubogiej wieśniaczce Archiwum franciszkanów
Miejscowi bardzo dobrze przyjęli swoich duszpasterzy. Byli wdzięczni za pomoc i chętnie z nimi współpracowali. Wkrótce do ojców dołączyły siostry zakonne. Niestety, początek lat 90. w Peru był bardzo niespokojny. Już od lat 60. aktywnie działały bojówki komunistyczne Sendero Luminoso – Świetlistego Szlaku. Ich celem było zastąpienie ówczesnej władzy peruwiańskiej chłopskimi rządami rewolucyjno-komunistycznymi. W swej ideologii odwoływały się do Mao Tse-tunga. – Dla terrorystów wszelkiego rodzaju autorytety, które się pojawiały, były bardzo niewygodne – tłumaczy proboszcz z Wrocławia.
Polub nas, a nie przegapisz żadnej naszej informacji:
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.