Bardzo się zdziwiłem, gdy zobaczyłem go pod katedrą wrocławską tuż przed wyruszeniem na pielgrzymkę trzebnicką. Dlaczego? Jakoś nigdy nie zauważyłem, aby zależało mu na relacji z Panem Jezusem. Fakt, nie widzieliśmy się ładnych kilka lat...
Znamy się z sąsiedztwa i z jednej klasy w podstawówce. W pierwszym momencie pomyślałem, że kogoś tylko odprowadził i zaraz zniknie, ale gdy zobaczyłem, że wyruszył razem z nami, podszedłem do niego, by pogadać. Trochę zdziwił mnie tatuaż na jego głowie, ale przecież dzisiaj wiele osób sprawia sobie taką „przyjemność”. To, co usłyszałem podczas naszej rozmowy, prawie wbiło mnie w ziemię. Mój kolega opowiedział mi w skrócie historię kilku ostatnich lat. Co skłoniło go do wyruszenia na szlak? Wiara, że Jezus Chrystus może podnieść człowieka z nawet największego bagna.
Jak się okazało, przez jakiś czas prowadził studio tatuażu w Warszawie. Było pięknie i miło, a na ciele pojawiały się kolejne rysunki. Od samego początku była to swego rodzaju pasja bez żadnego podtekstu ideologicznego – tak się wtedy wydawało. Zupełnie nieświadomie, a raczej z przymrużeniem oka pojawiły się również symbole okultystyczne. Wtedy zaczął się dramat. Wszystko, co do tej pory funkcjonowało bez zarzutu, zaczęło się psuć, nawet zdrowie.
Nie chciałem wchodzić w szczegóły, bałem się tego, co usłyszę. I tak jego wyznanie zrobiło na mnie ogromne wrażenie. On jest przekonany, że z szatańskiej mocy właśnie w tych dniach wyciąga go Chrystus. Wejście do kościoła, jakaś nieskładna modlitwa, potem Pismo Święte i decyzja, że chce coś w swoim życiu zmienić i tak trwa to od... miesiąca. Oprócz zmiany duchowej chce „coś” zrobić ze znakami na swoim ciele. Usunięcie tatuaży to jednak spory wydatek, ok. 3 tys. zł za jeden. Mimo że bardzo mu z nimi źle, musi jeszcze trochę wytrzymać... Słońce grzało jak na październik dość mocno, a on cały czas szedł w kurtce. Obawiał się, że ktoś zobaczy, jak wymalowane są jego ręce i się wystraszy. A tak było widać tylko różaniec na palcu i... szczęście na twarzy, że poznaje ludzi, którzy chcą żyć tymi wartościami, jakie od miesiąca i dla niego są ważne.
Środowisko, w którym się do tej pory obracał, nie potrafi go zrozumieć i szydzi z jego decyzji. On postanowił jednak wytrwać mimo wszystko. Wie, że czeka go jeszcze wiele prób, i ma obawy, czy da radę przeciwstawić się złemu, ale decyzja o podjęciu walki już zapadła. Niech mu się powiedzie. Życzę mu tego i proszę Ciebie, drogi Czytelniku, o modlitwę za niego i... za mnie o siły do ciągłego nawracanie się.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo w przeciągu kilkudziesięciu minut pielgrzymki uświadomiłem sobie, jaki ja jestem słaby, a mój kolega odważny. Rozpoczęty Rok Wiary ma nas zmobilizować do pogłębiania relacji z Bogiem i do mężnego jej wyznawania. On podjął to wyzwanie, ale czy podejmę je ja? Czy podejmiesz je Ty? Każdy decyduje o sobie. Nie zmarnujmy czasu!