Dziś, 9 sierpnia, mija 25. rocznica męczeńskiej śmierci polskich franciszkanów, zamordowanych w Andach przez komunistycznych terrorystów. Beatyfikowani męczennicy mają wiele wspólnego z Wrocławiem.
O. Zbigniew Strzałkowski oraz o. Michał Tomaszek - o tych postaciach warto wiedzieć coraz więcej, ponieważ już wkrótce dołączą do grona polskich błogosławionych. W stolicy Dolnego Śląska przy ul. Kruczej pracują ich współbracia - franciszkanie konwentualni. Proboszcz parafii, o. Marek Augustyn, znał osobiście dwóch męczenników.
Może niewielu jeszcze wie, że w 1986 r. obaj przyjęli z rąk kard. Henryka Gulbinowicza w kościele pw. św. Karola Boromeusza świecenia: o. Zbigniew – prezbiteratu, o . Michał – diakonatu. Wszystkie uroczystości odbywały się z okazji 750-lecia przybycia franciszkanów do stolicy Dolnego Śląska
- Michał Tomaszek to mój kolega rocznikowy z seminarium, a Zbigniew Strzałkowski był rok starszy. Nie tylko znaliśmy się z ławy seminaryjnej, ale też spędzaliśmy razem sporo czasu wspólnie. Jeździliśmy do siebie na wakacjach. Obaj mają silne związki z Wrocławiem - opowiada o. Marek Augustyn.
Ich świętość nie była niezwykła. Pracowali prawie 3 lata na nowej placówce misyjnej w Pariacoto w Peru, wiosce położonej w Andach. Mogli się uratować przed śmiercią. Mieszkańcy wioski ostrzegali ich przed terrorystami. Mieli więc szanse ucieczki. Zrezygnowali z niej. Zostali ze swoimi podopiecznymi do końca.
- Gdy ich zamordowano, nam, franciszkanom, wydawało się, że to jest wielka tragedia i nieszczęście, które na nas spadło, że to koniec misji w tym miejscu, z resztą tak niedawno założonej. A tymczasem sprawdziło się to, o czym mówi się już od pierwszych wieków chrześcijaństwa: krew męczeńska stała się dobrym zasiewem. Ta misja nie tylko działa, ale już zdarzają się miejscowe powołania - oświadcza o. Marek.
Inny franciszkanin, pracujący w Legnicy, także znał obu misjonarzy. Do dzisiaj nosi ze sobą koronkę franciszkańską, którą dostał od o. Zbigniewa Strzałkowskiego. Poznał go na spływie kajakowym jeszcze przed swoim wstąpieniem do zakonu.
- Byłem 3 razy w Pariacoto, modliłem się w tym miejscu, gdzie ich zastrzelili, oraz przy ich grobach. Dostałem od tubylców grudkę ziemi, która nasiąknęła ich krwią. To byli młodzi kapłani. Dzisiaj mogliby dalej posługiwać, ale wybrali męczeńską śmierć świadomie - stwierdza o. Józef Cydejko.
Dodaje przy tym, że wcześniej terroryści postawili im zarzuty. Gdyby polscy franciszkanie powiedzieli, że chcą się oddalić, wyjechać, udałoby im się zachować życie. - Teraz ich wybór jest ogromnym świadectwem, że największą wartością człowieka nie jest życie, ale Bóg, dla którego poświęcili się bez reszty - mówi o. Józef.
Wielu ludzi pyta współbraci, którzy zdążyli poznać oo. Zbigniewa i Michała: „Czy już za życia widzieliście ich świętość?”.
- Nie, byli zupełnie normalnymi ludźmi. Myślę, że te postacie niosą za sobą ważne przesłanie: święty to nie jest jakiś nadzwyczajny człowiek, tylko jeden z nas. Musimy sobie zdać sprawę, że święci żyją pośród nas – wyjaśnia o. Marek Augustyn.
O. Józef Cydejko mu wtóruje: - Nikt się te tragedii nie spodziewał. Oni byli naprawdę normalnymi, ale bardzo uformowanymi i pracowitymi ludźmi. Są dla nas dumą zakonu i wielką radością. My ich od początku uważaliśmy za świętych - twierdza.
Wrocław to jeden z punktów na drodze do męczeństwa o. Zbigniewa Strzałkowskiego i o. Michała Tomaszka. Ta droga nie zakończyła się w peruwiańskim Pariacoto wraz ze śmiercią polskich misjonarzy. Ona trwa nadal, choćby przy ul. Kruczej, we wrocławskiej parafii św. Karola Boromeusza.
- Nasza parafia ma ducha misyjnego. Wielu kapłanów, którzy tutaj smakowali pierwszych lat kapłaństwa, później zapałało chęcią wyjazdu na misje. Powstała u nas prężnie działająca grupa misyjna, która dość wytrwale modliła się o rychłą beatyfikację oo. Zbigniewa i Michała - opowiada ojciec proboszcz. Zapewnia przy tym, że parafianie znają życiorysy wkrótce beatyfikowanych.
- Są przyzwyczajeni do tego, że w każdą pierwszą niedzielę miesiąca urządzamy tzw. „niedzielę misyjną” z główną Mszą św. nazwaną „wokół jednego ołtarza”. Myślę więc, że polscy męczennicy z Pariacoto są szczególnie bliscy wspólnocie przy ul. Kruczej. Mamy także ich relikwie (uśmiech) - kończy z satysfakcją rozmowę o. Marek Augustyn.
W grudniu 2015 r. w Chimbote w Peru nastąpiło długo oczekiwane wyniesienie na ołtarze polskich męczenników.