Zakończyły się Międzynarodowe Spotkania Muzykujących Rodzin. Rozśpiewane siostry, bracia, ojcowie, teściowie i ciotki przynieśli na Dolny Śląsk melodie z Podhala, spod Babiej Góry czy z Białorusi.
Wszystko zaczęło się w latach 70. Pewnego razu pan Marek Rostecki, pracujący wówczas w Wojewódzkim Domu Kultury, usłyszał od swojego dyrektora: Chcesz mieć urlop w lipcu? Jeśli tak, do tego czasu wymyśl imprezę która będzie sztandarowa dla Wojewódzkiego Domu Kultury. I tak pan Marek, inspirując się nieco programem red. Bożeny Walter, doprowadził do zorganizowania we Wrocławiu Spotkań Muzykujących Rodzin – na których bywało swego czasu nawet do kilkuset osób i gdzie swoją przygodę z estradą zaczynało wielu znanych wykonawców. W tym roku impreza – organizowana przez Polskie Stowarzyszenie Estradowe „ POLEST” przy współpracy z Instytutem Muzyki i Tańca – powróciła do Wrocławia. Wśród wykonawców, którzy wystąpili pierwszego dnia w Klubie Muzyki i Literatury, znalazł się tercet sióstr z Makówki (wzbogacony o malutką córeczkę jednej z nich, która uroczyście odśpiewała kołysankę jaką nuci swojej siostrze Darii), zespół Mitlos oraz rodzina Bugajskich.
Siostrzana ekipa przyjechała do Wrocławia z okolic Puszczy Białowieskiej. Oczarowała słuchaczy ukraińskimi i białoruskimi utworami wykonywanymi a cappella. Była wśród nich pieśń o dziewczynie, która wyhaftowała ukochanemu koszulę, pieśń weselna, o Romanie i Kasi, a także opowiadająca o nieszczęśliwej miłości. Zespół Mitlos z Ligoty Pięknej pod Wrocławiem do niedawna złożony był z państwa Ulatowskich – taty Piotra, jego córek Asi i Basi, syna Pawła – oraz jednej osoby spoza rodziny: Józka Gruszki, prawdziwego górala. Ostatnio jednak ten ostatni związał się na dobre z Ulatowskimi jako świeżo upieczony mąż Asi i tym sposobem znów zespół jest w pełni „rodzinny”. – Zaczęliśmy grać z wielkiej pasji do muzyki cygańskiej i góralskiej – opowiada Basia. Do rozwoju takiej pasji przyczyniły się m.in. wakacje w Pieninach, wyjazdy na Podhale, muzykowanie z wrocławskimi Romami. – W naszej muzyce trzymamy się Karpat – tłumaczą. Wykonali więc pieśni rodem z polskiej strony Tatr, a także ze słowackiej oraz pieśni romskie.
Wielka miłość do gór płynęła z muzyki państwa Bugajskich – taty, jego trzech córek i syna. – Kiedy urodziło nam się trzecie i czwarte dziecko, pomyśleliśmy z żoną że trzeba coś wymyślić, żeby nam na głowę nie powchodziły. I tak postanowiliśmy nauczyć je grać – tłumaczył z uśmiechem szef zespołu. Bugajscy zabrali słuchaczy w muzyczną podróż pod szczyt Babiej Góry, a także m.in. w okolice Żywca.