Mszy św. we franciszkańskim kościele pw. św. Karola Boromeusza przewodniczył bp Andrzej Siemieniewski.
Homilię biskup pomocniczy wrocławski rozpoczął od nawiązania do wczesnochrześcijańskiego apokryfu "Didache". Zwrócił uwagę, że pismo rozpoczyna się słowami o dwóch drogach - życia i śmierci.
Zaznaczył, iż nowi błogosławieni - o. Zbigniew i o. Michał stali się promiennym znakiem, pokazującym, że to Chrystus jest drogą wiodącą do życia wiecznego.
Zebranych w kościele pw. św. Karola Boromeusza przekonywał, że uroczystość, która odbyła się w Chimbote wcale nie mają wspominać męczeńskiej i bohaterskiej śmierci, która kończy wszystko.
- Kiedy procesja liturgiczna wkraczała na stadion, gdzie miała się rozpocząć Msza św., rozbrzmiała pieśń radości. "Que alegria" (cóż za radość - przyp. red). Czy można, wspominając śmierć dwóch młodych ludzi, wykrzykiwać pieśń radości? Pewnie tak. Gdyż nie jest to śmierć jak wiele innych, jest to śmierć męczeńska, a męczennik od czasów starochrześcijańskich był uprzywilejowanym świadkiem przyjścia i paschy, a więc przejścia z tego świata do świata innego - mówił.
Tłumaczył, że ten świat to niebieskie Jeruzalem, w którym panuje "radość Pana". Zaznaczył, że z tego wynika również nasza radość. Nowi błogosławieni są już bowiem u celu.
- Stali się promiennym znakiem, przypominającym nam wszystkim, że istniej droga życia, którą można iść, że istnieje pewien szlak chrześcijański wyznaczony przez Chrystusa, który kończy się radością - wyjaśniał.
Bp Siemieniewski zwrócił także uwagę, że śmierć peruwiańskich męczenników stała się też widocznym znakiem konkurencji między drogą życia i drogą śmierci. Wspominał, że w latach 80. i 90. XX w. w Peru proponowano inną drogę, niż ta promowana przez franciszkanów.
- Pod kłamliwym mianem nazywało się to "Świetlisty Szlak". Taki określnik przybrała komunistyczna partia Peru. Dążenie, aby zamieniać cały kraj w ateistyczną, komunistyczną dyktaturę. I starły się te dwa dążenia, ta walka o serce i duszę peruwiańskiego ludu - dodał.
Przypomniał, że życie straciło ok. 30 tys. mieszkańców kraju.
- Z jednej strony pistolety maszynowe, rewolwery, dziesiątki tysięcy ofiar - śmierć, a z drugiej franciszkański habit, różaniec, Msza św., chrzest, kazanie, pomoc ubogim, troska o dzieci i młodzież, gdyż bojowanie nasze nie odbywa się orężem tego świata, ale mieczem ducha i Słowa Bożego. Takimi wojownikami drogi światła, drogi Chrystusa, drogi życia okazali się o. Zbigniew i o. Michał - kontynuował bp Siemieniewski .
Hierarcha przyznał, że okazali się zwycięzcami, choć początkowo wcale na nich nie wyglądali, gdy przeszyci kulami umarli w Pariacoto. Jednak ich śmierć jak ziarno, które trafiło na żyzną glebę wydało plon obfity.
Bp Siemieniewski tłumaczył jakie były okoliczności czasów duszpasterzowania w Peru polskich misjonarzy. Zaznaczył, że było wiele zagrożeń, ale również możliwości ucieczki.
Dziś wyniesieni na ołtarze franciszkanie i ks. Alessandro Dordi, który zginął kilka dni później z tych samych pobudek, nie skorzystali z okazji, bo chcieli pozostać do końca z tymi, do których zostali posłani.
- Są nadziei promiennym znakiem, bo można swoje życie stracić i można je odzyskać. Oni odzyskali swoje życie w Królestwie Niebieskim. Świadectwem tego jest wiara Kościoła - tłumaczył hierarcha.
Posłuchaj całej homilii bp. Andrzeja Siemieniewskiego:
W 1986 r. obaj franciszkańscy błogosławieni przyjęli z rąk kard. Henryka Gulbinowicza w kościele pw. św. Karola Boromeusza świecenia: o. Zbigniew - prezbiteratu, o . Michał - diakonatu Karol Białkowski /Foto Gość