Wysoki poziom prac, cenne nagrody oraz przede wszystkim radość zwycięzców – tak w skrócie można opisać zmagania uczniów III klas gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych w walce o Laur Złotego Pióra.
Miejsce III, Marlena Ślęzak, Zespół Szkół nr 23 we Wrocławiu - Technikum nr 12
Sport jako wyzwolenie z wirtualnej rzeczywistości.
„Ludzie nie ruszają się już tak bardzo jak kiedyś.” Owo stwierdzenie jest początkiem dyskusji, którą wielokrotnie rozpoczynałam ze swoimi przyjaciółmi. Uważam, że sport istotnie jest wyzwoleniem od wirtualnej rzeczywistości, ale by nakłonić innych, by skorzystali z tego wyzwolenia trzeba zastanowić się dlaczego go potrzebują. Czemu gry komputerowe i Internet z taką łatwością wciągają nas w swój świat? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie i wskazać drogę tym , którzy zatracili się w wirtualnym świecie.
Pierwszą rozmowę przeprowadzam z bratem. Jest to zadanie trudne, bo siedzi on przed komputerem, na monitorze błyskają jaskrawe promienie, od których łatwo można dostać epilepsji, głośne huki wydobywają się z głośników, klawiatura otrzymuje co parę sekund brutalne ciosy w postaci natarczywych kliknięć, myszka jest nerwowo szarpana na wszystkie strony, a mój brat wykrzykuje jakieś polecenia do mikrofonu. Polecenia są niewątpliwie skierowane do jego internetowych towarzyszy, a nie do mnie. Obserwuję go uważnie i zaczynam się zastanawiać dlaczego tak bardzo zależy mu na czymś, co istnieje tylko i wyłącznie dzięki zestawie misternie poskręcanych kabli. Spoglądam na monitor, który nadal razi masą kolorów i widzę awatara mojego brata występującego w jednej z jego gier. Nie orientuję się, czym lub kim jest, ale wystarczy mi niewolnicze oddanie maszynie widoczne w jego wzroku by wiedzieć, że postać nie ma znaczenia. Liczy się gra.
Wreszcie wszystko się kończy. Nagle kolory przestają atakować widza, klawiatura ma szansę odpoczynku, a myszka zdoła zebrać siły do kolejnej godzinnej szarpaniny. Brat ściąga słuchawki i przeciera oczy. Zerkam na zegarek, by sprawdzić jak dużo czasu minęło, odkąd zamarł w jednej pozycji i wlepił oczy w ekran. Godzina. Szybko korzystam z tego, że poświęca mi swój czas, chociaż wiem, że gra nie ucieknie i można ją w każdej chwili włączyć. Rozmowa zaczyna się spokojnie, brat odpowiada raczej flegmatycznie. To moje pierwsze spostrzeżenie. Jeszcze kilka minut temu był ożywiony. Zaledwie oderwał się od wirtualnego świata, a już wpadał w jakiś dziwny letarg. Pytam, co sądzi o braku ruchu wśród ludzi w dzisiejszych czasach. Zastanawia się chwilę, po czym szykuje się do odpowiedzi. I nagle, kiedy już mam usłyszeć odpowiedź, mój brat zamiera. Jakiś głos dochodzący z głośników paraliżuje go tylko na chwilę, po czym powoduje, że brat rzuca się w stronę klawiatury. Na ekranie, niczym pokaz fajerwerków, znów wybuchają kolorowe światła. Wiem, że straciłam z nim kontakt na kilka godzin. Nie rezygnuję jednak i przyglądam się temu, co robi. Wielokrotnie spotykałam się z takim zachowaniem. Mój brat nie jest jedyny. Moi koledzy, bliżsi przyjaciele, a nawet rodzina potrafią zniknąć na całe dnie w wirtualnym świecie. Co jest tego przyczyną? By dowiedzieć się więcej, postanawiam zrezygnować z rozmowy. Decyduję się na doświadczenie. Czekam kolejną godzinę aż oczy mojego brata całkowicie sprzeciwią się wpatrywaniu w kolorowe obrazki i siadam przed monitorem. Włączam jedną z gier brata, uprzednio sprawdziwszy pocztę, facebooka, portale plotkarskie, elektroniczny dziennik i inne mniej ważne rzeczy. Całkiem przypadkiem patrzę na zegarek. Minęło czterdzieści pięć minut. Jestem zszokowana. Przecież usiadłam ledwie kilka chwil temu! Jak to możliwe, że minęło tyle czasu? Przejrzałam raptem kilkaset stron, to nie powinno mi tyle zająć. Ale jednak zajęło. Jestem na dobrej drodze do zrozumienia idei wirtualnej rzeczywistości i (niestety) dołączenia do niej.
Pośpiesznie wyłączam przeglądarkę i uruchamiam grę. Znów huk z głośników i oczobójcze iskierki. Na początku kontroluję to, co robię. Czas mija, a ja dopiero pod koniec zdaję sobie sprawę, że zachowuję się tak jak brat. Na blacie biurka leży puszka pepsi i jakieś orzeszki. Nie pamiętam, w którym momencie zniknęły i o której poszłam po następną porcję. Gra się skończyła, czuję się dziwnie. Oczy mnie bolą, a gdy je zamykam, nadal widzę sceny z gry. Jestem najedzona, nie czuję pragnienia, a wewnątrz mnie formuje się coś na kształt satysfakcji. Właśnie udało mi się zabić głównego przeciwnika w grze. Spore osiągnięcie. Ale przecież to wszystko wydarzyło się na monitorze komputera. Wystarczyły dwie godziny abym zatraciła się w tym świecie. Co czułam, wcielając się w swoją postać, uciekając przed przeciwnikami, skacząc z dużych wysokości, wpadając w pułapki i w ostatniej chwili z nich uciekając, wędrując po kosmosie, badając planetę po planecie, zapoznając się z ludźmi znajdującymi się na drugim końcu świata? Wszystko to przeżyłam, siedząc w domu przed komputerem. Musiałam tylko usiąść wygodnie i kilkoma skinieniami nadgarstka sprawić, że dołączyłam do tego świata. To zatrważająco łatwy sposób na zabicie czasu. Powstrzymuję się przed włączeniem kolejnego etapu gry. Wiem już, dlaczego tak łatwo jest dać się wciągnąć do sieci. Sport wydaje się czymś bardzo nieatrakcyjnym, a jego szanse na wydostanie graczy z ich wirtualnej pułapki są nikłe. Dlaczego? Ludzie są z natury leniwi. Dążenie do czegoś, na przykład zdobycia sportowych osiągnięć, wymaga nakładu pracy i czasu. Czasu, którego szkoda nam marnować na ćwiczenia, ruch. Wolimy usiąść przed monitorem i sprawić, że w danej grze stajemy się tym, czym chcemy lub do czego chcemy dążyć. Tam nas akceptują, tam nikt nas nie osądza, tam nie liczy się nasza osobowość. Jeśli coś pójdzie nie tak, można cofnąć się i wszystko zmienić. Tam czujemy się pewnie, bo nic nie ma prawa się zmienić. Ten świat jest wspaniały, ale zgubny. Życie w wirtualnej rzeczywistości jest czarną dziurą, której pozwalamy się pochłonąć. Zanikają nasze morale, zaciera się różnica między dobrem a złem. Zanikają wartości wpojone przez rodziców. Pozwalamy na to, bo najczęściej nie radzimy sobie z prawdziwymi problemami; takimi, których nie rozwiąże kilka kliknięć na klawiaturze. Myślę, że sport może być jednym, jeśli nie kluczowym, sposobem na wyrwanie się z tego impasu. Wysiłek pobudza nasz organizm, podczas gdy komputer sprawia, że tylko niektóre partie ciała „działają” kosztem innych (np. mięśnie brzucha). Im częściej będziemy wychodzić do ludzi, tym łatwiej będzie nam się oderwać od monitora i poradzić sobie z prawdziwym światem, naszym realnym życiem. Nie możemy zastępować sobie rodziny i przyjaciół wirtualną rzeczywistością, nawet jeśli jest to łatwiejsze.
Spędziłam przed monitorem dwie godziny i czuję, jak duży miało to na mnie wpływ. Jeżeli ludzie, zwłaszcza młodzież, nie zostaną wyzwoleni od zbyt dużego wpływu gier zaniknie ich niepowtarzalność. Sądzę, że aby do tego nie dopuścić uprawianie sportu jest dobrym początkiem. Dlatego wstając od komputera postanawiam namówić swojego brata na długi spacer z dala od wirtualnego życia. Tak na początek. Nim spróbuję wyzwalać innych, zacznę od swojej rodziny.