Świątniki to niewielka wioska, położona zaledwie kilka kilometrów od Sobótki. Na jeden dzień staje się miejscem, do którego ściągają ludzie z całej Polski, a może nawet z całego świata. A wszystko przez jedną Panią…
Biskup Jan Bagiński z Opola miał łzy w oczach, kiedy w ubiegłym roku pierwszy raz wszedł do kościoła w Świątnikach i zobaczył znajdujący się w głównym ołtarzu wizerunek Matki Bożej Bolesnej z Niewirkowa. – Przed tym obrazem był chrzczony, pierwszy raz przyjął Komunię Świętą, sakrament bierzmowania. Nie zdążył jednak odprawić Mszy św. prymicyjnej. Sprawując Eucharystię w czasie I Ogólnopolskiego Spotkania Miłośników Wołynia, przeżywał swoje prymicje – opowiada proboszcz ks. Zbigniew Słobodecki. Obecność Pani Niewirkowskiej w należącej do parafii w Nasławicach wsi zadecydowała o tym, że tutaj chcą spotykać się dawni mieszkańcy Wołynia oraz miłośnicy Kresów. Na Dolny Śląsk wizerunek Maryi przywieźli dwaj bracia Antoni i Marian Filończukowie. Jak opowiada Wanda Kluza, córka pana Mariana, jej rodzice często wspominali, że w czasie ataku banderowców Polacy schronili się w niewirkowskim kościele. – Kilka dni banderowcy oblegali świątynię, bezskutecznie próbując ją podpalić. Po pewnym czasie wycofali się, a miejscowa ludność była przekonana, że to kolejny cud za wstawiennictwem Matki Bożej – mówi pani Wanda. Dodaje, że do świątyni w Niewirkowie przychodziły pielgrzymki. Ludzie pieszo pokonywali kilkadziesiąt kilometrów, by uczestniczyć w uroczystościach odpustowych. – Mój ojciec był wtedy kościelnym. Wiele razy opowiadał o uzdrowieniach, które dokonały się przy tym obrazie. Kiedy trzeba było opuścić Wołyń, tato pani Wandy wraz z bratem spakowali do skrzyń wizerunki: Matki Bolesnej oraz Matki Bożej Różańcowej. Aby przewieźć je przez granicę, obłożyli bagaż sianem, na którym leżały dzieci.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.