Przy pomniku Sybiraka zgromadzili się 17 września członkowie i przyjaciele oławskiego koła Związku Sybiraków.
Dziekan oławski, ks. Janusz Gorczyca poświęcił nowy krzyż oraz tablicę na cmentarzu przy ul. Zwierzynieckiej w Oławie – wymowne znaki postawione „W hołdzie Polakom pomordowanym, zaginionym i zmarłym »na nieludzkiej ziemi« w latach 1939–1959”. Wieńce, kwiaty i znicze złożyli przy nim przedstawiciele władz – m.in. starosta powiatu oławskiego, burmistrz Oławy, sybiracy, ich rodziny i przyjaciele, delegacje szkół.
Prezes oławskiego koła Związku Sybiraków, Aleksander Maciejewicz przypomniał obszernie fakty historyczne dotyczące wywózek na Sybir. Przywołał wspomnienia pani Weroniki, sybiraczki, która po wojnie zamieszkała najpierw we Wrocławiu, a potem w Oławie. Nadała im tytuł „Podróż poślubna”. – Moje marzenia były inne, nie myślałam o takiej podróży – zabrzmiały słowa z jej dziennika. – Byliśmy 3 miesiące po ślubie, marzyłam, aby pojechać za granicę na wczasy albo chociaż do Zakopanego, ale stało się inaczej. Nadszedł taki dzień, 10 lutego 1940 r. O godz. 3.00 weszło do mieszkania trzech NKWD-owców, w towarzystwie Ukraińca i policjanta (…). Kazali ubierać się i brać żywność na miesiąc. Powiedzieli, że będziemy przesiedleni i wkrótce wrócimy do domu… (…) Rodzice, dwie młodsze siostry, ja z mężem pojechaliśmy sańmi na stację Jasienica Polska. Tam, w zamkniętych bydlęcych wagonach, staliśmy 6 dni. Dzieci płakały z zimna i strachu. Pod te zamknięte wagony podchodzili ludzie, by podać jedzenie i coś gorącego do picia. Nie pozwolono. Postępowano z nami, jakbyśmy byli strasznymi przestępcami. Po 6 dniach pociąg ruszył. Tak zaczęła się moja podróż poślubna w nieznane…
Pani Weronika wspomina podróżujące z jej rodziną małżeństwo z czwórką dzieci. Maleństwa zachorowały i wszystkie po kolei umarły… Po 4-tygodniowej jeździe w zamkniętych wagonach, w jednym i tym samym ubraniu, z dziurą w podłodze jako ubikacją, przyszedł czas na podróż saniami zamarzniętą rzeką, do baraków w rejonie Czerwonko. – Pracowałam przy wyrębie lasu. Mężczyźni ścinali drzewa, kobiety obcinały gałęzie. Było bardzo zimno, 50-55 stopni poniżej zera… Pracowaliśmy 10 godzin dziennie, zapłatą była wodnista zupa i 400 gramów chleba…
Podobnych opowieści wśród osób zgromadzonych pod pomnikiem Sybiraka można było usłyszeć bardzo wiele. – Jednego, czego nie mogli nam, sybirakom, zabrać, były marzenia – mówił, wspominając tamte czasy, Aleksander Maciejewicz, sam urodzony przez mamę w drodze na wygnanie. Krzyż na oławskim cmentarzu – ufundowany przez Stanisława Jaśnikowskiego (w miejsce poprzedniego, który stał tu od 1995 r. – dzięki temu samemu fundatorowi) – jest dla sybiraków ważnym miejscem spotkań. W tym roku ogłoszono przy nim przyznanie Złotej Odznaki Honorowej za Zasługi dla Związku Sybiraków Iwonie Płaczek oraz Piotrowi Kołodziejowi.