Odchodzą kolejni powstańcy warszawscy. Czy wraz z nimi także pamięć o historii? Dziś na Cmentarzu Osobowickim pochowano Jadwigę Lisowską-Wolff-Wronkę, ps. "Jagoda".
Jako jedyna ze swojej patriotycznej rodziny przeżyła II wojnę światową. Podczas powstania warszawskiego była sanitariuszką WSK AK przy pułku „Baszta” w dzielnicy Mokotów. Pracowała w Szpitalu Sióstr Elżbietanek przy ul. Malczewskiego. Miała wówczas 20 lat, a sercu wielką ideę walki o wolną ojczyznę i ratowania jej spod jarzma okupacji. W swoich wspomnieniach pisała:
„Dla nas - młodych dziewcząt - najważniejszą sprawą było to, że wreszcie możemy walczyć o elementarne prawa człowieka, o jego wolność, godność i honor narodu. Miałyśmy nareszcie możność jawnego działania, protestu i walki”.
Stanisław Wołczaski ps. "Kazimierz" podczas pogrzebu Maciej Rajfur /Foto Gość Jadwiga Lisowska-Wolff-Wronka zmarła 9 lipca 2015 r. we Wrocławiu. Tutaj przeżyła swoje ostatnie lata. Jej córka, niewątpliwie dumna z matki, zwraca mocno uwagę na nieco inny aspekt życia w rodzinie powstańca warszawskiego: - Oni, powstańcy Warszawy, oraz my, ich rodziny, niesiemy ogromnie ciężkie brzemię. Historia napawa dumą, ale nikt nie może sobie wyobrazić, jak ciężko z nią żyć na co dzień. Jako dziecko słuchałam tych przerażających opowiadań z warszawskich ulic. 63 dni chwały, jak się je dziś określa, zniszczyły mojej mamie życie. Ona do końca zmagała się z tą traumą, którą przeżyła jako kobieta w kwiecie wieku. Zespół stresu pourazowego bez przerwy ją męczył - mówi Ewa Wolff.
Córka, mimo długiego życia matki, nie ukrywa smutku Maciej Rajfur /Foto Gość
„Jagoda”, oddana ojczyźnie, nie była ślepo zapatrzona w wojenny sukces. Nie pałała też nigdy chęcią zemsty na wrogach. Pragnęła po prostu wolnej Polski. Dowodem na to jest to, że oddała krew niemieckiemu żołnierzowi podczas powstania warszawskiego. Jak to opisywała po latach?
„Nie wiem, jak układała się współpraca na innych oddziałach byłego szpitala »Nur für Deutsche«, ale na moim sprawy się miały nie najlepiej. Dodam, że oddziałowa pierwszy raz spojrzała na mnie ludzkim wzrokiem, gdy operowano ciężko rannego niemieckiego żołnierza i do transfuzji potrzebna była moja grupa krwi. Na bloku operacyjnym chirurg pozostawił wyłącznie mojej decyzji, czy oddam krew wrogowi, czy nie. Bardzo się wahałam, bo któż by się nie wahał w takiej sytuacji. Czas naglił i zdecydowałam się oddać moją krew”.
Pogrzeb „Jagody” przeprowadzono z honorami wojskowymi, w obecności kompanii honorowej, wrocławskiej chorągwi harcerskiej oraz członków Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, m.in. przyjaciół-powstańców. Mimo takiej podniosłości uczestniczyło w nim... 12 osób (nie licząc wojska).
Warta honorowa przy urnie śp. Jadwigi Lisowskiej-Wolff Maciej Rajfur /Foto Gość