Przy wyjściu na matę zawsze wykonuje dumnie znak krzyża. Po walce także, bez względu na to, czy jest wygrana, czy przegrana.
Michał Bąbos wywodzi się z małej miejscowości niedaleko Łodzi. Jako dziecko miał dużo energii, ale nie wiedział, gdzie ją dobrze spożytkować. Kiedy zainteresował się jednym ze sportów walki: karate, musiał do niego mocno przekonać rodziców. I dobrze, że się udało. Teraz 4-krotny mistrz kraju i jeden z czołowych zawodników na świecie jest polską szansą medalową na igrzyskach The World Games 2017.
Od 12 lat trenuje karate. Obecnie mieszka we Wrocławiu, ponieważ tutaj studiuje. W swojej ukochanej dyscyplinie sportu startuje w dwóch federacjach: WKF (World Karate Federation) i Shotokan. W pierwszej jest 4-krotnym Mistrzem Polski Seniorów i brązowym medalistą Pucharu Świata. W tej drugiej zdobył pierwszy w historii dla naszego kraju złoty medal na Mistrzostwach Świata w konkurencji kumite indywidualne seniorów.
- Wierzę w Boga i nie ukrywam, że zawsze przy walkach ta myśl mi towarzyszy. Sportowcy swoje zmagania dedykują różnym osobom: ukochanym, przyjaciołom, rodzinom. Ja swoje walki dedykuje Bogu, na Jego chwałę - mówi Michał Bąbos.
Przy wyjściu na matę zawsze wykonuje dumnie znak krzyża. Po walce także, bez względu na to, czy jest wygrana, czy przegrana.
- Nie modlę się o zwycięstwo za wszelką cenę, tylko jeśli jest zgodne z planem Bożym. Wkładam maksymalnie dużo pracy, resztę zostawiam Bogu - kwituje zawodnik karate. W jego ocenie wiara i sport naturalnie się uzupełniają i mogą się nawzajem wspierać.
- Przy porażce wielu ludzi się załamuje. Ja niedawno miałem słabszy okres w sezonie, ale nie poddałem się, bo nie wyobrażam sobie, żebym mógł to zrobić z powodu sportu. Bóg jest najważniejszy, a jest jeszcze spora lista rzeczy istotniejszych niż karate - tłumaczy M. Bąbos.
Rozmawiając o wierze Michał podaje przykład swojej babci. - Była dla mnie wzorem i co ważne, nie robiła mi nachalnej katechezy, ale dając wzór życia swoją codzienną postawą. Mam ciągle przed oczami, jak odmawiała Różaniec. Nie miała łatwego życia - opowiada reprezentant Polski w karate.
Różaniec stał się z biegiem czasu jego ulubioną modlitwą i, jak sam stwierdza, największą bronią nie tylko w sporcie, ale i w codziennym życiu. To, oprócz wysokich umiejętności, wyróżnia go w środowisku sportowców.
- Na początku różnie mnie odbierano. Pojawiało się zdziwienie i trochę uszczypliwych komentarzy. Nie przejmowałem się, bo mam silną osobowość. Teraz kumple z reprezentacji przyzwyczaili się do tego, że widzą mnie na zgrupowaniach, jak modlę się na różańcu. Może dlatego, że robię to codziennie (śmiech) - mówi Michał Bąbos.
Oprócz tego uczęszcza na Mszę św. co niedzielę, ale także, jeśli czas pozwala, w tygodniu. Jak doszedł do dojrzałej wiary?
- Nie miałem jakiegoś momentu przełomowego, spektakularnego nawrócenia. To był proces. Pochodzę z rodziny umiarkowanie religijnej. Miałem kolegę, który w pewnym momencie mnie zainspirował. Zacząłem się dowiadywać coraz więcej o religii chrześcijańskiej, czytać książki, poznawać coraz lepiej i świadomiej doktrynę chrześcijańską - wspomina sportowiec.
Jak podsumowuje, swojej wiary się nie wstydzi, bo wszystko zawdzięcza Panu Bogu. - Relacja z Nim nadaje mojemu życiu głębszy sens. To coś więcej niż emocje, sukcesy, medale. A w Polsce bywa z tym podejście różnie. Już nawet się dziwnie patrzą, gdy przeżegnasz się przed jedzeniem w restauracji - podsumowuje Michał Bąbos.
Mistrz Polski w karate zachęca do odmawiania modlitwy różańcowej Maciej Rajfur /Foto Gość Utytułowany sportowiec podkreśla, że zdolności i cechy charakteru, które zdobył trenując karate, przekłada na inne płaszczyzny życia będąc lepszym człowiekiem. Jest także patriotą.
- Czuję dumę, kiedy wkładam koszulkę z orzełkiem i wielkie wzruszenie słuchając hymnu narodowego. Za granicą z chęcią pokazuję się w strojach sportowych w biało-czerwonych barwach. Wygrywam i przegrywam dla Polski - mówi Michał Bąbos.
Kiedy zaczynał przygodę ze sportem, internet, komputery, smartfony nie były tak powszechne. A dzisiaj wielkim zagrożeniem dla dzieci i młodzieży staje się stagnacja i zasiedzenie w domu, mimo że możliwości uprawiania sportu w Polsce z roku na rok rosną.
- Każdy może znaleźć coś dla siebie, tym bardziej w większych miastach, takich jak Wrocław. Trzeba na wszelkie sposoby zachęcać dzieci do ruchu. Ja nie miałem takich okazji. W mojej wiosce była tylko piłka nożna i karate - wspomina mężczyzna. Zaznacza przy tym, że sport rozwija nie tylko fizycznie, ale również interpersonalnie, psychicznie i społecznie.
Jakie cechy zadecydowały, że Michał Bąbos osiąga sukcesy? - Zawziętość, chęć dążenia do celu. Jako dziecko byłem uparty jak osioł, w złym tego stwierdzenia znaczeniu, ale przekułem to w zaletę: silne samozaparcie - wyjaśnia.
Karateka z Wrocławia na The World Games wystartuje z dużymi nadziejami. - Przyjedzie ścisła czołówka: mistrz świata, mistrzowie kontynentów, więc nie będzie łatwo, jednak niedawno, zdobywając trzecie miejsce i wygrywając z najlepszymi w Pucharze Świata, udowodniłem swoje możliwości, dlatego liczę, że podczas igrzysk potwierdzę to kolejny raz. Medal to moje marzenie i myślę, że jest w zasięgu moich umiejętności - ocenia M. Bąbos.