- Nie idziemy po to, żeby się pomęczyć. Są pewnie na to lepsze sposoby. Idziemy, by we wszystkim, co przeżywamy - i w trudzie, i w radości - odkryć Bożą miłość - mówił o. Marcin Jeleń OP podczas Mszy św. rozpoczynającej EDK z Wrocławia na Ślężę.
– W sumie w naszej EDK idzie 530 osób, czyli ok. 100 osób więcej niż w zeszłym roku. Najwięcej ludzi wybrało najkrótszą trasę – pomarańczową (50 km; pozostałe liczą 52, 63 i 78 km). Zapisało się na nią 288 uczestników – wyjaśnia koordynator rejonu Wrocław-Dominikanie Szymon Frydrych, dodając, że dochodzi zwykle około połowy lub dwóch trzecich ruszających w drogę. Jako koordynator otaczał modlitwą wszystkich zapisanych. Śledził uważnie intencje, jakie podawali. – Są najróżniejsze. Ktoś napisał, że idzie, bo "dziewczyna mu kazała", ktoś chce przezwyciężyć kryzys wiary; ludzie wyjaśniają, że chcą skosztować czegoś nowego w swojej wierze, poczuć, że Droga Krzyżowa boli. Tegoroczne hasło dotyczy przełomu. Dla wielu nastąpił już, gdy "przełamali się", by się zapisać... Trzeba pozwolić Bogu działać, by dokonywał w naszym życiu przełomu, kiedy i jak chce.
– Idę drugi raz. EDK to piękny czas spędzony z Panem Bogiem i sobą na rozważaniu w ciszy i mroku – mówi Mariusz. – Na końcu czuje się zmęczenie, zimno, wszystko boli. Wtedy można sobie wyobrazić trochę, jak Jezus musiał cierpieć za nasze grzechy – tłumaczy. Dodaje, że trasa pomarańczowa, choć najkrótsza, ma bardzo ostre podejście na szczyt góry. Można "poczuć smak" wejścia na Kalwarię.
– Od paru lat chciałam iść na EDK, ale obawiałam się, czy dojdę. W końcu pomyślałam: "Skoro tyle lat dochodzę do Częstochowy, to może i tu dam radę" – mówi Mariola z oławskiej grupy jasnogórskiej pielgrzymki. – Byłam przed Najświętszym Sakramentem i mówię: "Panie Boże, jak dasz 5 km, to przejdę 5, jak dasz 10 km, to przejdę 10, jak dasz 50, to 50 km... Chcę poczuć choćby namiastkę tego, co cierpiałeś".
Wśród uczestników EDK znalazł się także Karol Białkowski, kierownik wrocławskiego GN. Idzie, modląc się w konkretnej intencji – o zdrowie córeczki znajomych, która jest chora na raka i lada dzień ma przejść operację wycięcia guza. – Modlimy się razem ze znajomymi o uzdrowienie, ale i o siły dla rodziców. To ta intencja zmobilizowała mnie do udziału w EDK – wyjaśnia. – Nie mogę powiedzieć, że się nie boję, ale Pan Jezus w Ogrójcu też się bał i podjął wyzwanie... Choć jestem dobrym piechurem, starym pielgrzymem, liczę się z tym, że mogę nie dojść. Jeśli tak się stanie, nie będzie to dla mnie porażka. Szanuję ludzi, którzy schodzą z trasy, widząc, że może ucierpieć ich zdrowie. Trzeba do tego ogromnej pokory. Nie chodzi o sukces sportowy, ale o duchowy owoc. Przynosi go już samo wyjście, podjęcie trudu w określonej intencji.
O. Jeleń zachęcał do osobistego spotkania z Jezusem w nocnej ciszy. – Znak krzyża to znak zwycięstwa, nie porażki. To znak zbawienia. Idziemy, by na Ślęży po raz kolejny sobie przypomnieć, że jesteśmy zbawieni – mówił, życząc odkrycia, że to Bóg ekstremalnie działa w naszym życiu – Bóg, którego wciąż jeszcze nie znamy. Jego miłość jest większa, bardziej zachwycająca, niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić.
Zobacz ZDJĘCIA