Barwną inscenizacją autorstwa Bogdana Ludkowskiego rozpoczęło się wrocławskie świętowanie 1050. rocznicy chrztu Polski.
Nad Odrą, tuż pod pomnikiem kard. Bolesława Kominka, stanęła chrzcielnica, zgromadzili się wojowie, panny z wiankami na głowach, chór.
Widzowie śledzą najpierw sytuację, gdy książę Mieszko dochodzi do wniosku, że „potrzebna panna, by Piastów ród na szersze wody wypłynąć mógł”. Odkrywa, że wspaniałą kandydatką byłaby czeska Dobrawa, „lecz, by ją zdobyć – zauważa – posły doniosły, mam się nawrócić przez modły, posty, i przyjąć razem ze swoim ludem za Pana Chrysta. To będzie cudem...”.
Padają argumenty za i przeciw. Książę stwierdza ostatecznie: „Bogowie naszych ojców nic tu nie wskórali, przy Jezusie Chrystusie po prostu są mali, albo były to złudy i wcale ich nie ma, odtąd na ich imiona wieczna anatema...”. Po chwili dodaje: „Gnajcie, posłańcy, do Pragi z prędkością morskiego korabia, gdzieś między Gnieznem i Pragą na zrękowiny. Do Wrocławia!”.
Ktoś doradza: „Katechumenat i ślubne nauki najlepiej u Orzecha, wtedy Mieszko to kupi!”. Co prawda, jakiś Krzyżak żąda, by książę ochrzczony został w jego kraju, lecz na nic się to nie zdaje. Dobrawa, po przybyciu na miejsce, zapewnia, że to żaden czeski film, tylko poważne sprawy, a Mieszko przy niej „wyjdzie na ludzi”, choć nieco musi poprawić swój image. Ostatecznie odbywają się chrzest oraz zaślubiny (państwo młodzi wymieniają wianki), brzmią słowa „Bogurodzicy”.
Radość nie trwa długo. Znienacka nieprzyjaźni sąsiedzi rzucają hasło, by Słowian... skłócić. Dochodzi do bijatyki polsko-czeskiej. Mieszko zagarnia Śląsk. Na scenie wydarzeń pojawiają się nawet... kibice Śląska Wrocław z pieśnią "Hej Śląsk", a książę słyszy, że – ponieważ krwią i mieczem włączył tę krainę do swego państwa – w przyszłości niejeden cień nad nim zamajaczy. W nieco kabaretowym stylu pojawia się zapowiedź perturbacji związanych z imieniem „Bolek” (Bolesław to także imię teścia Mieszka), ale i zagrożeń dla tożsamości Europy. Ratunek? Dbałość o jej chrześcijańskie korzenie. Rozlega się pieśń „Chrystus wodzem, Chrystus królem...” i wszyscy w barwnym korowodzie – w którym kroczą przedstawiciele różnych epok – udają się w stronę katedry.
Już przed Mszą św., której przewodniczył abp Józef Kupny, można było podziwiać repliki insygniów koronacyjnych królów Polski zrekonstruowane staraniem Adama Orzechowskiego.
Zobacz także TUTAJ