W ramach Europejskiego Forum Młodych im. Bolesława Kominka w CODA "Maciejówka" odbyła się prelekcja, w której wzięli udział brat Marek z Taizé i ks. Mirosław Maliński, duszpasterz akademicki.
Brat Marek opowiadał na wstępie o początkach wspólnoty z Taizé i o drodze odkrywania przez jej założyciela, br. Rogera, swojej ekumenicznej misji i poszukiwania jedności chrześcijan. Przypomniał, że na początku nie było celem br. Rogera przyciągnięcie do Taizé młodzieży. To wynikło z rozeznania pierwszego przeora i otwartości, którą się kierowali.
Podkreślił także, że bracia nigdy nie chcieli wiązać młodych ze wspólnotą. - Ideą jest przyjmowanie młodych na tygodniowe doświadczenie modlitwy, jedności i pogłębiania jej między sobą. Zawsze mówimy młodym, żeby wracali do swoich wspólnot parafialnych. Zrozumieliśmy jednak też dość szybko, że wielu z nich wraca do swoich parafii, które się starzeją lub przeżywają kryzysy. Powstała więc myśl, by młodym towarzyszyć w tej drodze. Stąd pomysł na stworzenie „pielgrzymki zaufania przez ziemię”. Kolejnymi etapami są najróżniejsze inicjatywy, które pomagamy zorganizować na całym świecie. Największe jest Europejskie Spotkanie Młodych, które w tym roku odbędzie się w Rydze - mówił.
Ks. Mirosław "Malina" Maliński zapytany o to, czy trzeba mieć kondycję do pojednania, dzielił się własnym doświadczeniem. - Długo żyłem przekonaniem, że pojednanie to kapitalna rzecz, ale nie dla mnie. Bo żeby się z kimś pojednać, to trzeba być z kimś w konflikcie, a ja z nikim w nim nie byłem - wspominał.
Pierwszym odkryciem było więc, to że jest w konflikcie prawie ze wszystkimi i te konflikty wcale nie są takie słabe. - Odkryłem, że trudno mi się pogodzić z innymi, ale również ze sobą samym, z różnymi faktami z mojego życia. Trudne było to dla mnie do przyjęcia, że konflikt jest we mnie i wobec tego problemu jestem bezradny. To był moment, kiedy zacząłem odczuwać potrzebę pomocy Bożej. Żeby z kimkolwiek się pojednać trzeba najpierw się pojednać z samym sobą. Tu nie chodzi tylko o akceptację, ale o pokochanie swojego życia jako wydarzenia - wyjaśniał duszpasterz akademicki. - Pojednanie jest trudne. Wymaga namysłu, modlitwy.
Po dyskusji odbyła się modlitwa o pojednanie chrześcijan w kościele rektoralnym św. Macieja. Modlitwie towarzyszyły śpiewy z Taizé Karol Białkowski /Foto Gość Br. Marek dodał, że nie można planować pojednania teoretycznie, ale trzeba działać. Przypomniał, że każdy z nas może zrzucić na Chrystusa wiele rzeczy i pozwolić mu działać w nas. - Pojednanie zaczyna się wtedy, gdy modlę się nie o to, bym sam sobie z czymś dał radę, ale gdy Chrystusowi oddaję swoje życie, swoją słabość, aby moja kruchość była bramą, przez którą On przechodzi. Wtedy małe rzeczy są początkiem czegoś większego - wyjaśniał. A ks. "Malina" uzupełnił: - W sztuce pojednania chodzi o to, by codziennie zrobić coś niewielkiego.
Opiekun "Maciejówki" zauważył, że zestawienie kard. Bolesława Kominka i br. Rogera nie jest przypadkowe. On przeczuwał, że rozdarcie religijne nie jest bez znaczenia dla konfliktów, które się rodzą. Przypomniał, że wspólnota braci rodziła się w okresie wojny. - Co można zrobić? Zebrać kilku ludzi, zupełnie różnych od siebie, z różnych Kościołów i zacząć żyć wspólnie - pojednaniem - zauważył.
Ksiądz "Malina" zaznaczył, że kard. Bolesław Kominek nie mógł nic zrobić - wojna się skończyła, a pojednania nie było. Mógł tylko napisać list, który sprowokował, nabrał ogromnego znaczenia. Dlaczego? List był odważny i prawdziwy.
Br. Marek przypomniał, że ten list wzbudził ogromny sprzeciw. Zaznaczył, że robił on ogromne wrażenie. To były lata 60. XX w. i w pełni działająca propaganda antyniemiecka, a list opowiadał w sposób spokojny historię relacji polsko-niemieckich i na końcu prosił o przebaczenie.
Goście spotkania zapytani o modę na pojednanie - czy ona jest lub czy przyjdzie - przyznali zgodnie, że nie można na tę kwestię patrzeć w ten sposób. - Albo pojednanie, albo się pozabijamy - mówił ks. Maliński. - Mam nadzieję, że moda na pojednanie nigdy nie przyjdzie, bo mody przemijają.
Brat Marek natomiast uzupełnił, że pojednanie ma zawsze wymiar praktyczny. Z jednej strony dotyczy nas samych, a z drugiej ma swoje odbicie społeczne. Zwrócił uwagę, że wielkim wyzwaniem jest pojednanie z ludźmi ubogimi, potrzebującymi pomocy, z ludźmi z Południa.
- W przeżywaniu pojednania jest wiele radości. Pokonanie czegoś, co utrudnia nam życie w pojednaniu, jest zawsze wielką radością - zaznaczył.
Posłuchaj całego panelu dyskusyjnego, który prowadzi Joanna Bigos z fundacji "Młoda Rzeczpospolita":
cz. 1
cz. 2