Na mądrych i głupich

Lubię Kargula i Pawlaka. Lubię ich proste, a zarazem pełne życiowej mądrości powiedzenia. Szczególnie jedno: że „Polacy nie dzielą się na Kresowych i resztę, a zwyczajnie na mądrych i głupich”.

Tuż po tym, jak na oficjalnym portalu miasta Oleśnicy pojawiła się informacja, że w najbliższym czasie radni zamierzają zająć się projektem uchwały o ustanowieniu św. Jana patronem tej oddalonej ok. 30 km od Wrocławia miejscowości, rozgorzała internetowa przepychanka. Jedni zarzucali drugim: ciemnogród, zacofanie, powrót do średniowiecza czy zawłaszczanie przestrzeni publicznej przez Kościół. Drudzy – pierwszym: komunistyczne myślenie, zaciekłość i brak inteligencji (i wybieram raczej te delikatniejsze określenia).

Żeby było jasne: nie mam zamiaru oceniać oleśniczan, skądinąd bardzo mi bliskich, ale patrząc na cały Dolny Śląsk, pytam: Jak to jest, że kiedy dla ulicy wybiera się za patrona Edwarda Gierka czy na planach miast dostrzega takie ulice, jak Świerczewskiego i Berlinga, nikt nie protestuje? Jeśli już nawet ktoś odważy się zabrać głos, zagłuszą go i zrobią z niego oszołoma, który zdziera gardło w imię przecież niewiele znaczących symboli. Tymczasem próba wyboru za patrona postaci historycznej, której jedyną wadą jest to, że wierzyła w Jezusa Chrystusa i dziś Kościół stawia ją za wzór do naśladowania chrześcijanom, musi zawierać tysiące uzasadnień, opinii, ekspertyz – czy przypadkiem ktoś nie zostanie urażony, a i tak kończy się na kłótni, sporach i kolejnym wytaczaniu dział przeciwko Kościołowi. Jak to jest, że radnym dziś łatwiej jest podnieść rękę za I sekretarzem KC PZPR niż za świętym? Szczerze – bez względu na wyznanie – wolałbym mieszkać przy ulicy św. Jana, autora czwartej Ewangelii, co do którego mogę mieć pewność, że życiorys ma krystaliczny, a i jego poglądów (niekoniecznie religijnych) wstydzić się nie muszę.

Oczekując na wynik głosowania oleśnickich rajców, patrzę na herb Oleśnicy i myślę o miastach zachodniej Europy, których nazwy rozpoczynają się od tajemniczego skrótu „St” (St Louis, St Denis i wiele innych), oznaczającego po prostu „święty”. Tak, to w Niemczech, Austrii, Włoszech czy nawet w słynącej z laickości Francji spotkamy setki miejscowości nazwanych imionami osób, które Kościół wyniósł na ołtarze, a ich mieszkańcy i władze, wierzący czy niewierzący, doskonale potrafią zjednoczyć się, obchodząc ich święta i wspomnienia liturgiczne.    

Bo tak naprawdę ludzie nie dzielą się na religijnych i niereligijnych, tych bardziej na prawo i tych bardziej na lewo, a zwyczajnie…


 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..