Monika Kuszyńska, była wokalistka Varius Manx, o tym, jak to jest otrzymać życie po raz drugi i o wierze, która potrafi podnieść z kryzysu.
Maciej Rajfur: 28 maja 2006 roku wraz z członkami zespołu Varius Manx miała Pani poważny wypadek samochodowy pod Miliczem, który skończył się dla Pani paraliżem od pasa w dół. Zaczęła Pani poruszać się na wózku inwalidzkim. Teraz, po 12 latach, niejako wraca Pani do Milicza, by zagrać koncert na rzecz ludzi z niepełnosprawnością. Historia jakby zatacza koło. Jak Pani do tego podchodzi? To sprawia, że ten koncert jest w pewnym sensie wyjątkowy?
Monika Kuszyńska: Staram się nie myśleć o Miliczu jako o miejscu, w którym spotkało mnie coś złego. Nie przywiązuję wagi do takich symboli. Jadę tam z radością, jak wszędzie, gdzie jestem zapraszana i wiem, że mogę zrobić coś dobrego. Każdy mój koncert uważam za wyjątkowy i ten z pewnością również taki będzie. Bo każde miejsce to nowe spotkanie z ludźmi i magia chwili.
Czy muzyka może w jakikolwiek sposób (mentalny, psychologiczny, duchowy) pomagać w walce z trudnościami, np. takimi jak niepełnosprawność, wypadek lub innymi nieszczęściami, które spotykają ludzi?
Muzyka potrafi koić, wiem o tym dobrze. Jestem muzykoterapeutką i w trudnych chwilach testowałam na sobie jej działanie. Pomagało. Zwłaszcza, gdy piękne dźwięki szły w parze z mądrą, wartościową treścią. Dziś, kiedy sama piszę słowa, staram się, by zawierały jakieś dobre przesłanie, myśl, która może pocieszyć, dać wsparcie, nadzieję. Wiem, że to pomaga.
Proszę w kilku zdaniach opowiedzieć, czy i jak zmieniło się Pani podejście do życia po wypadku? Jak wpłynął on na Pani światopogląd, osobowość?
Większość ludzi, których spotykam na swojej drodze, a którzy, tak jak ja, przeszli przez coś trudnego, odpowiada podobnie. Zaczęłam przede wszystkim cenić życie. Bo to tak, jakby dostać je po raz drugi. Dlatego staram się cieszyć drobnymi rzeczami, doceniać to, co mam. Wiem, co jest dla mnie ważne, a to co nieważne, zostawiam w tyle. Zrozumiałam, jak ogromna jest rola drugiego człowieka i że my sami możemy być wielkim oparciem dla innych. To jedynie ułamek tego, co się zmieniło. Mam dziś w sobie dużo więcej spokoju i pokory. Ale też wiem, że jestem bardzo silna. W takiej sytuacji wiele się można o sobie dowiedzieć.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że zaraz po wypadku Pani świat się zawalił, myślała Pani, że nie ma już żadnych perspektyw, że to po prostu koniec. Ale jednak nie poddała się Pani tym czarnym scenariuszom. Każdy z nas w życiu czasem spotyka na swojej drodze ścianę, która wydaje mu się nie do przejścia. Co należy wtedy zrobić?
Nie ma jednej recepty i każdy postawiony w podobnej sytuacji musi sam znaleźć drogę. Mnie pomagała wiara w to, że wszystko jest po coś, że ma jakiś głębszy sens, którego jeszcze nie rozumiem, ale ufam, że prowadzi to w dobrą stronę. Wokół mnie piętrzyły się ludzkie historie, niekiedy trudniejsze od moich. Ci ludzie byli pozytywni, krok po kroku wychodzili z kryzysu. Byli dla mnie przykładem i inspiracją. Wiedziałam, że nie jestem jedynym człowiekiem na świecie, który cierpi i który musi sobie z tym cierpieniem poradzić. Ponadto okazało się, że tak jak w innych, drzemie we mnie ogromna siła, dzięki której udaje się pokonać wiele słabości. Oczywiście dziś z perspektywy czasu mówi się o tym łatwo i na chłodno. Wtedy łatwo nie było. Ale się udało.
Została ambasadorem zorganizowanych w Krakowie Światowych Dni Młodzieży 2016. Co to dla Pani znaczy?
To była niesamowita okoliczność, a ja czułam się wyróżniona tym, że mogę się znaleźć w zacnym gronie ambasadorów.
Jak Pani odbiera takie projekty jak ten, który organizuje Milickie Stowarzyszenie Przyjaciół Dzieci i Osób Niepełnosprawnych? Zapraszają uznanych artystów, którzy swoim głosem przyciągają ludzi, by ci wsparli choć drobną cegiełką ich niezwykle ważną działalność.
Jestem niezmiernie wdzięczna i pełna podziwu dla ludzi, którym chce się organizować takie przedsięwzięcia. Sama w potrzebie otrzymałam od innych wiele wsparcia i wiem, jak jest ono ważne. Widzę wokół siebie sporo podobnych inicjatyw, sama często biorę w nich udział i jestem szczęśliwa, że tak wielu jest dokoła dobrych ludzi, chętnych do pomocy. Taka pomoc, czasem choćby jedynie obecność, potrafi uratować życie. Dlatego zaangażowanie w dobroczynność jest nie do przecenienia.