Nie tak dawno naruszając przepisy prawa o ruchu drogowym, mogliśmy być skontrolowani i ukarani jedynie przez drogówkę. Dziś to prawo przysługuje co najmniej kilku instytucjom.
Sama delegatura południowo-zachodnia Inspekcji Transportu Drogowego, obejmująca swym zasięgiem województwo dolnośląskie i część lubuskiego, do niedawna dysponowała 80 masztami i 11 fotoradarami. Ostatnio została doposażona o kolejnych 18 urządzeń rejestrujących przekroczenia prędkości. Poza tym po drogach naszego województwa krążą trzy, należące do niej, nieoznakowane samochody, które mogą zrobić nam zdjęcie, gdy tylko przekroczymy prędkość. Dodajmy, że w 2001 r., kiedy powoływano do życia ITD, potrzebę jej istnienia uzasadniano koniecznością kontrolowania stanu technicznego pojazdów ciężarowych i autobusów poruszających się po polskich drogach oraz dokumentów przewozowych i innych dokumentów związanych z wykonywaniem transportu drogowego.
Wrocławska straż miejska każdego dnia informuje o miejscach, gdzie ma zamiar rozstawić kilka pozostających w jej dyspozycji „fotek”. Ciekawe, że formacja, która jeszcze kilkanaście lat temu mogła zatrzymać przestępcę jedynie na podstawie tzw. „ujęcia obywatelskiego”, czyli posiadała w tym zakresie uprawnienia dokładnie takie same jak zwyczajny obywatel, a przesłanką przemawiającą za jej utworzeniem było przede wszystkim utrzymanie spokoju i porządku w miejscach publicznych, dziś kojarzy się tylko z blokadami samochodów, mandatami za złe parkowanie lub za najdroższe zdjęcia świata, czyli te z fotoradarów.
O kompetencjach tej formacji w zakresie znajomości prawa o ruchu drogowym świadczy chociażby ostatnia sytuacja, która miała miejsce przy pl. Solnym we Wrocławiu: luksusowe auto zostaje zaparkowane ewidentnie w miejscu niedozwolonym, a strażniczka stwierdza, że nie ma podstaw do interwencji, bo pojazd nie znajduje się w obrębie skrzyżowania. Kolejny funkcjonariusz jest odmiennego zdania. Komentarz nasuwa się sam: harcerze, którym dano broń i powiedziano: „udawajcie żołnierzy”. I udają… i dzięki temu do kasy miasta coś niecoś wpada.
Żeby było jasne: nie dostałem ostatnio żadnego zdjęcia z fotoradaru. Ba, od dawna nie zapłaciłem żadnego mandatu. Przykro mi się jednak zrobiło, gdy wysłuchałem słów premiera Donalda Tuska sprzed kilku lat: „Drogi są coraz gorsze, ale za to fotoradary pojawiły się na ulicach. To znaczy Polacy mają być kontrolowani wszędzie, w każdym miejscu, (…) Jechać 30 km/h, ponieważ drogi na szybsza jazdę nie pozwalają. To jest filozofia PiS-u: utrudnić życie do maksimum, a na końcu ich skontrolować, wszystkich, bez wyjątku. Tylko facet, który nie ma prawa jazdy, może wydawać takie pieniądze na fotoradary, a nie na drogi”… Smutno, bo jestem kierowcą i przekonuję się coraz bardziej, że utrudnić życie kierowcom do maksimum to nie tylko filozofia jednej formacji politycznej.
I boję się bardzo, że obudzę się jutro, a w drodze do redakcji zatrzymają mnie pracownicy służb oczyszczania miasta i usłyszę: „Dzień dobry, dokumenty poproszę… a gdzie to kierowca tak się spieszy?”… A wszystko w trosce o bezpieczeństwo… budżetu.